#Ariana
Od kilku dni byłam już praktycznie zdrowa, miałam jedynie przytkany nos. Do szkoły chodziłam systematycznie już od tygodnia. Nie obyło się oczywiście bez pytań, i konieczności usprawiedliwienia nieobecności. Jakieś trzy godziny temu skończyłam lekcje i teraz ogarniałam dom by matka nie miała do czego się przyczepić. Zastanawiałam się razem z Lirą co zrobić z lisem, jednak nic nam nie wpadło do głowy, w dodatku Lira jakąś godzinę temu musiała szybko jechać do szpitala ze swoim wujkiem bo jej babcia dostała udaru. O wszystkim powiadomił wszystkich dziadek Liry, ktory już wtedy siedział przy żonie po podróży karetką razem z nią.
Siedziałam sama w domu popijając herbatę i głaszcząc lisa.-I co ja mam z tobą zrobić, co?-mruknęłam do lisa cicho, tuląc się do grzejnika. Omal nie podskoczyłam na dzwonek do drzwi. Zmarszczyłam brwi kierując się w stronę wejścia. Kto to może być? Przecież nikogo się niespodziewam, a znając życie matka bedzie dopiero za około pięć godzin jak nie wiecej. Wyjrzałam przez wizjer i zamarłam. Nic nie rozumiałam. Co się do diabła dzieje?! Nic nie zrobiłam przecież. Byłam wystraszona, jednak nie dałam tego po sobie poznać.
-Dzień dobry, coś się stało?
-Dzień dobry. Jestem Monika Kobach, a to jest młodszy aspirant Michael Kirasuno. Pani Ariana Smith?-odpowiedziała młoda policjantka pokazując swojego kolegę, i pytając się mnie.
-Tak, zgadza się. Coś się stało?-ponowiłam pytanie.
Policjanci rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenia, po czym pani westchnęła i spytała:
-Moglibyśmy wejść do środka? To nie jest odpowiednie miejsce na tą rozmowę.
-W porządku, ale poprosiłabym o pokazanie najpierw legitymacji.-postanowiłam ich sprawdzić i jednocześnie miałam rękę opartą na biodrze czując pod spodem mój ulubiony czarny sztylet. Jak zawsze miałam go przy sobie. Lis czując że szykuję się do ewentualnego ataku wyszczerzył kły i zaczął ostrzegawczo warczeć, pusząc się. Policjantka rzuciła mu niespokojne spojrzenie pokazując legitymację natomiast niejaki Michael wlepiał wystraszony wzrok w zwierzę również pokazując legitymację. Każdą legitymację obejrzałam i mając pewność że mówią prawdę oddałam im je po czym zrobiłam im miejsce w przejściu wpuszczając ich do środka i zamykając drzwi. Lis natomiast widząc że można im zaufać, uspokoił się i przygładził sierść mimo wszystko zachowując dystans i drepcząc wiernie przy mnie.
-Ostrożne zachowanie.-po raz pierwszy odezwał się Michael.-Lecz rozsądne. Długo pani pożyje i nie da wykiwać.
-Przyzwyczajenie. Może przejdźmy na ty? Nie przepadam za sztywnymi rozmowami. Rozsiądźcie się. Kawy, herbaty?
- Chętnie usiądziemy ale jednak chyba odmówimy czegoś do picia...
-Ja chętnie. Poprosiłbym herbatę, zwykłą.-Michael wgryzł się w słowo Monice, siadajac razem z nią na kanapie.
Ta rzuciła mu wściekłe i ostrzegawcze spojrzenie. Zaśmiałam się, przez co spojrzeli na mnie nie rozumiejąc.
-Spokojnie niczego wam nie dosypię.-widząc ich zdziwione miny, dodałam-wystarczy pomyśleć. Poza tym widać po was czego się obawiacie z mojej strony. Spokojnie.
Postawiłam na stole opakowanie zwykłej herbaty a po chwili przyniosłam szklankę z wrzątkiem.
-Dziękuję.-powiedział Michael i zaczął parzyć sobie herbatę.
-Proszę. Domyślam się jednak że nie przysliście tu na herbatę i pogaduszki. Nie codziennie widzi się policję pod drzwiami.-powiedziałam siadając w fotelu naprzeciwko nich.
-Owszem. Mamy sprawę związaną z twoimi rodzicami.-odezwała się Monika. Wyglądało na to że będę rozmawiać bardziej z Moniką bo Michael zajmował się herbatą oraz przyglądał się lisowi leżącemu na moich stopach i z uniesionym łbem przyglądającemu się uważnie dwójce gości.
-Masz na myśli moją matkę? Jest w delegacji od miesiąca, za kilka godzin wraca. Jeśli chodzi ci o ojca, choć wątpię, to nie żyje od kilku lat.
-Przykro mi. I owszem chodzi nam o twoją matkę. Twoją matką jest Jasmine Smith, prawda?
-Tak. Co w zwiazku z tym?
-Wczoraj był wypadek, cysterna z ropą naftową zdarzyła się z kilkoma osobówkami, po czym wybuchła powodując rozległy pożar. Zapewne słyszałaś.-powiedziała Monika, a ja już wiedziałam do czego to zmierza.
-Owszem.-powiedziałam powoli-Cysterna zdarzyła się z pijanym kierowcą, po czym nie mogąc wyhamować cały jej tył skręcił się do boku kabiny. Po drodze wjechała w sześć innych samochodów gniotąc je, a tych nieszczęśniów ktorzy znaleźli się najbliżej zmiażdżyła. Chwilę po tym jak się zatrzymała, wybuchła powodując pożar i wyciek ropy. Nikt nie przeżył.-oboje spojrzeli na mnie zdziwieni. Wyruszyłam ramionami popijając resztki zimnej herbaty.-Lubię wiedzieć co się wokół mnie dzieje. A w radiu zawsze mówią wcześniej niż w telewizji. Wystarczy dobrać odpowiednią stację.
Wyglądałam na spokojną ale w środku panikowałam i trzęsłam się ze strachu mówiąc o wypadku. Już wiedziałam po co przyszli lecz wciąż miałam nadzieję że chodziło o co innego.
-Wczoraj przeprowadzano sekcje wszystkich znalezionych zwłok. Twoja matka była jednym z tych nieszczęśników których zmiażdżyło.
Zaczęłam się trząść. To nie może być prawda...
-Cz-czyli...o-ona...
Nie byłam w stanie wydusić słowa. Może i jej nienawidziłam, ale wciąż kochałam. To moja matka. Powiedz że nie...proszę. Zaprzecz.
-Twoja matka nie żyje. Przykro mi.
CZYTASZ
Poniżej Depresji [ZAKOŃCZONA]
RandomAriana jest miłą, zwariowaną, czasem wredną nastolatką. Nie wyróżnia się spośród innych, ma dobre oceny, przyjaciół, chętnie pomaga znajomym. Lecz co się stanie gdy była depresantka wróci do nałogu? Przez co bedzie chciała się zabić? Jak wiele potr...