- Cecilio! Malinowy czy czekoladowy?!- usłyszałam za sobą donośny głos Jake'a. Wywróciłam oczami i chwyciłam się blatu kontuaru krzywiąc się przy tym nieznacznie. Harry nie poruszył się nawet o milimetr. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, albo to ja nie potrafiłam go odczytać. Wzrok miał utkwiony w dalszym ciągu na mojej twarzy, choć przez ułamek sekundy wychylił głowę chcąc dostrzec osobę, która do mnie krzyczała. Powinnam przerwać tą chwilę dziwnego wgapiania się w moją osobę, dlatego odwróciłam się powoli w kierunku mojego przyjaciela, dając mu znak, że ma się ulotnić.
I najlepiej zabrać mnie ze sobą.
Blondyn niezrażony moimi minami, które swoją drogą musiały być komiczne znalazł się zaraz obok mnie. Moja głowa powróciła w stronę niezapowiedzianego gościa. Uśmiechnęłam się delikatnie, robiłam to zawsze kiedy czułam się skrępowana. Harry Lawrence stał na wyciągnięcie mojej ręki.
Jego loki lekko przystrzyżone układały się do tyłu głowy. Miał chłodny wyraz twarzy, zupełnie jak ostatnio kiedy uciekłam z naszej wspólnej kolacji. Jego garnitur był perfekcyjnie wyprasowany i dopasowany do jego ciała. Był w odcieniu ciemnego brązu, całość dopełniała granatowa poszetka z białymi wzorami i rozwiązana luźno zawieszona ciemna mucha na szyi. Wyglądał wpływowo i seksownie, a jego pewność siebie jaką roztaczał wokół siebie czuć było w całym pomieszczeniu.
- Panie Lawrence co pan tu robi?- wymsknęło mi się cicho. Czułam jak mój głos drży.
Szczęka Harry'ego się zacisnęła.
- Chciałbym z Tobą porozmawiać Cecilio i przeprosić za ostatnią sytuację. - wyznał przyciszonym głosem, zupełnie jakby wstydził się słów, które wypływały zjego ust. Najwidoczniej nie przywykł do mówienia „przepraszam".Mogłam się tego spodziewać, był zuchwały dało się to wyczuć już po pierwszym spojrzeniu na tego pięknego mężczyznę.
Jake stał niewzruszony dalej przy moim boku, a ja byłam zdekoncentrowana. Przyjechał tu po to by mnie przeprosić? Nieoczekiwałam tego, nie miałam mu tego za złe, w końcu nie znałam go zbyt dobrze. Oczy Harry'ego wędrowały wymownie od Jake'a domnie.
- Minuta, Jake.- westchnęłam.
Blondyn nie robił problemów, odszedł w stronę stolika na końcu sali. Czułam na sobie jego spojrzenie, zamierzał być czujny. Dziękowałam mu za to w duchu.
Mój spokój ulatywał z każdym oddalającym się krokiem przyjaciela. Wypuściłam oddech, który przez większość czasu wstrzymywałam. W tym momencie poczułam palce chwytające mój kark, a mój rozmówca pochylił się spoglądając na moje usta pomalowane na czerwono. W ostatniej chwili odwrócił swoją głowę, zostawiając delikatny pocałunek na moim policzku. Moje ciało przeszły iskry, przez niespodziewany dotyk bruneta, wszystko co robił powodowało, że moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa, a dreszcze przebiegały po całym moim ciele.- Nie bój się.- wymruczał gardłowo.
Cofnęłam się o krok. Czułam się skrępowana jego bliskością, rozejrzałam się po sali dostrzegając spanikowaną twarz Jake'a. Przyglądał się nam uważnie, prawdopodobnie czekał tylko by mnie odciągnąć jak najdalej i wypytać co tu się właśnie wydarzyło.
Lawrence zasiadł swobodnie na stołku przy barze i spojrzał na mnie chłodnym wzrokiem. Jego humorki doprawdy były zaskakujące.
- Czy moja matka już umówiła się z Tobą na spotkanie?- zapytał powoli jakby dając mi czas na zrozumienie pytania.
Co absolutnie mi nie wystarczyło.
Spotkanie? Z jego matką? O co właściwie pytał? Czułam się nieswojo, nie rozumiałam o czym rozmawialiśmy. Musiał się zorientować, że nie mam pojęcia o co chodzi, bo po chwili dodał.
- Stephanie Miller zamierza przy waszej pomocy zorganizować bal charytatywny. Mówi Ci to coś?- zapytał z kpiną w głosie. Moje serce automatycznie zaczęło wybijać szybszy rytm, ręce drżały a w głowie miałam całkowity mętlik.
I chęć mordu na tym człowieku.
- Właściwie to jestem już umówioną z Pana mamą. Nie sądziłam po prostu... To.. nazwisko- miotałam się we własnych słowach. Elegancko.
- Nazwisko mam po ojcu, rodzice rozwiedli się, jeśli to ma Ci pomóc.- zauważył, głupkowato się przy tym uśmiechając. Był w wyjątkowo dobrym humorze albo bawiło go znęcanie się nade mną. Zacisnęłam szczękę aby powstrzymać swoją złość, a on wykorzystał to jako szansę, kładąc swoje duże dłonie na mojej talii. Przebiegł dłonią po mojej ręce, dotyk miał lodowaty.
- Proszę trzymać ręce przy sobie panie Lawrence- nakazałam.
Podniosłam nieco wyżej głowę chcąc wyglądać na bardziej pewną siebie. Nawet w moich 10- centymetrowych obcasach był wyższy o niemal głowę.
- John proszę przynieś mi kawę. Bez mleka i cukru.
Odwróciłam gwałtowanie głowę, Jake stał obok przyglądając się nam a w ręku trzymał swój notes w którym coś kreślił. Zastanawiam się czy pojawił się tak blisko przypadkiem czy specjalnie kręcił się wokół chcąc mnie ratować w chwili zagrożenia.
Jake wskazał palcem na siebie.
- To do mnie?
-A czy jest tu ktoś inny o tym imieniu?- zmierzył go lodowatym wzrokiem.
- Właściwie to jestem Jake- odpowiedział blondyn.Mierzyli się wzrokiem a ja czułam się coraz bardziej przytłoczona.Mój wzrok powędrował na Lenę, która stała w bezpiecznej odległości za barem przygotowując kolejne napoje dla gości. Dostrzegła mój wzrok podchodząc szybko w naszym kierunku. Przekazałam jej cichutko zamówienie, prosząc by się pospieszyła. Dzwoniący telefon przerwał tą napiętą atmosferę. Mój przyjaciel wzruszył ramionami kiedy odbierał połączenie. Patrzyłam na niego błagalnym spojrzeniem, kiedy odchodził w kierunku mojego biura. Harry również go obserwował.
Moje serce biło jak szalone kiedy podziwiałam twarz bruneta. Był niezaprzeczalnie przystojny. Ponownie zwrócił wzrok na mnie, a ja natychmiast uciekłam spojrzeniem do karty menu. Kawa spoczęła przed jego nosem po kilku chwilach.
- Mam zamiar pojawić się na jutrzejszym spotkaniu. Oczekuję pełnej kompetencji z waszej strony. - powiedział gardłowo. Czułam się jak małe dziecko zbesztane przez rodzica.
- Nie musi się pan o to martwić. Gwarantuję całkowite zaangażowanie. - odpowiedziałam pewniejszym głosem. Mógł pogrywać z moją osobą ale nie podważać moich kompetencji.
-Jestem perfekcjonistką jeśli chodzi o mój zawód. Profesjonalizm jest nieodłączną częścią mojej pracy panie Lawrence.Uśmiechnął się dziarsko, dotykając delikatnie wierzchu mojej dłoni.
- Jestem tego pewny Cecilio. Nie wybrałbym was gdyby było inaczej- podniósł się z krzesła skupiając wzrok na mojej twarzy. Przejechał dłonią po moich obojczykach, drugą trzymając mnie ciasno w talii. Uważnie śledził moją twarz. A ja nie potrafiłam się poruszyć.
- Do zobaczenia jutro- wymruczał w moją szyję.
I wtedy poczułam jego zęby muskające płatek mojego ucha. Jego zimny nos przyciśnięty do mojej szyi i łaskoczące loki, które dotykały mojego wgłębienia przy dekolcie sprawiły drżenie całego mojego ciała. Mimowolnie jęk opuścił moje usta. W tym czasie puścił mnie równie szybko jak chwycił.
Podczas tych dwudziestu minut, które tu spędził moja pewność siebie zmalała do poziomu zero. Zimna kawa pozostawiona przez Harry'ego z której nie wypił nawet łyka stała przede mną. Jake podszedł do mnie z szeroko otwartymi oczami wyglądając na całkowicie wytrąconego z równowagi.
- Ten facet zdecydowanie powinien się napić. Jest strasznie sztywny- wyszeptał cicho przytulając mnie do siebie.
Zaśmiałam się w jego szyje, przytakując mu w odpowiedzi.
_______________________________________
I o to rozdział kochani! Z którego naprawdę jestem zadowolona 😊 Mam nadzieję, że i Wam przypadnie do gustu 😍
CZYTASZ
Lovely gentleman ZAKOŃCZONA
RomanceCecilia Evans pragnie jedynie przetrwać ślub swojej dobrej znajomej, nie zwracając przy tym uwagi na swojego byłego narzeczonego. Los nie pozwala jej jednak długo cieszyć się samotnością. Oprócz burzliwej rozmowy z człowiekiem, którego niegdyś kocha...