Gdy tylko poczuł, że już nie śpi, wyciągnął rękę, jednak nie wymacał na poduszce obok znajomej postaci. Wstał więc, wciąż nawet nie myśląc o otwieraniu oczu, z czego jednak rozmyślił się, gdy niemal nie zabił się o szafkę, i wszedł do kuchni.
Był dokładnie tam, gdzie spodziewał się go zobaczyć. Przy stole, wciąż z założonym kuchennym fartuchem, właśnie kładł na blat dwa kubki z kawą.
- Cześć - ziewnął Midoriya i na dzień dobry cmoknął kochanka w policzek. W odpowiedzi mężczyzna przyciągnął go do siebie i złączył ich usta w pełnym miłości pocałunku, jednak bez namiętności; pocałunku całkiem czystym i niewinnym. - Musisz to robić za każdym razem? - parsknął, gdy w końcu oderwali się od siebie.
- A czemu nie? - Bakugou uśmiechnął się drapieżnie, zdjął fartuch i usiadł przy stole, tym samym rozpoczynając poranny rytułał smarowania grzanek dżemem czy czegokolwiek czymkolwiek. - Jutro jest twój dzień wolny, co nie?
- Mfn? - mężczyzna przełknął i dopiero potem dodał - tak, a co?
- Mój też - poruszył znacząco brwiami, a Midoriya zakrztusił się kawą. Otarł usta i zaczerwienił się po czubki uszu. - Nie ma mowy! Zrób to chociaż raz sam!
- Bohater powinien pomagać ludziom - zauważył Bakugou, i, nie słysząc kontrriposty, z uśmiechem podniósł do ust kubek i upił zeń solidny łyk.
Midoriya westchnął i spojrzał za okno. Z dwudziestego piętra widać było niemal całe miasto, nie, metropolię, która, z braku miejsca na lądzie, zajmowała również wodę. Jednak coś nie zmieniło się przez te kilka lat. Zapach jesieni, cudny, złoty, lekko słodki i tęskny, jak wspomnienia...
- Co zaś mamroczesz?
- ...jak jesienny świt... Co? A, nie, nic...
Czerwone oczy wpatrywały się w niego uporczywie, dając do zrozumienia, że jeszcze chwila, a przewiercą rozmówcę na wylot.
- Po prostu przypomniało mi się, kiedy naprawdę to się zaczęło... - wyrzucił z siebie, znów spoglądając na szary świat o złotawym zapachu za oknem. - Wiesz, wtedy, na tej imprezie, co przespałeś się z Kirishimą...
- Przespałem się z nim? - Bakugou zmarszczył brwi, a po chwili uniósł je w zaskoczeniu. - Faktycznie, zrobiłem to... - Odchylił się na oparciu krzesła. - Wyobrażasz sobie? Minęło tyle czasu, a on wciąż mnie kocha.
- Miłość jest dziwna, nie sądzisz? - Midoriya podparł dłonią brodę i sięgnął po nóż.
- Za to jaka okrutna - parsknął i wrócił do poprzedniej pozycji, przy okazji spoglądając na zegar. - Na którą dzisiaj masz? Dziewiąta?
- Tak... - spojrzał na niego czujnie, nie wiedząc, co kombinuje.
- To chyba nie zaszkodzi, jak to zrobimy na szybko?
Midoriya zapowietrzył się i w akcie protestu z podniesionym czołem ruszył do łazienki, by tam przygotować się na cały dzień pracy.
- Jak tylko zalegalizują homosiów też u nas, to zmieniasz nazwisko na moje! - zawołał za nim Bakugou, po czym z cichym westchnieniem oparł się o stół i spojrzał za okno. Świat tak bardzo się zmienił od tego czasu, oni się zmienili... Jedynie zapach pozostał ten sam.
Złoty, słodki - szczęśliwy.
CZYTASZ
PartyBOYS
FanfictionNie wiedzieli, kiedy ani jak to się zaczęło. Żaden z nich tego nie chciał. A jednak, ciągnęli to do przodu, nie wiedząc, kiedy przestać. Czy to dla nich lepiej, czy może gorzej?