to był już drugi rok na wyspie. wszyscy mieli około trzynaście-czternaście lat, z grupy michaela. każdego dnia wykonywali codzienną rutynę.
pobudka o piątej trzydzieści, potem biegi, prysznic, śniadanie, trening, ćwiczenia obronne, uprawa roli, obiad, dwie godziny wolnego, biegi, trening, a potem do łóżek.
Na początku było ciężko, ale każdy radził sobie i starał się jak mógł. ścisłowcy, chemicy, biolodzy i inne doskonałe umysły zamiast biegów wieczorem, pobierały dodatkowe lekcje.
w grupie michaela, z którą przyjechał były tylko trzy takie osoby. matematyk, biolog i fizyk. mike do nich nie należał, ale ash był dobry z biologii. zaprzyjaźnili się w tym czasie i trzymali razem.
była pora na śniadanie i wszyscy powoli zbierali się na stołówkę, ale mike wolał jeszcze chwilę posiedzieć pod prysznicem. znał panujący tu rygor. gdy byli mali było lżej, ale teraz? strażnicy nie szczędzili sobie kar, a zielonooki wiedział, że jeśli się spóźni nie dość, że nie dostanie nic do wieczora (jeśli w ogóle pozwolą mu coś zjeść), to oberwie mu się, aż nie będzie mógł chodzić.
gdy tak o tym myślał przez parę długich minut, stwierdził, że chyba lepiej jak wyjdzie. Ubrał się w ten sam zestaw co zawsze i roztrzepał, już i tak rozwalone włosy. chciałby je pewnego dnia pofarbować, a wiedział, że mają tu barwniki. gdyby zrobił odpowiednią mieszankę, mogłoby mu się udać. zanotował w pamięci, żeby podpytać Evana. mimo wszystko, starszy mężczyzna był najmilszy,chociaż dość wymagający na treningach.
udał się na stołówkę. minął się w drzwiach z ashem, który rozmawiał z czarnowłosym chłopakiem. miał ciemniejszą karnacje i ciemne, brązowe oczy.
-och, hej mike - uśmiechnął się ashton. - my właśnie wychodzimy, ale myślę, że zdążysz. ach, właśnie poznaj Caluma - wskazał ręką na mulata.
-Um, hej, muszę iśc bo mam mało czasu, złapie was na treningu, cześć - Cal tylko mu pomachał i dwójka udała się do domku.
mike westchnął zrezygnowany. zawsze siedział z ashem bo w sumie nie znał tu nikogo innego. bał się trochę, że ash będzie wolał caluma od niego. zagryzł wnętrze policzka i wszedł do stołówki.
wziął tackę z dwoma kromkami, cienko posmarowanymi marmoladą i jogurtem. dobrał do tego zimną już, herbatę i rozejrzał się za wolnym stolikiem. wszystkie, niestety, były zajęte. tylko jeden stolik, przy którym siedział blondyn i zrezygnowany żuł kanapkę z twarorzkiem. podszedł do niego powoli, trochę zestresowany. znał tego chłopaka.miał na imię luke. blond włosy postawione do góry, niebieskie oczy i kolczyk w wardze z jakiegoś drutu. michael sam widział jak luke go robił i przebijał sobie wargę w łazience. tak, blondyn był zdecydowanie odważny. jeden z najlepszych na treningach. jednak zawsze stał sam. nikt się z nim nie trzymał. ludzie twierdzili, że był niebezpieczny gdy trzy tygodnie po przyjeździe pobił nowego chłopca. dlatego mike bał się, że hemmings może mu coś zrobić.
-um, hej mógłbym się dosiąść? - spytał bujając się na piętach, ale luke nawet na niego nie spojrzał.
-jeśli musisz - zielonooki uznał to za tak.
CZYTASZ
island of the apocalypse | muke✔️
Fanfic"- luke? - tak? - kim my dla siebie jesteśmy? - wszystkim co mamy, mike. wszystkim..." Uwagi Miłość homoseksualna Raczej nie będzie 18+ To nie dokładnie ff gdzie uciekaja przed zombie. Dedykowane dla Kamili c: