*kilka dni później*
Siedziałam w holu na szpitalnym krześle.
Oczy miałam zalane łzami.
Leo siedział obok trzymając mnie za rękę.W pewnym momencie lekarz wyszedł z sali.
-Co z moją mamą?- zapytałam.
-Jej stan jest ciężki. Wybudziła się rano że śpiączki. Ma złamaną nogę.
Pod czas wypadku żebro uszkodziła płuco. Są szanse że mama wyjdzie z tego, trzeba mieć nadzieję.- Powiedział.-Mogę do niej wejść? - Zapytałam.
-Pięć minut, nie więcej. - Powiedział lekarz i oddalił się w stronę recepcji.
-Dziękuję.
Przed wejściem założyłam specjalny "fartuch".
-Cześć mamo... - Powiedziałam cicho.
-Cześć, kochanie widzę że jesteś wyczerpana. Jedź do domu. -Wyszeptała.
-Nie mogę. - Powiedziałam siadając na małym krzesełku przy łóżku szpitalnym.
-Będę spokojniejsza jeżeli pojedziesz do domu. - powiedziała dość stanowczo. W jej głosie było słychać "żadnych sprzeciwów"
-No dobrze. Kocham Cię. - Wstałam z łóżka kierując się w stronę drzwi.