strona 9

121 14 25
                                    

Chester uśmiechnął się chytrze.

- i co chudzinko, może jesteś sprytny, ale na pewno nie silniejszy ode mnie.

zbliżał się do mnie a ja cofałem się powoli. musiałem coś wymyślić. czarnowłosy miał racje. nie dorównam mu siłą. był znacznie większy ode mnie. ale zgadzałem się z nim w dwóch rzeczach. ja, byłem sprytniejszy. podbiegłem szybko po krążek który był utkwiony w posągu syreny i stanąłem na krawędzi.

- chcesz krążek? to sobie weź! - wyciągnąłem rękę za krawędź. chester pobiegł po metalowy przedmiot. gdy miał go złapać, schowałem go do kieszeni, a czarnowłosy spadł na siatki, które zamortyzowały upadek. teraz, sunny pokonała deana i zostaliśmy we dwoje. tłum krzyczał nasze imiona i przysięgam, że luke krzyczał je najgłośniej. miałem plan i musiał się udać.
ponownie wystawiłem krążek.

- mnie już na to nie nabierzesz mike - zaśmiała się brunetka i prawie walnęła mnie nożem w ramię, ale odepchnąłem atak.

odbiegłem od niej i zacząłem biec dookoła. zaczęła mnie gonić. przyspieszałem i biegłem coraz bliżej krawędzi, a ona była coraz bliżej mnie.

prawie złapała mnie za ramię ale w tym momencie zatrzymałem się i skręciłem w lewo, a ona zachwiała się na krawędzi i spadła.

wygrałem.

tłum krzyczał wszyscy wiwatowali, a ja skakałem i krzyczałem. po paręnastu minutach zszedłem i od razu podbiegł do mnie luke i melody. ashton i calum wzięli mnie na ramiona i podrzucali. wszyscy krzyczeli i gratulowali. cieszyłem się jak dziecko.

wieczorem urządziliśmy ognisko. były tańce, jedzenie, konkursy i zabawy. znowu miałem na głowie piórka i koraliki, a twarz pomalowaną barwnikami. co chwila ktoś podchodził i gratulował mi. wspólnie wznieśliśmy toast i Ethan odchrząknoł aby coś ogłosić.

- moi drodzy! po pierwsze, chciałbym pogratulować michaelowi wygranej w turnieju - wzniósły się wiwaty i okrzyki - ale, za wygraną dostaje się nagrodę prawda? - znowu zakrzyczeli - a więc mike. twoją nagrodą będzie, bezpieczne miejsce na stałym lądzie! - wszyscy krzyczeli najgłośniej jak się dało. wiwaty i oklaski były jeszcze głośniejsze.

a ja miałem wrażenie, że nie słyszę nic. tłum ludzi okrążył mnie, a ja praktycznie na kolanach uciekłem do naszego domku. za mną pobiegła melody.

- mike? wszystko w porządku? nie wyglądasz na zadowolonego - usiadłem na łóżku, a rudowłosa obok mnie. położyła rękę na moim ramieniu i uśmiechnęła się pokrzepiająco.

- bo nie jestem szczęśliwy mel. zawsze myślałem, że pewnego dnia stwierdzą, że może my wszyscy jesteśmy gotowi. ja, luke, ty, calum i ash. i razem popłyniemy na stały londyn.

i faktycznie tego chciałem. nie potrzebowałem zapewnienia, że jestem bezpieczny. każdego dnia bałbym się i nie miałbym zielonego pojęcia co dzieje się z moimi przyjaciółmi. każdego dnia w strachu. poza tym nie miałem przecież pojęcia co zastanę na wyspie. czy to będzie wyglądało jak normalna rzeczywistość? tak naprawdę, przyzwyczaiłem się do braku wychodka i codziennego wycisku na treningach. miałem pewność, że ludzie, o których się troszczę są bezpieczni.

- wszystko będzie dobrze mikey, zobaczysz - ujęła moją twarz w swoje dłonie. były ciepłe i miękkie. zbliżała się powoli do mnie i jej usta dotknęły moich. zdziwiony przerwałem pocałunek.

- melodie, ja przepraszam, ale, ale, ja nie czuję tego co ty. przykro mi - wstałem roztrzęsiony. znamy się długo, ale nigdy nie myślałem o mojej przyjaciółce w ten sposób.

nie chciałem patrzeć jak jej oczy zachodzą się łzami. wybiegłem z domku i pobiegłem do lasku, w miejsce gdzie przesiadywaliśmy z lukiem.

- mike?


[ 3/3 przykro mi kamil, zapewne teraz planujesz jak mnie zabić, ale poczekaj jeszcze chwilę haha powiem wam, że niedługo kończę to ff bo jesteśmy bardzo blisko ALE od razu mówię, że będzie druga część hihi]

island of the apocalypse | muke✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz