6. Nie odejdziesz ode mnie.

3.7K 176 8
                                    


Całą drogę siedziałam z wzrokiem w podłodze. Co rusz spoglądałam w lusterko na Sodora, a on spoglądał na mnie i chyba oboje układaliśmy sobie ten mętlik, który mieliśmy w głowie. Wiedziałam, że nie chce wracać na Słowację, bo im bardziej On mnie odpychał, tym bardziej ja chciałam do niego. Wydawało mi się, że to nie była miłość, że on mi tylko imponował swoją siłą i dominacją, w końcu kobiety lubiły pewnych siebie mężczyzn, którzy mogli zapewnić im bezpieczeństwo. Pewne było to, że jeśli wsiądę do auta Vadima, to więcej nie zobaczę Sodora, który i tak zresztą nie chciał bym została na Ukrainie. Widać było, że miał mieszane uczucia, a ja nie byłam pewna czy to dlatego, że już więcej mnie nie zobaczy czy dlatego, że jedzie do faceta, który odebrał mu Tatianę.

Do Kijowa dojechaliśmy już pół godziny później. Wysiedliśmy z busa i stanęliśmy obok, czekając na Vada, który podjechał do nas po kilku minutach. Otworzył drzwi i przejęty całą sytuacją od razu zapytał jak się mam i czy nic mi nie jest, ja natomiast w ogóle nie miałam ochoty odpowiadać na jego pytania więc milczałam jak grób:

- Dawaj siano... - powiedział Sodor bacznie patrząc na każdy ruch Vadima, który wyciągał z auta czarną walizkę.

- Pół miliona. - postawił ją na ziemi i wyszedł za auto, a jeden z chłopaków po nią poszedł i sprawdził czy wszystko się zgadza. Po chwili czekania, blondyn machnął ręką do Sodora mówiąc, że kwota jest w całości i mogą się zwijać.

Wszyscy czekali aż zrobię krok do przodu i pójdę, ale ja stałam tak kilka sekund wpatrując się w Vadima, który z utęsknieniem czekał aż do niego podejdę. Powrót na Słowację średnio się do mnie uśmiechał i mimo tęsknoty za domem, wolałam zostać na Ukrainie.
Spojrzałam też na Sodora, który nie okazywał żadnych emocji i stwierdziłam, że bez sensu stać tak, jak debil. Zrobiłam jeden krok, drugi krok i zmierzałam przed siebie prosto w ramiona Vadima. W końcu w nie wpadłam i poczułam jego zapach. Zapach kłamcy, zdrajcy i tchórza, który obejmując mnie, próbował ukryć, że wystawił swoje dziecko na pewną śmierć, odbierając nam cenny priorytet. Nie okazałam mu uczuć, nie przytuliłam się do niego choć nim poznałam prawdę, miałam ochotę to zrobić, nie mówiłam do niego, nie patrzyłam mu w oczy, to była oznaka braku szacunku, która zresztą mu się należała.
Nim wsiadłam do auta, spojrzałam jeszcze na Sodora, który odjeżdżał nie spuszczając ze mnie wzroku, wiedziałam, że już więcej go nie zobaczę i będę musiała zmierzyć się ze wszystkimi problemami, które czekają na Słowacji. Skończyła się sielanka, a zaczynało życie jak dawniej, musiałam przywyknąć.

- Zrobili Ci jakąś krzywdę? - zapytał Vad łapiąc mnie za dłoń.

- Dlaczego zwlekałeś? Dlaczego dopiero po tygodniu się zjawiłeś? - spojrzałam za okno.

- Bo powiedzieli mi, że nie żyjesz... - odparł. - Przez trzy dni myślałem, że już nigdy was nie zobaczę, że wszystko straciłem, nawet nie wiedziałem co mam powiedzieć twoim rodzicom. Dopiero później w skrzynce znalazłem list, że chcą kasy. Zorganizowałem grupę i przyjechałem tutaj najszybciej jak mogłem. - dodał.

- No i gdzie ta grupa?

- Pojechała za nimi. Nic więcej już ci się nie stanie... - zdębiałam, gdy to usłyszałam. Wiedziałam, że muszę jak najszybciej zatrzymać Vadima i powiedzieć, by odwołał akcję. Wydarłam się na całe auto żeby to wszystko wycofał, by jego ludzie nie robili im krzywdy, ale on nie rozumiał moich słów. Wydawał się jakby w ogóle mnie nie słuchać, dlatego kazałam mu zatrzymać auto:

- Zadzwoń do nich i każ im się wycofać, rozumiesz? Nie mogą zrobić krzywdy chłopakom... - powiedziałam wyciągając jego telefon z uchwytu przyczepionego do szyby. Nic nie rozumiał, pytał dlaczego, po co, ale nie tłumaczyłam mu tego. - Jeśli nie odwołasz, to wysiadam i nigdzie z tobą nie jadę. Zadzwoń i natychmiast każ im wracać.

- Nie rozumiem? Zastraszyli Cię? Przecież jeśli ich zabijemy, to nic ci nie zrobią...

- Ty nic nie rozumiesz... - odblokowałam telefon. - No dzwoń, tylko bierz na głośnik.

Vadim był zmieszany, bo o niczym nie miał pojęcia, ale nie było czasu na tłumaczenia. Wybrał numer i powiedział swojemu gorylowi żeby odwołał akcję i wracał z ludźmi na Słowację. Ulżyło mi i poczułam się o wiele lepiej, ale to nie zmieniało faktu, że łysol czekał na słowa wyjaśnienia. Spokojnie poprosił bym wytłumaczyła, dlaczego tak bardzo nalegałam na odwołanie napadu, przecież ratują mi życie i powinnam być im wdzięczna, ale ja milczałam. Poprosiłam go, by odwiózł mnie do mieszkania i dał spokój z jakimikolwiek wyjaśnieniami i tłumaczeniami.

Droga do domu była koszmarna. Vad próbował ze mną rozmawiać, dobierać się do mnie i prosić o przebaczenie, ale on nie miał pojęcia, że jego romans i te wszystkie kłamstwa się wydały, że ja wszystko już wiem. Trzymałam język za zębami, by tylko nic nie wypaplać, by się na niego nie wydrzeć i mu nie przyłożyć solidnie w twarz, ale pękłam:

- Nie wiem co oni tam z tobą zrobili, ale... Zachowujesz się jakoś dziwnie. Przeprosiłem Cię, bardzo tego żałuję, tego wszystkiego, ale można to jeszcze naprawić... - spojrzał na mnie, a potem znów na drogę.

- Wiesz co? Mam ochotę jebnąć cię w ten łysy cymbał. - odwróciłam wzrok w jego stronę i przyglądałam się jego zaskoczonej minie. - Wiem o twojej zdradzie, wiem, że Vlad to syn Sodora, a nie twój, wiem, że zabrałeś nam priorytet żeby oddać go tej dziwce, jak ty jeszcze śmiesz próbować mówić o "nas" - podniosłam palce i użyłam cudzysłowia manualnego.

- Z Sodorem? Widzę, że już się zaprzyjaźniliście. - zaśmiał się. - Dlatego tak bardzo chciałaś żebym go nie zabijał? - nastała głucha cisza, aż w końcu wybuchł. - Może Cię jeszcze do niego kurwa odwieźć, co?! - wydarł się na cały samochód. Tak wściekłego, nie widziałam go jeszcze nigdy.
Jego oczy automatycznie się otworzyły, a źrenice powiększyły, jakby wstąpił w niego szatan. Vad odetchnął głośno i próbował się uspokoić, ja byłam tak przerażona, że nie byłam w stanie się ruszyć. - Nie odejdziesz ode mnie do niego, nie odejdziesz do nikogo innego, bo ci na to nie pozwolę. Wiem, że Cię zdradziłem, zrozumiałem swój błąd, teraz chcę go naprawić, a ty mi wybaczysz i będziemy żyć jak dawniej. - oznajmił.

Nie wiedziałam czy mam się odezwać czy może raczej tego nie robić, strasznie się przestraszyłam i wolałam go jednak nie zaczepiać. Przez całą drogę siedziałam cicho wpatrując się w tereny za oknem i chciałam uciec jak najdalej stąd. Bałam się tego co będzie dalej, przecież wolałam Sodora, ale może faktycznie lepiej będzie dziecku z jego prawdziwym ojcem niż z obcym mężczyzną?

__________________

Siemka! Łapcie rozdział. Życzę przyjemnego czytania 💗

Regular Degular 2 | ZAKOŃCZONE ☰Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz