Rozdział dwudziesty dziewiąty

775 60 50
                                    

Nikola

Stałam przed głównym wejściem na lotnisko, trochę trzęsąc się z zimna. Mieliśmy połowę listopada, jednak na dworze było strasznie zimno. Pogoda na telefonie wskazywała dwa stopnie, a temperatura odczuwalna wynosiła chyba minus piętnaście.

Czekałam na Krzyśka, który miał po mnie przyjechać. Nie chciałam wyznawać mu prawdy tak szybko, najlepiej to w ogóle, ale wolałam, żeby wszystkiego dowiedział się ode mnie, a nie od Kuby. Wywarł na mnie straszną presję, ale co się dziwić. Kondracki na całe szczęście zgodził się odebrać mnie z lotniska.

Czułam jednak, że rozmowa z Krzyśkiem nie będzie tą najgorszą. Najbardziej stresująca będzie chyba ta, którą będę musiała odbyć z mamą i co najgorsze - Pamelą. Po spotkaniu z Grabowskim w Londynie, chciałam się z nią spotkać i porozmawiać, ale standardowo nie odbierała telefonu. Więc po jaką cholerę go właściwie miała?

Przeskakiwałam delikatnie z nogi na nogę, by się trochę rozgrzać. Oczywiście mogłam poczekać w środku na Krzyśka, ale nie chciałam tracić czasu, tylko chciałam mieć to jak najszybciej za sobą. Spojrzałam w lewo, zauważając jak Kondracki podjeżdża samochodem. Zatrzymał się obok mnie, a ja szybko wsiadłam do pojazdu, nawet nie odpowiadając na jego przywitanie.

Patrzyłam na swoje dłonie, które strasznie mi się trzęsły. Niczego nie ułatwiał mi Krzysiek, którego wzrok na sobie czułam. Nieśmiało skierowałam spojrzenie w jego stronę i zabolało mnie serce. Jego wyraz twarzy był smutny. Nie biła od niego radość, jak to było do tej pory. Jak ja mogłam zranić tak wspaniałego chłopaka?

Przełknęłam głośno ślinę, po czym westchnęłam. Nie wiedziałam, jak mam zacząć temat, więc najprościej mi było w tamtym momencie odwrócić wzrok w stronę szyby. Usłyszałam tylko jak brunet również westchnął i odpalił silnik samochodu.

- Jak lot? - zapytał po chwili ciszy. Niezręcznej ciszy.

- W porządku, dziękuję. Jak się czujesz?

- Naprawdę będziemy rozmawiać o moim samopoczuciu? - powiedział dość zirytowany, co sprawiło, że spojrzałam w jego stronę i zauważyłam jak zaciska dłonie na kierownicy.

- Po prostu... Porozmawiamy na miejscu, dobrze?

Kondracki tylko siknął głową, a resztę drogi do Ciechanowa spędziliśmy w milczeniu. W między czasie poczułam, jak kładzie rękę na moim udzie, ale szybko ją odtrąciłam, na co tylko się wyprostował i szepnął ciche przepraszam.

Nie chciałam zaczynać tej rozmowy w samochodzie. Domyślałam się, że Kondracki może się strasznie zdenerwować i coś złego mogłoby się wydarzyć po drodze. Nie oczekiwałam, że przeprowadzimy tę rozmowę w spokojnej atmosferze, dlatego wolałam poczekać, aż będziemy w domu.

Po klikudziesięciu minutach byliśmy już w Ciechanowie. Chłopak zaparkował autem pod swoim domem, co mnie w duchu ucieszyło. Nie miałam zamiaru wyznawać mu tego wszystkiego w swoim mieszkaniu, przy mamie.

Wysiedliśmy niemalże jednocześnie z samochodu. Krzysiek wyprzedził mnie, aby otworzyć drzwi, natomiast ja oparłam się o drzwi auta i zamknęłam oczy. Szybko policzyłam do dziesięciu, po czym ruszyłam w stronę Krzyśka, który gestem ręki zaprosił mnie do środka.

Zdjęłam buty w przedpokoju i ruszyłam w stronę salonu, po czym zdjęłam z siebie płaszcz, wieszając go na oparciu kanapy. Usiadłam na nią, kiedy poczułam, że gula podchodzi mi do gardła, która uniemożliwiła mi wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa.

Chłopak stanął nade mną, krzyżując ręce.

- Więc?

Patrzyłam się na niego jak ciele na malowane wrota, czując jak do moich oczu napływają łzy. Wiedziałam, że w końcu muszę mu wszystko powiedzieć, a odwlekanie tego teraz nie miało najmniejszego sensu. Postanowiłam też nie owijać w bawełnę.

Życie to kwestia wyboru / QuebonafideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz