Rozdział 7.

175 14 0
                                    

Widziałem Lunę i widziałem Dianę. Obie. Razem. Bawiły się przy niewielkim jeziorze, Luna ganiała wodę w tę i z powrotem po plaży uważając, żeby się nie zamoczyć, a Diana co jakiś czas ochlapywała ją, przez co wywoływała u córki cichy dziecięcy ryk. Uśmiechnąłem się do siebie widząc dwie osoby na tym świecie, które kochałem jak nikogo innego.
Jednak nie dane mi było cieszyć się długo tą chwilą, bo zostałem obudzony...
- Gdzie jest dzieciak? - zawołał oskarżycielsko Maniek stojąc nade mną.
- Uciekł ci? - zapytałem, a po chwili do nas dotarło. - Sid!
- No zabiję leniwca. - powiedział Maniek ruszając przed siebie. Uznałem, że ja rozejrzę się z drugiej strony, bo jeśli Sid zabrał gdzieś dziecko, które było przepustką do tego, żebym ja zobaczył swoje dziecko to musiałem go szybko znaleźć. Wiedziałem, że Luna nie wkurza Soto, zapewne była spokojna i nikomu nie zawadzała, jednak on chciał mnie postraszyć i pospieszyć. Udało mu się... Za dobrze go znałem, żeby nie wiedzieć, że byłby zdolny do zostawienia mojej małej Luny.
Szedłem po okolicy próbując wywęszyć Sida, co teoretycznie nie powinno być trudne ze względu na jego ostry zapach, lecz najwyraźniej Sid nie przechodził w pobliżu. Westchnąłem głośno i ruszyłem dalej. Jak go zaraz nie znajdziemy i nie wyruszymy to w końcu trafimy na jakąś zamieć śnieżną. Takiemu mamutowi mogło to nie przeszkadzać, ale osobiście chciałem dotrzeć na Czuby przed śniegami, a przez tego głupiego leniwca nasza podróż się tylko opóźnia. Traciłem powoli cierpliwość, gdy nagle usłyszałem głośny dźwięk, zbliżał się w zaskakująco szybkim tempie... Podniosłem łeb i zobaczyłem Sida wybiegającego zza zakrętu. Był przerażony, ale najwyraźniej na mój widok humor mu się poprawił.
- Całe szczęście! Ale mam fart! - krzyknął. - O nie! Tygrys! Wielki! Z kłami! - darł się na całą okolicę.
- Gdzie jest dzieciak? - zapytałem chłodno.
- Spoko, z Mańkiem. Dziabnij mnie no szybko. Łaaaaa! Dorwał mnie! Pomocy!
- Gorzej ci czy co? - pokręciłem głową i odwróciłem się. Teraz trzeba będzie znaleźć Mańka i od razu ruszać dalej. Nie ma czasu... Nagle podskoczyłem, bo Sid z całej siły kopnął mnie w tylną część ciała. Spojrzałem na niego morderczym wzrokiem warcząc i chwyciłem jego długą szyję w zęby. W tym samym momencie głośny dźwięk ustał, gdy zza rogu wybiegły dwa nosorożce i stanęły patrząc na wiszącą bezwładnie głowę Sida, który teatralnie wstrzymał oddech.
- Nie! Carl! Tygrys nas ubiegł... - westchnął jeden z nich.
- Chwileczkę... - odparł drugi podchodząc do mnie i zaczął wąchać ciało Sida. - Ehh... Nie żyje drań...
- Zepsuł nam zabawę. - wymamrotał, gdy obaj odwrócili się i odeszli. Sid uniósł powoli głowę upewniając się, że jesteśmy sami.
- Nie chciałem im robić przykrości... - zaczął. - Ale wiesz jak jest. - dodał i pociągnął głowę w bok, jednak moje zęby nieco mu w tym przeszkodziły. - Dzięki, możesz mnie odstawić. - spojrzałem na niego nie ruszając zębami nawet o centymetr, a on złapał moją twarz próbując się uwolnić. - Maniek! MANIEK!
- Nie czas na zabawę. - prawie podskoczyłem, gdy usłyszałem głos Mańka. Szedł w naszą stronę trzymając dzieciaka trąbą. - Diego wypluj go, nie wiadomo gdzie się szlajał... - powiedział, a ja otworzyłem paszczę nie z posłuszeństwa, ale z faktu, że byliśmy w komplecie i wreszcie mogliśmy ruszać.
- Matko! Przez chwilę myślałem że chcesz mnie pożreć...
- Nie jem byle czego. - odparłem.
- Haha jak głupi... Myślałem, że ty... nie?

"Życie jest niebezpieczne" ~ EPILOGOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz