9

363 54 17
                                    

– Ciszej. – Zaśmiał się Jungkook, trzymając ręce na pośladkach Taehyunga.

– Przepraszam – nie umiał powstrzymać śmiechu, który wręcz rozrywał mu gardło, próbując wydostać się na zewnątrz – ale to mnie tak bawi.

Jungkook zaczął podrygiwać, chcąc zahamować wybuch dziecięcej głupawki, ale jego ręce zaczęły drżeć od ciężaru ciała, które podtrzymywał nad swoją głową.

Jego ręce gwałtownie się ugięły, a Tae upadł na niego całym swoim — znowu nie aż tak dużym, ale jednak — ciężarem, przez co oboje zaczęli śmiać się jeszcze głośniej. Świetne poczucie humoru obezwładniło ich jakieś trzydzieści minut po tym, jak razem wypalili skręta. Taehyung jaranie zioła zawsze wyobrażał sobie zupełnie inaczej. Spodziewał się wielkiego odlotu, myślał, że nie będzie kontaktować ze światem. Tymczasem miał wrażenie, że nic się nie zmieniło, jedynie to, że wszystko wydawało się potwornie zabawne, a w ustach czuł smak spalonej kiełbaski.

Spojrzeli sobie w oczy z powagą, ale nie wytrzymali długo, ponownie krztusząc się własnym rechotem.

Nagle za nimi mignęło pojedyncze światło. Jungkook spojrzał w tamtym kierunku i szybko przycisnął głowę Taehyunga do zagłębienia swojej szyi. Leżeli o pierwszej w nocy na mokrej trawie, ubrani jedynie w bluzy, a jednak oboje czuli się rozgrzani do granic możliwości. Taehyung nierównomiernie łaskotał szyję kolegi gorącym oddechem, czuł jego przyjemny zapach zmieszany z marihuaną, która nie pachniała tak ładnie. Gdyby nie fakt, ze Taehyung poznał jej zapach wcześniej po prostu pomyślałby, że Jungkook z wysiłku zwyczajnie się spocił.

– Ciii, bo nas zauważą. – Szepnął, przyciskając młodszego jeszcze mocniej do swojej klatki piersiowej.

Tak właściwie wpadli na ten pomysł oboje. Taehyung chciał spróbować zapalić coś innego niż papierosa, więc Jungkook wziął go ze sobą do swojego bliskiego przyjaciela, który chętnie uraczył ich małą dawką zielonych ziółek. Podczas delektowania się tym, co w mniemaniu Taehyung było kiedyś zupełnie zakazane, przyznał się, że jego marzeniem było stanąć kiedyś na scenie teatru pełnego ludzi. Co prawda Jungkook teatru pełnego ludzi nie mógł mu zaoferować, ale pusta teatralną scenę i owszem. Chwilę potem starszy oznajmił, że spełnią kolejne marzenie jeszcze tej nocy. Tak właśnie znaleźli się pod ich miasteczkowym teatrem, odrobinę zjarani, próbując wejść przez uchylone okno do środka.

– Dobra. – Jungkook poklepał go po plecach. – Wstawaj. Poszli już, ale za godzinę znowu będą mieli obchód, wiec nie mamy za dużo czasu.

Taehyung czekał, aż Jungkoook zrobi z rąk koszyczek, aby z jego pomocą znowu być mniej więcej na wysokości okna. Rozejrzał się po ciemnym pomieszczeniu, szukając dla siebie podpórki, gdyż utknął w niezbyt dogodnej pozycji w połowę na zewnątrz, a drugą częścią w środku.

– Dobra, wepchnij mnie. – Szepnął, choć ciężko było nazwać to szeptem i poczuł, jak ten z całej siły wpycha go do środka.

Nie spodziewał się po Jungkooku aż takiego zaangażowania w użycie siły i prawie złamałby sobie kark, lądując twarzą płasko na podłodze, ale w ostatniej chwili złapał się ramy okna. Przerzucił jedną nogę do środka pomieszczenia, a potem dołączył drugą. Powoli obrócił się plecami do wnętrza i zsunął po ścianie i tak finalnie lądując z łoskotem na ziemi.

– Wszystko okej? – krzyknał Jungkook, zaraz samemu zasłaniając sobie usta.

– Tak. – Wyburczał Tae, sprawdzając, czy nic sobie nie złamał.

– Rozejrzyj się, czy jest coś, co pomoże mi dostać się do środka.

Tae wyciągnął z kieszeni komórkę, którą dał mu Kook i włączył funkcję latarki. Pomieszczenie było składzikiem na miotły i jakby specjalnie dla nich w kącie stała średniej wielkości drabina.

Nie mów mi jak mam umieraćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz