Rozdział 11.

238 16 0
                                    

- Trzeba cię umyć, frędzlu. W końcu, co powie tata jak zobaczy takiego upapranego śmierdzielasa? - mówił Sid liżąc palce i próbując czyścić dzieciaka. - Tutaj się wyczyści... Ideolo! I tu...
Wchodziliśmy właśnie na teren Czubów. Wiał silny wiatr i prószył śnieg, a ja mogłem myśleć tylko o tym, co zamierzałem zrobić. Tylko najpierw trzeba było im powiedzieć...
- Może wystarczy tej higieny? - zaproponował Maniek odsuwając trąbą rękę Sida.
- Zaczyna wyglądać prawie jak ja. Ej, Diego! Zobacz!
- Może zrezygnować. - powiedziałem.
- Dlaczego?
- Oddasz go, a on zostanie myśliwym. A co to oznacza?
- Może swych wybawców nie zatłucze...
- Ta? A może zapuści futro i długą chudą szyję na znak przyjaźni? - powiedziałem nieco ostro, a oni stanęli i spojrzeli na mnie dziwnie.
- A ciebie co gryzie? - zapytał Maniek, a ja westchnąłem.
- Nic. Idziemy. Łapy mam jak z lodu. - ruszyłem, ale po niewielkim kawałku zatrzymałem się i spojrzałem w górę. Na ciemnych skałach stał Oscar. Popatrzył na mnie i odszedł, a ja spojrzałem na Mańka i Sida wchodzących właśnie pod duży kamień przypominający most. Maniek akurat się odwrócił.
- Ej, Diego! Przymarzłeś, czy co? - zapytał, a ja w ciągu sekundy pomyślałem o setkach rzeczy. Pomyślałem o Lunie, o Dianie, o Mańku i Sidzie. I pomyślałem o tym, co ma się stać i co mogłoby się stać. Podjąłem decyzję.
- Stójcie. - powiedziałem skacząc do przodu i zatrzymując ich.
- Co?
- Cicho... - syknąłem i zniżyłem głos. - To nie jest dobra droga.
- Ej, ej, ej, ej. O co tu biega? - zapytał Sid, a ja spuściłem łeb.
- U podnóża tej góry... Mieliście wpaść w zasadzkę...
- Co?!
- Co to znaczy mieliście? - odezwał się Maniek. - Wrobiłeś nas.
- Nie miałem wyjścia. Kazali mi zdobyć dzieciaka, ale wy...
- Prowadziłeś nas na obiad!
- Dosyć! Wywalam cię ze stada. - wtrącił Sid.
- Przykro mi. - powiedziałem, a Maniek docisnął kłem moje gardło do skały. Zawisłem próbując złapać oddech.
- Tobie przykro? Akurat. - zadrwił.
- Naprawdę. Zrobiłem to ze względu na Lunę. - wymamrotałem.
- Kto to jest Luna.
- Moja córka... Jest jeszcze dzieciakiem niewiele starszym od niego. - spojrzałem na dzieciaka, którego trzymał Sid. - Ma tylko mnie, a Soto zagroził że ją zabije. Musiałem to zrobić... Mam plan, ale beze mnie zginiecie.
- Sid i ja damy sobie radę!
- Nie dacie. Są zbyt silni. Zaufajcie mi.
- Tobie?! A niby na jakiej podstawie?! - zapytał, a ja ledwo złapałem oddech.
- Bo nie przetrwacie inaczej. - wyszeptałem dusząc się, a Maniek nagle odsunął się. Opadłem na ziemię łapiąc powietrze.
- Dobra. Jaki jest twój plan? - zapytał sceptycznie Maniek, a ja pokrótce opowiedziałem, co wymyśliłem poprzedniego wieczoru. Nie byli do niego przekonani, ale lepszego planu nie mieliśmy, w ogóle nie mieliśmy żadnego innego planu...
Szedłem powoli w stronę niewielkiego skupiska skał, gdzie stała cała sfora wypatrując czegoś. Zgodnie z planem miałem udawać, że zostawiłem Mańka i Sida z przodu i skrótem przyszedłem tutaj.
- Cześć, ofermy. - odezwałem się wchodząc między nich. Każdy bez wyjątku obrócił się w moją stronę, jednak ja wypatrywałem tylko jednej osoby.
- Patrzcie, kto wreszcie nas zaszczycił. - zadrwił Oscar.
- Diego, zaczynałem się o ciebie niepokoić. - skłamał Soto.
- Niepotrzebnie. Za jakieś dwie minuty zaspokoisz swój apetyt...na zemstę.
- Doskonale. - odparł i znów spojrzał w dal przed sobą.
- Tato! - usłyszałem najpiękniejszy głos na całym świecie. Mała, drobna, uśmiechnięta postać biegła w moją stronę przed zaspy. Jej białe jak śnieg futro na łapach zdawało się zlewać z podłożem, przez co wyglądała jakby frunęła nad ziemią. Mała rzuciła się na mnie owijając łapy wokół mojej szyi i zawisając na niej całym ciężarem ciała.
- Cześć, Luna. - powiedziałem szczęśliwy jak chyba nigdy w życiu.
- Gdzie ty byłeś? Czekałam na ciebie tyyyyyyyyyle czasu. - zniżyła głos. - Soto nie pozwalał mi się bawić. Nie lubię go, tato. - wyszeptała mi do ucha, a ja uśmiechnąłem się do niej.
- Ja też. - wymamrotałem i sprawdziłem, czy nikt na nas nie patrzy, po czym postawiłem ją na ziemi i trochę cofnąłem, żeby nikt nas nie słyszał. - Luna, posłuchaj mnie. Pobawimy się w coś, dobrze?
- W co?
- W chowanego. Z moimi nowymi przyjaciółmi.
- Są fajni?
- Bardzo. - ponownie sprawdziłem czy nikt nas nie słyszy i podjąłem: - Posłuchaj pędź teraz jak najszybciej do swojej ulubionej kryjówki.
- Tej fajnej dużej dziupli w skale? - ucieszyła się. Była to jej ulubiona baza, w której czasami spała, żeby ochronić się przed wiatrem.
- Tak. Będzie tam chłopiec. Musicie być bardzo, ale to bardzo cicho. Rozumiesz? Jak ktoś ze sfory was usłyszy to koniec. - dodałem, a ona spojrzała na mnie poważnie.
- To nie jest zabawa, prawda tato? - zapytała, a ja uśmiechnąłem się w duchu. Była tak niesamowicie bystra.
- Tak. - przyznałem. - To nie zabawa. Od tego zależy nasze życie, dlatego biegnij najszybciej jak potrafisz do dziupli. Pamiętaj, żebyście byli cicho. Ktoś po was przyjdzie i przyprowadzi do mnie, rozumiesz? - zapytałem, a ona kiwnęła głową.
- A obiecujesz, że wszystko będzie dobrze? - zapytała nieco przestraszona.
- Obiecuję. - przyznałem i uśmiechnąłem się lekko. - Kocham cię, Luna.
- Ja też cię kocham, tato. - powiedziała całkiem poważnie.
- Widzę leniwca! - krzyknął nagle Zeke. - On niesie bahora!
- Biegnij już. - wyszeptałem szybko, a ona pognała przez śnieg ile sił w łapkach. Stanąłem obok Zeke i na horyzoncie niedaleko zobaczyłem kroczącego przez śnieg Sida trzymającego niewielkie zawiniątko.
- Nie ruszajcie się z miejsc, dopóki nie pojawi się mamut. Musimy go zaskoczyć. - wtrącił Soto, a Zeke skakał w miejscu podniecony.
- Wrzuciłbyś coś na ząb, prawda Zeke? - wyszeptałem do niego cicho.
- Jasne, bez dwóch zdań.
- No to na co czekasz? - zapytałem, a on jak z automatu skoczył do przodu. W ślad za nim poszedł Oscar i Lolek myśląc, że nie usłyszeli komendy Soto.
- Nie! Kazałem czekać na mamuta! - krzyknął Soto, ale byli już za daleko. Ryknął zdenerwowany i pobiegł za nimi. Zostałem w miejscu i zobaczyłem tylko jak Sid szybko przed nimi ucieka jadąc przez śnieg na kawałku kory. Odwróciłem się i pobiegłem do Mańka, w miejsce, gdzie Sid miał doprowadzić sforę. Miałem nadzieję, że nic mu nie jest. Ani Lunie, ani nikomu z nich...
Dobiegłem  między skały, a Maniek właśnie łapał w trąbę dużą kłodę. Spojrzał na mnie pytająco.
- Na razie wszystko idzie zgodnie z planem. - powiedziałem i nagle obok nas przebiegł Sid. Planowo przebiegł dalej, aby zabrać z dziupli dzieciaka i Lunę, ja odsunąłem się w bok, a Maniek stanął za rogiem. Sekundę później zza skały wybiegł Zeke, Oscar i Lolek.
- Niespodzianka! - krzyknął Maniek rzucając na nich kłodę. Uderzyła w nich z całej siły i zepchnęła z niewielkiego urwiska prosto na skały.
- Dobra. - odezwałem się. - Teraz za mną. Idziemy po Sida i natychmiast ruszamy dalej.
- No co ty, Diego. - zamarłem na głos Soto. - Pomóż mi zabić mamuta. - dodał idąc w stronę Mańka, który zaczął się cofać pod skalną ścianę. Ruszyłem w tamtą stronę i zobaczyłem zadowolony uśmiech Soto. Jednak tym razem musiałem go rozczarować.
Gdy znalazłem się obok Soto zrobiłem dwa duże kroki na przód i stanąłem przed nim osłaniając Mańka.
- Co ty wyprawiasz?! - zawołał zaskoczony.
- Zostaw mamuta w spokoju. - powiedziałem ostro, a za nim nagle stanęli Oscar i Lolek. Soto uśmiechnął się wrednie i spojrzał na mnie.
- Jak chcesz... Najpierw wykończę ciebie. - wymamrotał i obszedł mnie z lewej strony. Warknąłem na niego, a on ryknął i skoczył na mnie. Upadliśmy na śnieg turlając się i raz po raz drapiąc się nawzajem. Kątem oka widziałem jak Oscar i Lolek próbując dorwać Mańka, jednak nic nie mogłem zrobić. Skoczyłem na Soto, jednak on złapał mnie łapami i rzucił w bok. Przejechałem po śniegu i z całej siły uderzyłem karkiem i łopatką o skałę.
Na chwilę mnie zamroczyło. Byłem bezsilny. Nie mogłem nawet otworzyć oczy, słyszałem tylko głośne ryki. Wstawaj, Diego, powiedziałem sobie, jeśli nie wstaniesz Maniek zginie, a później Soto zabije Sida, dzieciaka i Lunę, wstawaj!
Zmusiłem się do otworzenia oczu. Maniek stał przy samej ścianie i nie miał jak uciec, a trzy tygrysy stały przed nim. Soto kucnął przygotowując się do skoku. Wiedziałem, co chciał zrobić. To był jego popisowy numer, udać że chce skoczyć, przez co jego ofiara zrobi unik, a on dopiero wtedy skoczy i zabije.
Maniek też myślał w tej chwili jak ofiara. Zamachnął się kłami chcąc go odciągnąć i wystawił swoją szyję prosto na kły Soto. Dojrzałem tylko zadowolony uśmiech na jego twarzy zanim skoczył. Nie. Tym razem to nie będzie twoje zwycięstwo.
Wstałem w mgnieniu oka zmuszając swoje wszystkie mięśnie do skoku. Gdy znalazłem się między Mańkiem, a Soto, ten skoczył uderzając we mnie z całej siły. Już w powietrzu poczułem okropny ból w całym ciele, gdy zderzył się ze mną swoim ciężarem i pazurami. Opadłem bezwładnie na śnieg niezdolny do jakiegokolwiek ruchy. Łapa mnie paliła. Cała kość promieniowała niewyobrażalnym bólem. Widziałem jak przez mgłę, gdy Soto podniósł łapę z pazurami z zamiarem zakończenia mojego życia. Byłem gotowy, nie mogłem już nic zrobić. Nie byłem w stanie się ruszyć. Zamknąłem oczy przygotowując się na najgorsze, gdy nagle usłyszałem śmiech dzieciaka. Soto spojrzał w bok na Sida i ponownie uśmiechnął się zwycięsko. Jednak zapomniał, że stoi przed nim mamut.
Maniek wykorzystał sytuację i uderzył Soto kłami. Tygrys poszybował w powietrzu i uderzył z całym impetem w skalną ścianę. Upadł na śnieg, a ostre sople zwisające z góry zatrzęsły się i odleciały wbijając się prosto w ciało Soto.
Oscar i Lolek spojrzeli przestraszeni na Mańka, po czym szybko odbiegli. Mimo przejmującego bólu uśmiechnąłem się lekko.
- Udało się! - zawołał Sid, po czym nagle spojrzał na mnie przestraszony. Zamrugałem kilka razy, aby poprawić ostrość widzenia i zobaczyłem jak podchodzą do mnie.
- Byliśmy kumplami, co? - zapytałem lekko unosząc łeb.
- Byliśmy? - odezwał się Maniek. - Przecież ciągle jesteśmy.
- Wybaczcie, że was wystawiłem.
- Jest jak jest, leniwiec ma krótką pamięć. - odrzekł Sid stawiając obok mnie dzieciaka. Złapał mój nos w swoje małe łapki.
- Przestań się mazać. Musisz być silny. Musisz się opiekować Manfredem i Sidem. - uśmiechnąłem się lekko. - Zwłaszcza Sidem.
- Co ty, Diego, będzie dobrze. Jesteś tygrys. Poniosę cię, co ty na to? - zaczął Sid. - Przestań Diego, no już. Maniek powiedz, że on wyzdrowieje. - dodał, a ja spojrzałem za niego. Luna stała w niewielkiej odległości patrząc na mnie szczerze przerażona. Spojrzałem na Mańka.
- Wiem, że nie mogę was o to prosić, ale zaopiekujcie się nią. - powiedziałem, a oni spojrzeli na moją córkę. Stała, a w jej oczach nigdy nie widziałem tak wielkiego smutku. Była jeszcze dzieckiem, a już bała się że zostanie sama.
- Masz moje słowo. - Maniek uśmiechnął się smutno.
- Chodź do mnie Luna. - powiedziałem tak cicho, że nie byłem pewny czy mnie usłyszała, ale powoli podeszła, a z jej oczu płynęły łzy. - Pójdziesz teraz z moimi przyjaciółmi, dobrze?
- Mówiłeś, że wszystko będzie dobrze. - wyszlochała cicho. - Obiecałeś.
- Będzie dobrze...
- Nie jeśli ciebie nie będzie. - powiedziała tak smutno i tak szczerze, że serce mi się krajało. - Straciłam już mamę, nie mogę stracić i ciebie, tato. - dodała, a ja nie wiedziałem co powiedzieć. Nie zamierzałem dawać jej nadziei i mówić, że będzie dobrze, bo była na to za mądra i wiedziała, co się dzieje.
- Zawsze będę przy tobie, Luna. - tylko tyle wymyśliłem, a ona pociągnęła nosem i podeszłe dotykając tylko mojego czoła swoim. Bała się mnie przytulić, żeby mnie nie zranić. Tak bardzo ją kochałem. Tak bardzo kochałem moją małą córeczkę, że słowa ugrzęzły mi w gardle. Bałem się, że już nigdy jej nie zobaczę. Złamana noga u tygrysa oznacza brak możliwości polowania, a bez tego nie będę miał jedzenia do przeżycia.
- Bardzo cię kocham, tato. - powiedziała i lekko się odsunęła, a z oczu poleciało jej jeszcze więcej łez. Westchnąłem lekko i się skrzywiłem, bo po całym moim ciele przeszedł tępy ból. Spojrzałem na Mańka i Sida.
- Słuchajcie, zostawcie mnie tutaj. Jeśli ludzie przejdą na drugą stronę nie złapiecie ich...
- Musiałeś mnie ratować? - odezwał się nagle Maniek.
- To normalne w stadzie. - powiedziałem na granicy sił i opuściłem łeb na śnieg zamykając oczy. Słyszałem tylko jak odchodzą. Jak odchodzi moja córka...

"Życie jest niebezpieczne" ~ EPILOGOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz