7: Nie płacz synku. - Pożegnanie.

3.7K 178 2
                                    

Rok później...

Ten czas był najgorszym czasem, jaki kiedykolwiek przyszło mi przeżyć. Każda minuta ciągnęła się niemiłosiernie, a ból jaki we mnie ciążył, był tak potworny, że nie potrafiłam sobie z nim poradzić. Moją głowę zaprzątały różne myśli, złe myśli, które raniły wewnętrzną mnie pozostawiając po sobie tylko krople krwi, spadające z nieba jak deszcz. Nie tak miało wyglądać moje życie, nie tak miała wyglądać moja przyszłość, którą sobie wyobrażałam. Zdałam sobie sprawę, że żałowałam każdego podjętego w przeszłości kroku, Vadima, Sodora, a nawet rodziców, którzy bardzo mnie wspierając, zaczynali uświadamiać mi, że niepotrzebnie ich szukałam. Marzyłam o samotności w małym mieszkanku, w Warszawie, o pracy w restauracji dzień i noc, ale wiedziałam, że jest to już niemożliwe.
Płacząc wieczorem w poduszkę, płakałam za Brunem, za tamtymi czasami, kiedy wszystko było piękne, nieidealne, ale piękne, kiedy nie miałam na głowie tylu zmartwień i cierpień. Każdą moją łzę tłumaczyłam straconym dzieckiem, ale tak naprawdę, moje myśli ciągle błąkały się po Warszawie. Może i śmierć wpędziła mnie w ten stan, ale to było słuszne, słuszne było to, że powróciłam myślami do Polski, gdzie właściwie znajdował się mój prawdziwy dom, gdzie jedynym zmartwieniem było to, czy uda mi się nie spóźnić do pracy na ósmą.

Bruna nie ma, Sodor właściwie zniknął gdzieś ze swoim synem, został tylko Vadim, który cierpiał tak samo jak ja. Wstawał o szóstej i siedział w kuchni udając, że nic się nie stało, że tak naprawdę trzeba żyć dalej, a potem wychodził z domu, jechał nad jezioro i płakał w samochodzie do późnego wieczora. Tak było codziennie, codziennie zamęczał się, wiedząc, że to przez niego nasz syn nie żyje.
Miał rację.
Obwiniałam go o wszystko, co się wtedy wydarzyło, jego winą było porwanie, jego winą były nerwy i stres, które przez niego podawano mi codziennie na tacy zamiast śniadania, obiadu i kolacji. Zabiłeś nasze dziecko. Codziennie mu to powtarzałam, a on po prostu siedział i gapił się przed siebie jakby nigdy nic.

Któregoś dnia spakowałam swoją walizkę, wzięłam trochę pieniędzy z konta i wsiadłam w pociąg. Na Słowacji nigdy nie spotkało mnie nic dobrego. Porwania, płacz, śmierć dziecka i sporo kłopotów, więc nie pozostało mi nic innego, jak tylko powrót do Polski, gdzie być może mogłam znów odnaleźć swoje miejsce.
Całe moje życie legło w gruzach, z których nie potrafiłam się wygrzebać, a widok malutkiego jak dłoń dziecka, w małej trumnie widniał przed moimi oczami dzień i noc. Mój syn został na Słowacji, ale moje serce zostało w Warszawie i musiałam po nie wrócić, by móc dalej żyć. Ponoć o pewnych rzeczach trzeba zapomnieć, pewne fragmenty trzeba całkowicie wymazać i właśnie nadszedł czas, by sprawdzić czy będę w stanie tego dokonać.

   Dochodziła dwudziesta, a ja stałam na przystanku tuż przy torach i zastanawiałam się co dalej. Sądziłam, że nie mam innego wyjścia jak tylko hotel, ale wpadł mi do głowy pewien pomysł. Ruszyłam przed siebie i maszerowałam na Ochotę, do Maryśki. Miałam nadzieję, że wybaczy mi urwany kontakt i przygarnie mnie do siebie na czas mojej bezdomności. Przez całą drogę byłam jak zahipnotyzowana. Moje myśli nadal nie pozwalały się na niczym skupić, dzięki czemu cały ten czas, jaki musiałam pokonać, by dotrzeć na miejsce minął w mgnieniu oka.

Zapukałam do drzwi i mimo późnej pory miałam nadzieję, że nadal tam mieszka. Kiedyś planowała zmienić mieszkanie na większe, a minęło już tyle czasu, że nie wiadomym było czy będę mogła ją tam spotkać. Po chwili czekania drzwi otworzyły się, a w mroku dostrzegłam sylwetkę jej męża, który patrzył na mnie tak, jakby zobaczył ducha.

- Cześć, wybacz mi, że o tej porze, ale muszę was prosić o pomoc. - wyszeptałam, ale on ani drgnął. Chwilę jeszcze wpatrywał się we mnie i wpuścił mnie do środka.

- Wejdź. - zająkał się. - Pójdę obudzić Marysię. - pobiegł pędem do sypialni i po sekundzie przybiegł do przedpokoju razem z żoną.

- Boże... Ty żyjesz? - zapytała zasłaniając usta dłońmi.

- A dlaczego miałabym nie żyć? - zmarszczyłam brwi. Nie rozumiałam tej dziwnej sytuacji, która miała miejsce. Czyżby ktoś mnie uśmiercił?

  Usiadłam na kanapie, opowiedziałam im wszystko, dosłownie wszystko co się wydarzyło, a oni niedowierzali w moje słowa. Przestali rozumieć, bo cała ta sytuacja była tak poplątana, że nie mogliśmy dojść do tego kto jest kim.
Ja ponoć od ponad roku byłam martwa, zginęłam na Słowacji, wszystko się pomieszało i właściwie sama nie wiedziałam czy żyję czy też nie.

- Bardzo mi przykro z powodu twojego dziecka, nie wiem jak to jest, ale naprawdę bardzo mi przykro. - odparła Maryśka kompletnie rozbudzona.

- Chcę o tym zapomnieć, dlatego wróciłam. Czekam miesiąc i będę mogła wrócić do swojego dawnego mieszkania. - uśmiechnęłam się prowizorycznie zasłaniając smutek, który wyraźnie wypisany miałam na twarzy.

- Zostań u nas, będziesz spać ze mną w sypialni... - oznajmiła rozczulona, ale ja nie chciałam robić im kłopotu. Wyraźnie powiedziałam, że będę spać na kanapie. Udostepnili mi kilka półek i pozwolili zostać na tak długo jak zechcę. Maryśka cieszyła się z mojego powrotu i wcale nie rozpamiętywała tego, że w zasadzie sama przestałam się z nią kontaktować. Cieszyłam się, że miałam tak cudowną przyjaciółkę, która pomogła by mi w każdej sytuacji.

Pierwsza noc była ciężka i krępująca, dla nas wszystkich, ale już po kilku dniach wszystko wróciło do normy. Bawiłam się z dzieciakami, gotowałam, prałam i sprzątałam jak dawniej. Jedynie rodzice nie dawali mi spokoju. Nie mogli zaakceptować tego, że wróciłam do Polski i ciągle wydzwaniali żeby dowiedzieć się jak mi tam jest i czy dam sobie radę. Wysłali mi nawet pieniądze na nowe mieszkanie, ale powiedziałam, że wracam do wynajmowanego i chcę tam już zostać, by ułożyć sobie życie na nowo.

-----------------------

Trochu mnie nie było. Miałam kryzys twórczy, ktoś kto pisze, na pewno zrozumie co mam na myśli. Dziś publikuje rozdział i być może (jak skończę porzadki w domu) zacznę pisać następny 💚🌟

Regular Degular 2 | ZAKOŃCZONE ☰Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz