Rozdział 3

981 118 33
                                    

  Powiódł zmęczonym wzrokiem po imprezowiczach. Bakugou zniknął gdzieś razem z Kirishimą. Może przygotowywali jakąś niespodziankę? W końcu byli przyjaciółmi, jeśli można było to tak nazwać.
  Przeniósł wzrok gdzie indziej. Kaminari, już całkiem pijany, filtrował ze wszystkim, co się ruszało, Uraraka wyprowadzała uwieszoną na jej ramieniu Asui, kilka osób obżerało się przekąskami, inni już spali rozwaleni w przypadkowych miejscach i pozycjach, niektórzy tańczyli lub robili bliżej nieokreślone rzeczy, które co bardziej trzeźwi nagrywali, zaśmiewając się w niebogłosy. Przetarł oczy i wypił kolejny łyk tego obrzydliwego czegoś, co akurat miał w kubku. Skrzywił się, ale pił dalej. Było mu wszystko jedno.
  - Deku... - usłyszał nagle blisko.
  - Kacchan? - Odwrócił się i zamrugał kilka razy, bo świat na chwilę stał się rozmazaną plamą. - Todoroki-kun? - Stwierdził, zaskoczony.
  - Deku... - powtórzył chłopak i przysunął się nieco bliżej, a Midoriya odruchowo się cofnął. - Deku... - powiedział jeszcze raz, przekraczając wszelkie możliwe granice strefy osobistej. Był cały czerwony, nie wiadomo, czy z powodu alkoholu, czy może źle się czuł...
  Nagle przyciągnął głowę chłopaka i złączył ich usta. Ofiara jęknęła w zaskoczeniu pomieszanym z przyjemnością, a Todoroki wykorzystał to, by wepchnąć jej język do ust.
  Błysnął flesz, ale żaden z nich nie zwrócił na to większej uwagi - bardziej byli zafascynowani sobą, coraz pożądliwiej obejmując się za szyje lub talie i ocierając biodrami o siebie nawzajem. Ktoś jak na zawołanie puścił wolny kawałek, poszli więc na parkiet. Zakołysali się lekko w rytm muzyki razem z innymi, przypadkowymi lub nie, parami. Midoriya na pół sekundy oderwał się od swojego pijanego partnera, by złapać oddech, i mimowolnie powiódł wzrokiem po tańczących - Yaoyorozu wirowała z Jirou, Sero z Ashido, Hagakure z Ojirou, Aoyama z lampą, Tokoyami zdążył już zaliczyć zgona w ramionach Shoujiego, Kaminari leżał na podłodze i machał nogami, a Mineta niby robił przypadkowe wygibasy, ale bardziej skupiał się na mogącej skończyć się upadkiem ekwilibrystyce, by móc zaglądnąć pod jakąś zbyt krótką spódniczkę. Rozejrzał się jeszcze w poszukiwaniu Bakugou, ale albo wciąż go nie było, albo nie zdążył go zauważyć, znów zaintrygowany namiętnym pocałunkiem.
  - Todoroki-kun... Gorąco... - jęknął po chwili, czując, że dłużej nie wytrzyma w zamkniętym pomieszczeniu.
  - Chcesz wyjść? - zapytał cicho i nie czekając na odpowiedź, podniósł go bez większego problemu i jak księżniczkę zaniósł do przedpokoju, ale po krótkim namyśle otworzył jeszcze drzwi na zewnątrz i posadził go dopiero na zimnych płytkach ganku. Usiadł obok i zapatrzył się w jego rozpaloną twarz. - Nie masz przypadkiem gorączki? - chciał dotknąć jego czoła, ale ten odsunął się i pokręcił głową.
  Przez chwilę trwali tak, zatopieni w nocnej ciszy, świeżym powietrzu, ciemności rozświetlanej tylko niewielką lampą nad drzwiami i dźwiękami ich własnych oddechów  cudem słyszalnych przez stłumiony hałas imprezy.
   - Ne, Todoroki-kun - zaczął niepewnie Midoriya, nie patrząc na rozmówcę, który nie przestawał badać go pytającym wzrokiem. - Dlaczego?...
  - Bo cię kocham - powiedział miękko chłopak, zatapiając dłoń w zielonych włosach.
  - Ale ja... nie mogę - wyrzucił z siebie w lekkiej panice.
  - Czemu? - Todoroki na chwilę odsunął się od jego twarzy, wywołując nieme westchnienie ulgi.
  - Jestem w związku - wydusił, ponownie czując jego oddech na karku.
  - Z kim? Z Uraraką?
  - Nie... - zaczerwienił się mocniej. - Nie mogę powiedzieć... - dodał i zacisnął z całej siły powieki, czując wargi rozmówcy na swoich. Minęła chwila, nim poddał się i odwzajemnił pocałunek. Gdzieś w umyśle jedna jego część krzyczała rozpaczliwie, ale druga, która pod wpływem alkoholu wysunęła się na pierwszy plan, twierdziła kusząco, że przecież raz się żyje, a odrobina szaleństwa nikomu jeszcze nie zaszkodziła, tym bardziej, jeśli nikt się nie dowie tego, jak bardzo podobał mu się smak ust chłopaka, które z jednej strony były cieplejsze, a z drugiej chłodniejsze...
  Błysnął flesz. Znowu.
  Normalnie nie zwróciłby na to uwagi, ale lewitujący w powietrzu telefon wydał mu się na tyle ciekawy, że zatrzymał na nim wzrok dłuższą chwilę. Zapomniał przez to o trzymaniu gardy, co od razu wykorzystał Todoroki i ucałował go w szyję. Midoriya pisnął, nieco trzeźwiejąc, gdyż przypomniało mu to o czymś. A raczej o kimś.
  Rozległ się donośny, pijacki rechot, a telefon obok nich zaczął się trząść. Dopiero teraz dotarło do niego, co dokładnie się dzieje.
  - H-Hagakure? - zająknął się, czując na szyi kolejne pocałunki.
  - Tak - odparła dziewczyna, pstrykając kolejne zdjęcia i krztusząc się ze śmiechu. - Ładnie razem wyglądacie, wiecie?
  Todoroki tylko mruknął coś niewyraźnie, nie przerywając napastowania swojej zbitej z tropu ofiary, która już leżała pod nim, przygwożdżona jego silnymi ramionami do podłoża. Ich fotograf wybuchnął śmiechem, ale nie przejęli się tym, bardziej poświęcając uwagę sobie.
  - Ale to gejowe... Nie przestawajcie! - pisnął znów drżący telefon, bezczelnie błyskając fleszem.
  - P-przestań... - wydusił w końcu Midoriya, jakimś cudem oddychając chłopaka, po czym, korzystając z jego  chwilowej nieuwagi, kolejnym fartem wyślizgnął się z jego jednocześnie zimnych, jak i palących objęć, i wystrzelił przed siebie. Głowa ciążyła mu, jakby była z ołowiu, nogi potykały się o siebie nawzajem, a oczy, myśląc, że są zabawne, nieraz starały się rozpłaszczyć go na murze lub drzewie. Miał wrażenie, że gdzieś mignęły mu twarze Uraraki i Asui, ale nie chciał się zatrzymać. Nie mógł. Właśnie zrobił coś, czego nigdy nie powinien.
  Nawet się nie zorientował, kiedy dotarł do terenu szkoły. Wbiegł do dormitorium, nie przejmując się, że robi tyle hałasu, co stado spasionych nosorożców, dopadł windy i drżącym palcem wcisnął przycisk z numerem, który najprawdopodobniej był piątką. Ledwo co widział przez łzy, oddychał ciężko i nierówno, a od kilku minut musiał jeszcze męczyć się z kolką. Na miękkich nogach, już nie mając siły, by biec, dotarł do pokoju, na wszelki wypadek zamknął za sobą drzwi na klucz i potknął się o dywan. Wylądował twarzą w poduszce, co w tej chwili bardzo mu odpowiadało. Co prawda, przy upadku walnął nogą o kant łóżka, ale nawet tego nie czuł. Bardziej bolało go to, co zrobił. Zdradził go, tak okropnie zdradził...
  Jęknął w pościel, by dać jako taki upust emocjom. Wiedział, że zranił nie tylko Bakugou, ale i Todorokiego.
  Bo cię kocham.
  Poczuł w ustach słony smak, gdy, próbując powstrzymać szloch, zagryzł sobie wargę do krwi. W końcu jednak poddał się i pozwolił łzom popłynąć po twarzy.
  - Kacchan... - wykrztusił pomiędzy jednym spazmem a drugim - wybacz mi...

PartyBOYS Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz