Jungkook był zdziwiony, tym jak rozluźniony czuł się po przebudzeniu tuż obok ciała młodszego. Rano rzeczywiście dostarczono im śniadanie, co prawda tylko do pokoju, nie do łóżka, ale zjedli je w łóżku.
Żadne z nich nie zamierzało jakkolwiek zmieniać uczuć względem siebie. Nie rozmawiali o tym co stało się poprzedniego wieczoru, tak jakby nie miało to żadnego znaczenia. Ich pobudki choć inne prowadziły do tego samego celu. Nie chcieli cierpieć. Ich wspólna podróż miała skończyć się za niedługo, a Jungkookowi wydawało się, że nie poznali się nawet w drobnym stopniu, tak jakby on tego chciał. Po mimo, że jego życie miało trwać jeszcze długo, miał ważnie, że ucieka ono tak jakby dzielił chorobę z przyjacielem.
Jungkook czekał na Taehyunga przed hotelem, gdy ten płacił za nocleg. Młodszy wydawał mu się zdecydowanie spokojniejszy po tamtym wieczorze. Nie chciał przyznać się nawet przed samym sobą, ale cieszył się, bo miał wrażenie, że obudził w nim chęć do walki.
– Jedziemy do twojego domu. – Powiedział Jungkook siadając na motor, gdy zobaczył, że Taehyung zbliża się do niego.
– Słucham? – Młodszy przystanął i spojrzał na niego, jakby poczuł się oszukany.
– Zawiozę cię do domu, a potem do szpitala.
– Nie. Chcę pojechać w jeszcze jedno miejsce.
– Tae...
– Jungkook, proszę to będzie ostatnie miejsce. Obiecuję, że po nim będziemy mogli jechać od razu do mnie.
Starszy choć niechętnie, ale kiwnął głową i usiadł całym ciężarem na maszynie, dając znak młodszemu, żeby do niego dołączył. Jungkook nie do końca wiedział w jakim kierunku zmierzali, ponieważ Tae był jego nawigatorem, który nie zamierzał zdradzić miejsca, do którego się wybierają. Zatrzymał motor dopiero, gdy poprosił o to Tae. Zsiadł z jednośladu, spoglądając na przyjaciela.
– Co my tak właściwie tu robimy? – zapytał patrząc na Tae ze zmieszaniem, bo nie widział niczego godnego uwagi w pobliżu, ani po drodzę którą jechali.
Taehyung nie odezwał się, jedynie uśmiechnął się szeroko i ruszył przed siebie. Parł do przodu doskonale wiedząc, czego chce.
– Naprawdę? – Jungkook spostrzegł w którą stronę zmierza Tae. – Wszędzie, spodziewałbym się wszystkiego: burdelu, zoo, wesołego miasteczka innego miasta, ale ty chciałeś przyjechać do kościoła serio? Chciałbyś pójść do kościoła, kiedy zostało ci tak mało czasu? Chcesz go marnować na to miejsca?
– Sam mówiłeś, że należy spróbować wszystkiego.
– Będziesz prosił Boga o wyleczenie?
– Nie, o przebaczenie.
Jungkook bez słowa przyglądał się oddającemu się przyjacielowi. Dopiero gdy Taehyng zniknął za ciężkimi drzwiami budynku, wtedy Jungkook postanowił wejść do środka. Widział, jak młodszy idzie pewny siebie do konfesjonału i klęka przed nim. Jungkook mógł się założyć, że Tae nawet nie był w stanie dokładnie wypowiedzieć tych wszystkich formułek. A on usiadł w ławce i o dziwo zaczynał się nudzić, bo spowiedź trwała zdecydowanie zbyt długo, jak na osobę za jaką miał go Jungkook. Spojrzał na postać Jezusa wiszącego na krzyżu i jego cierpiącą, ale spokojną twarz. Od razu przypomniał sobie wszystkie modlitwy, których nauczył go tata. Sam nie wiedział, czemu to zrobił, ale uklęknął i zaczął szeptać słowa, które wryły mu się w pamięć. Wypowiadał je i po raz pierwszy wsłuchiwał się w słowa, które zawsze powtarzał jak wyuczoną formułkę. Teraz dopiero zrozumiał, sens formułek którymi się modlił od tak dawna. Usłyszał skrzypnięcie drewna, a po chwili kroki odbijające się echem po zimnym kościele. Tae uklęknął w ławce zaraz oboj starszego i zrobił znak krzyża. Wydawało się, że robił to dość naturalnie, jak na osobę, która wcześniej nie miała z tym styczności.
CZYTASZ
Nie mów mi jak mam umierać
FanficW szkole uczą nas jak interpretować wiersze, wyliczać sinusy i cosinusy, czym charakteryzują się bezkręgowce. A kto nauczy nas jak radzić sobie z przemijającym czasem? Kto wytłumaczy, że życie jest kruche i zbyt krótkie, aby je marnować? Co byś zr...