Strona 3

157 18 4
                                    

uśmiechnij się punk rockowy koteczku xx

-jestem michael.

-ta, i co z tego? - mruknął wyraźnie znudzony i rzucił skórką od chleba na talerz.

stwierdziłem, że po prostu usiądę i zacznę jeść. unikałem jego wzroku, mimo, że on nie ukrywał tego jak wlepiał we mnie swoje gały.

-co się tak patrzysz? - spytałem odważnie sam zdziwiony moją pewnością siebie.

-boisz się mnie? - spojrzałem mu przez chwilę w oczy, ale po kilku sekundach spuściłem wzrok.

-wszyscy się ciebie boją odkąd pobi.. - nie dokończyłem, ponieważ luke gwałtownie wstał i przygwoździł mnie do ściany, trzymając za koszulkę - na stołówce zrobiło się cicho.

-może i go pobiłem, ale uwierz, miałem ku temu powód - powiedział z zaciśniętymi zębami.

-może i tak, ale na mnie nie musisz tak naskakiwać. a potem dziwisz się, że wszystcy się boją i jesteś sam - jak zwykle, nie potrafiłem ugryźć się w język. zawsze musiałem mieć ostatnie słowo, przez co pyskowałem i nie raz mi się za to obrywało.

tym razem poskutkowało. blondyn puścił mnie patrząc jakby gdzieś przez ścianę. wypuściłem powietrze i minąłem go zachaczając o jego ramię. chciałem iść dalej, ale złapał mnie z refleksem za nadgarstek.

-zobaczysz, że znajdę powód żeby cię naskoczyć i nawet nie będziesz wiedział za co.

- nie miałoby to sensu, bo jeśli nie ja, to reszta też nie, a wtedy ty miałbyś kłopoty, a ludzie nadal baliby się ciebie dwa razy bardziej.

cztery lata później...

dzisiaj był dzień rytułału. dowódca wyspy jest dosyć religijny. wierzy w duchy i to, że dzięki nim żyjemy. odbywa się to co parę miesięcy. wszyscy mają odpuszczony trening, a wieczorem zbieramy się na wielkie ognisko. siedzimy tam do późnej nocy grając, tańcząc i modląc się. lubię to święto. nie przez odpuszczony trening, czy przez to, że wierzę w modły. lubię je bo ludzie tego dnia wyglądają na szczęśliwych i jakby nie zwracają uwagi na to, co dzieje się za wodą. ci, którzy ukończyli osiemnasty rok życia, robili sobie tatuaże. wszyscy obchodzą urodziny tego samego dnia, i dziś był ten dzień, w którym kończyłem osiemnaście i mogłem zrobić sobie tatuaż tak samo jak paręnastu innych uczestników.

było dopiero po obiedzie, dlatego ten czas chciałem wykorzystać na spacer. nie zwracałem uwagi na deszcz i wiatr. przechadzając się po polu treningowym, spotkałem ćwiczącego luke'a. celował z łuku do tarczy. trafiał prawie w sam środek.

-nie powinieneś być w domu? - spytał nakładjąc strzałę i celując.

-to samo mógłbym powiedzieć do ciebie - usłyszałem świst strzały. podszedłem bliżej. znowu nie trafił idealnie.

-jeśli miałoby coś się stać, pogoda nie zwracałaby na to uwagi - roztrzepał włosy.

-a ja chciałem się po prostu przejść.

luke zakładał strzałę, a ja musiałem spróbować. wyjąłem nóż z pokrowca, wycelowałem. trafiłem w sam środek.

-idź już bo się przeziębisz dzieciaku - pokręcił głową z uniesionym kącikiem ust. tak, luke był najstarszy z nas wszystkich i najlepszy na treningach.

-tak jest szefuniu - zasalutowałem i poszedłem.

island of the apocalypse | muke✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz