1

974 113 12
                                    

Przesunął długim palcem po brzegu ławki, kompletnie zatracając się we własnych myślach. Uśmiechnął się pod nosem na obrazy, które podsuwał mu mózg. Pomimo pełnoletniości, dalej był potwornie dziecinny. On jednak nigdy nie uważał tego za swoją wadę, wręcz przeciwnie. Gdyby nie jego dziecinne usposobienie, dawno popadłby w depresje lub co najmniej musiał wspomagać się lekami psychotropowymi.

– Kim Taehyung, może zechcesz nam powiedzieć, co wprawia cię w tak dobry nastrój, że uśmiechasz się głupkowato pod nosem, zamiast skupić się na zadaniu? ­­­­­­­­­­­ – Zapytał retorycznie nauczyciel, mierząc go zimnym spojrzeniem.

Chłopak wyrwany z przyjemnego letargu rozejrzał się zagubionym wzrokiem po zwróconych ku niemu ciekawskim twarzą. Wszyscy patrzyli na niego, jakby był trędowaty. Nie umiał odpędzić się od tych wścibskich spojrzeń, nawet gdy szedł do toalety, czy wracał ze szkoły. A to wszystko rozpoczęło się od głupiej imprezy, na której po pijaku powiedział o kilka słów za dużo.

Wyjąkał nieskładne zdanie, spuszczając wzrok. Zakończył swoją wypowiedź odrobinę bardziej wyraźnym ''przepraszam'' i zamilkł. Nauczyciel ułożył zaciśniętą w pięść dłoń na biurku. Przyglądał mu się w oczekiwaniu aż jego oczy wreszcie na niego spojrzą, jednak Tae nie miał zamiaru podnosić wzroku.

– W takim razie zapraszam do tablicy. Pokaż nam, co takiego wymyśliłeś.

Tae z głośnym westchnieniem wstał z ławki i wyginając palce pod różnym kątem, ruszył w kierunku tablicy. Doskonale wiedział, że nie zna odpowiedzi, ale nie przez to zaczynał wpadać w panikę, która malowała się w jego dużych sarnich oczach.

– Ja, ja... Nie rozumiem tego zadnia. – Szepnął, spuszczając wzrok.

Nauczyciel spojrzał na niego z obojętnością i skinął głową, dając mu znak.
A on doskonale wiedząc, co go czeka, jak zwykle nie potrafił się obronić.
Wyciągnął przed siebie ręce tak, aby tworzyły z ciałem kąt prosty. Mężczyzna wziął zamach i z całej siły uderzył drewnianą linijką w drżące kończyny ucznia.
Tae przymknął powieki i wykrzywił twarz w grymasie bólu, czując, jak drewno uderza o kości ukryte pod skórą. Stał przed klasą pełną jadowitych spojrzeń. Szmer rozchodzący się po pomieszczeniu wypalał dziury w jego sercu niczym kwas, wpuszczony przez cienką rurkę, która powoli rozprowadzała substancje po organizmie. Miał wrażenie, że ten kwas odbierał mu zdolność poruszania się, jego kończyny były ociężałe, a w uszach piszczała panika. Czuł się jak sarna we wnykach, jak pozostawione same sobie, bezbronne dziecko, którym w pewnym stopniu był. Nigdy nie uważał, że jest na właściwym miejscu, zawsze czuł się odseparowany od społeczeństwa i samotny. Usiadł na swoim miejscu, chowając twarz między bolące dłonie i próbował nie rozpłakać się, jak dziecko. Nagła fala nudności sprawiła, że mimo otwartych oczu, jego świat zabarwił się na czarno. Zaczął powoli wariować, wszystko docierało do niego jak przez gruby koc. Miał wrażenie, jakby stopniowo tracił słuch. A zdarzało się to coraz częściej. Lekarze tłumaczyli mu, że to wszystko może być spowodowane stresem, lub zwyczajnym przemęczeniem. Jednak to ani trochę go nie uspokajało. Spomiędzy palców zauważył rękę podsuwającą pozginaną kartkę.
Podniósł wzrok na chłopaka siedzącego przed nim. Drążącymi z bólu dłońmi rozpakował zwitek. Krew odpłynęła mu z twarzy, pozostawiając go bladym, niczym kartka papieru. Wewnątrz kartki znajdowała się wydzielina, nawet do końca nie wiedział z czego. Często zamiast obraźliwych wyzwisk dostawała takie wiadomości, które były równie krzywdzące, jak wyzwiska rzucane za jego plecami. Wierzył w to. Nie pozostawiał żadnych wątpliwości. Wierzył, że był tym za kogo brali go inni. Był niczym dla innych. I dla samego siebie.

Równo z dzwonkiem porwał z ziemi plecak i wybiegł na zapełniający się korytarz. Przepychał się przez tłum, chcąc dostać się do obranego celu. Wpadł na kogoś, lecz pobiegł dalej, nawet nie przepraszając. Adrenalina odebrała mu zdrowy rozsądek i dobre maniery.

– Debil. – Jeon warknął na niknącą w oddali sylwetkę, po czym schylił się po telefon, który wpadł mu z rąk przy zderzeniu z nieznajomym.

– Co jest? – zapytał Hoseok, zakładając na jego ramiona chude ręce.

– Ten chuj na mnie wbiegł i rozwalił mi telefon. – Powiedział z niesmakiem, oglądając komórkę z każdej strony.­­­­­­­­­­­­ – Nienawidzę takiego typu ludzi. Sra kasą i myśli, że może wszystko. Wieszałbym takich.

– Daj mu spokój, chłopak ma pod górkę po tym, co nagadał na sobotniej imprezie. Nie dziw mu się. Ma przesrane u większości ludzi z naszej szkoły. Poza tym, ty byś wszystko wieszał, nic ci nie odpowiada. Jest coś, co lubisz i ci nie przeszkadza? ­­­­­­ – Zapytał rozbawiony przyjaciel.

– Tak, lubię anime i grać w... ­­­­­­­­­­­— powiedział Jeon z pół uśmieszkiem, który mógł uwieść by niejedno dziewczęce serce.

— Twój czar pryska, gdy się odzywasz. Boże, człowieku nie kończ nawet tego zdania. Masz 19 lat, a mam wrażenie, że rozmawiam z przedszkolakiem­­­­­­­­­­­­. – Powiedział, jakby naprawdę było mu wstyd za to, że przyjaźni się z kimś takim. – W dodatku zadufanym w sobie przedszkolakiem.

Wyszli na świeże powietrze, które zaatakowało ich policzki, pozostawiając je zarumienionymi. Jungkook podskoczył kilka razy w miejscu, próbując się rozgrzać.

– Myślisz, że sprawa z Taehyungiem ucichnie? ­­­­­­­­­­­­– Zapytał Hoseok, sięgając do kieszeni spodni.

– Z kim?­­­­­­­ – Zdziwił się Jeon, marszcząc przy tym zabawnie brwi.

– Z tym chłopakiem, który na ciebie wpadł na korytarzu.

– Nie wiem, nie za bardzo interesuje mnie życie innych. Odpalaj tego papierosa i wracajmy. To nie jest pora na pogaduszki­­­­­­­­­­­­. – Powiedział, wkładając zwinięte w pięści dłonie do kieszeni czarnych spodni.

–Już, już­­­­­­­­­­­­. – Powiedział niewyraźnie Hoseok, trzymając w ustach papierosa, jednocześnie próbując odpalić go zapalniczką.­­­­­­­­­­­­ – Ale dziwię się, jakim cudem aż tak mało wiesz o ludziach ze szkoły. Słyszałeś, chociaż o Kimi? Ona też ostro poleciała na ostatniej imprezie.

– Hoseok, jeśli tak bardzo chcesz plotkować o innych, to róbmy to, chociaż w środku, bo tu jest cholernie zimno. Zaraz mi ręce odpadną.

– No tak, racja, czym wtedy będziesz sobie walić, mój drogi przyjacielu?

– Nie jestem tobą­­­­­­­­­­­­. – Zaśmiał się Jeon, a w tym momencie z zapalniczki buchnął mały płomyczek, który skutecznie uciszył starszego.

Chwilę ciszy między nimi przerwał czyjś rozdzierający wrzask. Oboje poderwali głowy do góry, próbując odnaleźć źródło hałasu. Nie zidentyfikowali jednak Taehyunga, stojącego na dachu budynku, opierającego zamarznięte dłonie o metalową barierkę i krzyczącego, ile miał sił w płucach.

Krzyczał na cały świat,
na tych żałosnych ludzi,
na tę potworną pogodę,
na swoją rodzinę,
na te pieprzone plotki.
Krzyczał na siebie za to, że był za słaby, aby cokolwiek zrobić.   


Nie mów mi jak mam umieraćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz