EPILOG

571 14 6
                                    

Ojciec zawsze powtarzał mi, że coś osiągnę. Zabierał na polowania, podczas których wpajał mi, że tygrysy są niezwykle silne i przebiegłe. Nauczył mnie jak być odważnym i honorowym. Nauczył mnie jak być tygrysem... I ciągle powtarzał, że mogę osiągnąć wiele. Pielęgnował we mnie to stwierdzenie, a ja powtarzałem sobie to niemal codziennie jako mantrę. Jako jedyne dziecko czułem, że nie mogę go zawieść...
"Możesz być kimś"
Matka była inna. Dla niej zawsze byłem oczkiem w głowie. Jej małym skarbem i największą miłością. Wpajała we mnie dobre maniery i to dzięki niej zyskałem opinię "szarmanckiego". Nauczyła mnie kochać i dbać o siebie. Nauczyła mnie samodzielności. A przede wszystkim nauczyła obrony. Nie, nie fizycznej. Nauczyła mnie jak skutecznie chować emocje przed wszystkimi. Pokazała jak ukryć empatię, by zyskać autorytet i pomagała wspinać się po szczeblach hierarchicznych.
Wiele im zawdzięczam...
Mimo, że ich sposoby wychowawcze różniły się od siebie to oboje ciągle powtarzali mi jedno: jesteś niezależny. W sforze każdy miał swoje miejsce. Każdy miał jakieś zadania. Jednak nie wolo było się sprzeciwiać przywódcy. To on decydował o wszystkim. I o to chodziło rodzicom. Ich nauka skończyła się natomiast, gdy stałem się bardziej cyniczny i wzgardliwy niż chcieli. W pewnym momencie nonszalancja i sarkazm weszły mi w krew. Stałem się obcesowy, a co więcej chytry i przebiegły. Niestety tak już zostało...
Rodzice umarli przedwcześnie.
I gdy nagle w przeciągu kilku dni zginęli prawie wszyscy moi bliscy zacząłem się łamać.  Czułem się taki...zagubiony. Jednak wspominając słowa matki nie okazywałem tego.
Na sforę napadli myśliwi. Zabili kilkoro z nas włączając moich rodziców, którzy zginęli jako jedni z ostatnich walcząc do ostatku sił. To było wiele miesięcy temu, gdy migrowaliśmy w poszukiwaniu jedzenia.
Zaskoczyli nas. Diana odniosła ciężkie obrażenia. Trwałem przy jej boku przez cały czas. Karmiłem i opiekowałem się najlepiej jak umiałem. Nie chciałem pozwolić jej odejść. Była ostatnią osobą, która mi wtedy została. Jej śmierć oznaczałaby, że zostałbym całkiem sam. Nie chciałem tego. Nie chciałem pogrążać się w bezdennej melancholii.
Diana umarła kilka dni później.
Jednak, jakby słysząc moje bezgłośne wołania, nie zostawiła mnie samego. Dała mi ponowny sens życia. Dała mi powód do szczęścia i powód do dumy. Dała mi coś, co musiałem chronić bardziej niż siebie samego. Miałem nadzieję, że jej nie zawiodę.
I miałem nadzieję, że w nie zawiodę ostatniej osoby, na której mi zależało.
Że nie zawiodę Luny...

***
Taki krótki wstęp, mam nadzieję, że się podoba

"Życie jest niebezpieczne" ~ EPILOGOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz