Otaczająca mnie cisza dawała mi pewnego rodzaju spokój. Mogłam przemyśleć każde wypowiedziane zdanie przez Bonneta. I choć ten spokój pozwalał mi próbować zrozumieć wszystko co się wydarzyło, to jednak czułam, że nie mogę ufać tylko jego słowom. Od zawsze byłam rozważną i racjonalnie myślącą osobą, w każdym drobnym konflikcie uważałam by wysłuchać każdej ze stron, bo to dawało mi obraz na całą sytuację. Jednak wiedziałam, że nie jestem jeszcze gotowa by wrócić, nie chciałam się mierzyć z prawdą, która mogła się dla mnie okazać zbyt bolesna. A czułam to całą sobą.
I choć moje myśli krążyły przy jednym i tym samym temacie od wczorajszego popołudnia to jednak głośne burczenie w brzuchu przypomniało mi o głodzie. Dlatego skierowałam swoje kroki w stronę domku, otulając się szczelniej kardiganem, który miałam na sobie. Dzień był rześki, a silny wiatr sprawiał, że było zdecydowanie chłodniej niż mogło się wydawać. Ruszyłam prosto do kuchni chcąc przygotować sobie śniadanie. Złapałam za zielone jabłko z misy stojącej na blacie kuchennym kiedy usłyszałam dźwięk telefonu.
Zerknęłam na wyświetlacz a kiedy dostrzegłam imię bruneta zrozumiałam, że musiał dowiedzieć się, że nie ma mnie w domu. Mogłam się tego spodziewać, w końcu wczoraj w domu nie była tylko Jospehine, ale także ogrodnik i dwóch ochroniarzy, którzy na bieżąco informują Lawrence'a co się dzieje w posiadłości. Przeklęłam w duchu nie będąc pewną czy odebrać. Mimo ogromnej chęci usłyszenia jego głosu i dowiedzenia się prawdy, nie byłam pewna czy chcę tego właśnie teraz. To nie była rozmowa na telefon, musiał powiedzieć mi prawdę prosto w oczy. Dlatego odrzuciłam połączenie i napisałam krótką wiadomość tekstową, w której poinformowałam go, że chciałam odpocząć i gdzie się znajduję. Wiedziałam, że gdyby tylko usłyszał mój głos domyśliłby się, że coś jest nie tak. Lawrence nie mógł wiedzieć co się stało, w końcu jest w San Diego i wraca dopiero za kilka dni, co mnie nieco uspokajało.
Spokojnym krokiem weszłam do kuchni zabierając ze sobą sok jabłkowy i rogaliki, które miały być moim śniadaniem. Na ganku na którym ustawiony był niewielki stół i dwa krzesła już ustawione były naczynia i mój ulubiony truskawkowy dżem. Krzątając się po domu usłyszałam dźwięk sygnalizujący nową wiadomość w smartfonie.
"Chcę z Tobą porozmawiać, odbierz telefon."
Odłożyłam urządzenie, łapiąc w tym czasie za parujące naczynie z herbatą. Próbowałam upić łyk gorącego napoju kiedy na nowo rozdzwonił się mój telefon. Przez krótką chwilę zawahałam się po czym przeciągnęłam palcem na zieloną słuchawkę.
- Cecillio.- Usłyszałam głos, za którym tak bardzo tęskniłam.
-Harry.- Odpowiedziałam ściszonym głosem.- Napisałam ci, że jestem w domku rodzinnym moich rodziców, wszystko jest w porządku.- Zacisnęłam zęby, prosząc w duchu o stabilny głos.
- Dlaczego nie ma cię w domu?- Zadał pytanie. - Wiem, że coś się stało.
Przełknęłam ślinę, nie przerywając mu jednak.
-Rowan poinformował mnie, że wyszłaś wczoraj późnym wieczorem.- Wyjaśnił. - Płakałaś... Chcę wiedzieć co się wydarzyło.- Jego ochrypły, mocny głos nawet przez telefon przyprawiał mnie o ciarki.
- To nic.. Miałam po prostu gorszy dzień.- Wyjaśniłam, chcąc zbyć jego pytania.- Jesteś już po spotkaniu?- Zadałam pytanie.
- Nie zmieniaj tematu Cecillio. Proszę cię, wróć do domu. - Jego stanowczy głos rozbrzmiał w słuchawce, przez co westchnęłam.
- Po prostu chcę odpocząć Harry. -Wyjaśniłam.- To tylko kilka dni, które zamierzam spędzić sama, bez pracy i jakichkolwiek telefonów.
- Uwielbiasz swoją pracę... Nie rozumiem dlaczego tak nagle wyjechałaś. - Mówił coraz bardziej przejęty.
CZYTASZ
Lovely gentleman ZAKOŃCZONA
RomanceCecilia Evans pragnie jedynie przetrwać ślub swojej dobrej znajomej, nie zwracając przy tym uwagi na swojego byłego narzeczonego. Los nie pozwala jej jednak długo cieszyć się samotnością. Oprócz burzliwej rozmowy z człowiekiem, którego niegdyś kocha...