- Yumeko? - powtórzyłem, przyglądając się bacznie poczynaniom dziewczynki. Jej dłonie wciąż pozostawały w bezruchu zaciśnięte na jej szczupłej szyi, zasłaniając ten cholerny, różowy pasek, który wywołał tak wiele otarć na jej skórze.
Nie byłem w stanie pojąć tej sytuacji, a tym bardziej swojego zachowania. Mógłbym rzec, iż byłem skołowany, ale to słowo stanowczo zbyt delikatne, by było w stanie wyrazić mój stan. Gdyby zechciała przemówić i potrafiła mnie zrozumieć, byłoby mi znacznie łatwiej i prawdopodobnie nie musiałbym się bawić w niańkę. Po ponad dwóch dniach bezustannej pracy miałem dość ludzi.
Gdybym pracował jeden dzień, również miałbym ich dość.
Właściwie wystarczyłoby osiem godzin.
Choć prawdę powiedziawszy, ja generalnie miałem dość ludzi pod każdą odsłoną.
Nienawidziłem rodzinnych schadzek, irytowały mnie znajomości zawarte w pracy, nie zawierałem przyjaźni. Po prostu moje oczy widziały zbyt wiele fałszywości, bym kiedykolwiek poczuł choćby najmniejsze zainteresowanie emocjonalne drugim bytem.
Jedyne, co ciekawego mogli zaoferować mi inni, to ich przypadki. Dziwne choroby, z którymi większość lekarzy nigdy się nie spotkała, nagłe objawy, sprzeczne wyniki. Przyznaję jednak, iż gdyby nie moja wrodzona żądza zwycięstwa, darowałbym sobie leczenie.
Ja nie ratowałem ludziom życia, ja rozwiązywałem zagadki.
Tylko tyle mnie obchodziło.
- Yumeko, może jednak pojedziemy do szpitala? Wydaje mi się, że mimo wszystko coś jest nie tak. - zaproponowałem, odchylając lekko głowę do tyłu. Na samą myśl o tamtym miejscu robiło mi się niedobrze, ale nie miałem zbyt dużego pola manewru. Siedzące przede mną dziecko było bez opieki, nie potrafiło się ze mną porozumieć, a poza tym miałem "dziwne" przeczucie, że ono wcale się nie zgubiło. Zwracając uwagę na dość oczywiste fakty, mogłem zwyczajnie się domyślić, iż dziewczyna skądś uciekła. Nie wiedziałem jeszcze skąd, ale obserwując jej rany, mogłem się domyślić dlaczego.
Ale to nie moja sprawa.
Posiadałem własne problemy i nie miałem najmniejszej ochoty na pakowanie się w kłopoty, których mogłem uniknąć. Moje życie i tak było już dość zagmatwane, a po sześciu latach doświadczenia w zawodzie i kontaktach z najgorszym typem ludzi zwyczajnie wyzbyłem się współczucia.
Prościej mówiąc, miałem na wszystko wyjebane.
Co prawda przeklinanie nigdy nie było dla mnie jakkolwiek estetyczne, ale po odkryciu, iż do niektórych pacjentów łatwiej jest dotrzeć w ten właśnie sposób, niechętnie przyzwyczaiłem swoje ucho jak i język do owych sformułowań.
Zmęczony brakiem odpowiedzi cicho westchnąłem pod nosem. Było już naprawdę późno, a ja nie miałem w planach zarywania kolejnej nocki ze względu na jakąś upartą niemowę.
- To może jest jakieś miejsce, gdzie powinienem cię odwieść? Skąd wzięłaś się w tym lesie? - zapytałem, nie łudząc się nawet, iż usłyszę jakąkolwiek odpowiedź, jednak miałem nadzieję na najmniejszy znak, który pozwoli mi jakoś odczytać intencje dziewczyny.
Wtedy też ujrzałem ten strach, nie, horror, który wypełnił jej w większości obojętne spojrzenie.
Czyli naprawdę nie chciała tam wracać.
Zastanawiałem się, co było przyczyną jej milczenia, dziwnych zachowań i tej obsesji na punkcie durnej obroży, ale nie czułem się na siłach, by przeprowadzić odpowiednie testy z jej udziałem. Poza tym psychologia nie była moją działką, a oglądanie Byuna w środku nocy bardziej pasowało mi do słowa "koszmar", niżeli "pomoc".
CZYTASZ
Lost
RomanceMężczyzna zagubiony w swoim życiu. Dziewczyna zagubiona w swoim umyśle. "Zwierzęta nie mówią" - powiedział jej pan, a ona była nauczona, by słuchać jego rozkazów. Historia dwójki zagubionych ludzi, którzy wzajemnie się odnajdują. Uwagi...