12

830 48 0
                                    

       #Ariana
Od kilku dni byłam już praktycznie zdrowa, miałam jedynie przytkany nos. Do szkoły chodziłam systematycznie już od tygodnia. Nie obyło się oczywiście bez pytań, i konieczności usprawiedliwienia nieobecności. Jakieś trzy godziny temu skończyłam lekcje i teraz ogarniałam dom by matka nie miała do czego się przyczepić. Zastanawiałam się razem z Lirą co zrobić z lisem, jednak nic nam nie wpadło do głowy,  w dodatku Lira jakąś godzinę temu musiała szybko jechać do szpitala ze swoim wujkiem bo jej babcia dostała udaru. O wszystkim powiadomił wszystkich dziadek Liry, ktory już wtedy siedział przy żonie po podróży karetką razem z nią.
   Siedziałam sama w domu popijając herbatę i głaszcząc lisa.-I co ja mam z tobą zrobić, co?-mruknęłam do lisa cicho, tuląc się do grzejnika. Omal nie podskoczyłam na dzwonek do drzwi. Zmarszczyłam brwi kierując się w stronę wejścia. Kto to może być?  Przecież nikogo się niespodziewam, a znając życie matka bedzie dopiero za około pięć godzin jak nie wiecej. Wyjrzałam przez wizjer i zamarłam. Nic nie rozumiałam. Co się do diabła dzieje?! Nic nie zrobiłam przecież. Byłam wystraszona, jednak nie dałam tego po sobie poznać.
-Dzień dobry, coś się stało?
-Dzień dobry. Jestem Monika Kobach, a to jest młodszy aspirant Michael Kirasuno. Pani Ariana Smith?-odpowiedziała młoda policjantka pokazując swojego kolegę, i pytając się mnie.
-Tak, zgadza się. Coś się stało?-ponowiłam pytanie.
Policjanci rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenia, po czym pani westchnęła i  spytała:
-Moglibyśmy wejść do środka? To nie jest odpowiednie miejsce na tą rozmowę.
-W porządku, ale poprosiłabym o pokazanie najpierw legitymacji.-postanowiłam ich sprawdzić i jednocześnie miałam rękę opartą na biodrze czując pod spodem mój ulubiony czarny  sztylet. Jak zawsze miałam go przy sobie. Lis czując że szykuję się do ewentualnego ataku wyszczerzył kły i zaczął ostrzegawczo warczeć, pusząc się. Policjantka rzuciła mu niespokojne spojrzenie pokazując legitymację natomiast niejaki Michael wlepiał wystraszony wzrok w zwierzę również pokazując legitymację. Każdą legitymację obejrzałam i mając pewność że mówią prawdę oddałam im je po czym zrobiłam im miejsce w przejściu wpuszczając ich do środka i zamykając drzwi. Lis natomiast widząc że można im zaufać, uspokoił się i przygładził sierść mimo wszystko zachowując dystans i drepcząc wiernie przy mnie.
-Ostrożne zachowanie.-po raz pierwszy odezwał się Michael.-Lecz rozsądne. Długo pani pożyje i nie da wykiwać.
-Przyzwyczajenie. Może przejdźmy na ty? Nie przepadam za sztywnymi rozmowami. Rozsiądźcie się. Kawy, herbaty?
- Chętnie usiądziemy ale jednak chyba odmówimy czegoś do picia...
-Ja chętnie.  Poprosiłbym herbatę, zwykłą.-Michael wgryzł się w słowo Monice, siadajac razem z nią na kanapie.
Ta rzuciła mu wściekłe i ostrzegawcze spojrzenie. Zaśmiałam się, przez co spojrzeli na mnie nie rozumiejąc.
-Spokojnie niczego wam nie dosypię.-widząc ich zdziwione miny, dodałam-wystarczy pomyśleć. Poza tym widać po was czego się obawiacie z mojej strony. Spokojnie.
Postawiłam na stole opakowanie zwykłej herbaty a po chwili przyniosłam szklankę z wrzątkiem.
-Dziękuję.-powiedział Michael i zaczął parzyć sobie herbatę.
-Proszę. Domyślam się jednak że nie przysliście tu na herbatę i pogaduszki. Nie codziennie widzi się policję pod drzwiami.-powiedziałam siadając w fotelu naprzeciwko nich.
-Owszem. Mamy sprawę związaną z twoimi rodzicami.-odezwała się Monika. Wyglądało na to że będę rozmawiać bardziej z Moniką bo Michael zajmował się herbatą oraz przyglądał się lisowi leżącemu na moich stopach i z uniesionym łbem przyglądającemu się uważnie dwójce gości.
-Masz na myśli moją matkę? Jest w delegacji od miesiąca, za kilka godzin wraca. Jeśli chodzi ci o ojca, choć wątpię, to nie żyje od kilku lat.
-Przykro mi. I owszem chodzi nam o twoją matkę. Twoją matką jest Jasmine Smith, prawda?
-Tak. Co w zwiazku z tym?
-Wczoraj był wypadek, cysterna z ropą naftową zdarzyła się z kilkoma osobówkami, po czym wybuchła powodując rozległy pożar. Zapewne słyszałaś.-powiedziała Monika, a ja już wiedziałam do czego to zmierza.
-Owszem.-powiedziałam powoli-Cysterna zdarzyła się z pijanym kierowcą, po czym nie mogąc wyhamować cały jej tył skręcił się do boku kabiny. Po drodze wjechała w sześć innych samochodów gniotąc je, a tych nieszczęśniów ktorzy znaleźli się najbliżej zmiażdżyła. Chwilę po tym jak się zatrzymała, wybuchła powodując pożar i wyciek ropy. Nikt nie przeżył.-oboje spojrzeli na mnie zdziwieni. Wyruszyłam ramionami popijając resztki zimnej herbaty.-Lubię wiedzieć co się wokół mnie dzieje. A w radiu zawsze mówią wcześniej niż w telewizji. Wystarczy dobrać odpowiednią stację.
Wyglądałam na spokojną ale w środku panikowałam i trzęsłam się ze strachu mówiąc o wypadku. Już wiedziałam po co przyszli lecz wciąż miałam nadzieję że chodziło o co innego.
-Wczoraj przeprowadzano sekcje wszystkich znalezionych zwłok. Twoja matka była jednym z tych nieszczęśników których zmiażdżyło.
Zaczęłam się trząść. To nie może być prawda...
-Cz-czyli...o-ona...
Nie byłam w stanie wydusić słowa. Może i jej nienawidziłam, ale wciąż kochałam. To moja matka. Powiedz że nie...proszę. Zaprzecz.
-Twoja matka nie żyje. Przykro mi.

Poniżej Depresji [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz