Rozdział dwudziesty czwarty

798 63 27
                                    


Kuba

Przez jakieś pierwsze dwadzieścia minut drogi ani ja, ani Klara nie odezwaliśmy się słowem. Co chwilę tylko spoglądałem w lusterko na dziewczynkę, która wzrok miała wlepiony w szybę.

To była naprawdę pojebana sytuacja. Nigdy w życiu bym nie przypuszczał, że coś takiego się wydarzy. Nikt chyba w tym momencie nie chciałby być na moim miejscu. Próbowałem pojąć, dlaczego Pamela przez osiem jebanych lat mnie okłamywała. Naprawdę uważała, że byłbym tak chujowym ojcem dla małej?

Kurwa, nieważne jak chujowo między nami było, na pewno bym jej nie zostawił. A co najważniejsze, na pewno bym nie pozwolił, żeby oddała Klarę obcym ludziom, a tak to wyjęła mi tyle lat z życia mojego jedynego dziecka.

Tylko co teraz będzie? Znowu mam się z nią pożegnać na kilka lat, udając, że wcale się nie pojawiła w moim życiu? W sumie to sam nie wiem jakby to teraz miało wyglądać, chyba poczekam, aż dojedziemy do Warszawy i porozmawiam z rodzicami Klary.

Rodzicami. Przecież to ja jestem jej ojcem. Kurwa mać, mam dziecko.

Uśmiechnąłem się sam do siebie, ponownie spoglądając na dziewczynkę. Nie mogłem znieść tej ciszy dłużej, mimo, że wciąż nie wiedziałem jak zacząć z nią rozmowę i w ogóle o czym mógłbym z nią pogadać. Wybawieniem okazał się znak Mc Donalda, który miał być przy najbliższym zjeździe.

- To co mała, jedziemy do Mc Donalda? - odwróciłem się do niej, uśmiechając się.

- Mama będzie zła, nie lubi jak jem w takich miejscach.

- To będzie nasza tajemnica, dobrze? - Klara z uśmiechem skinęła głową - Znasz numer do któregoś z rodziców? Zadzwonimy, żeby byli spokojniejsi.

- Znam tylko numer do taty, ale on zawsze jest do późna w pracy i ma wyłączony telefon.

Westchnąłem tylko, uznając, że piętnaście minut w te, w te stronę nie zrobi różnicy. Zjechałem w stronę restauracji i zaparkowałem auto na wolnym miejscu parkingowym. Wysiadłem, otwierając drzwi od strony Klary, gdzie mała z radością wyskoczyła z samochodu. Naprawdę, jej uśmiech był taki uroczy. Przez to wszystko sobie wkręciłem, że uśmiech miała zdecydowanie po Pameli.

Weszliśmy do środka, kierując się od razu w stronę kiosku. Staliśmy przy nim dobre pięć minut, bo mała nie mogła się zdecydować na to, co by chciała zjeść. Kurwa, nawet z ośmioletnią babą takie wyjścia były skomplikowane. Ostatecznie wybrała Happy Meal'a, tak jak myślałem, a ja standardowo Big Maca.

Usiedliśmy przy stoliku z naszym zamówieniem. Klara zaczęła wyciągać wszystko z pudełka, rozkładając to w okół siebie. Wyciągnęła kubek z jakimś dziwnym ziomkiem z Hotelu Transylwania i postawiła go obok swojego króliczka, kierując rurkę na jego mordkę. Uśmiechnąłem się, bo to było takie urocze. Następnie wyciągnęła jedną frytkę i przyłożyła mu ponownie do buzi, zrobiła smutną minkę, chyba dlatego, że nie chciał jej zjeść, po czym sama wsadziła ją sobie do ust. Kiedy zauważyła, że na nią patrzę szybko spuściła wzrok i się zarumieniła.

Jezu, przysięgam, mógłbym się patrzeć na nią godzinami. W tym właśnie momencie uświadomiłem sobie, że chciałbym jak najwięcej czasu z własnym dzieckiem. To wydawało mi się być takie głupie, ale chciałbym ją zabierać na wycieczki, do zoo, do kina czy chociażby głupiego Mc Donalda.

- Dziękuję, że mnie pan tu zabrał. - powiedziała zawstydzona.

- Nie mów mi na pan, czuje się staro. - roześmiałem się - jestem Kuba.

Życie to kwestia wyboru / QuebonafideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz