24 marzec, 2014.
Oddalił się od wszystkich. Jedynie Harry'emu pozwalał się do siebie zbliżyć. Pozwalał by jego ramiona otulały go do snu, ale nawet wtedy nie chciał rozmawiać. O ile to możliwe czuł się jeszcze gorzej niż wcześniej, a noce mijały mu na ukradkowym ocieraniu łez tak, by Harry niczego nie zauważył. Ale chłopak nie był głupi. Zresztą sam mało co sypiał i z pewnością był w stanie to wyczuć. Szczególnie, że zawsze mocniej go do siebie dociskał, składając drobne pocałunki w jego włosach. Wciąż uważał, że na to nie zasługiwał, ale nie był w stanie go od siebie odepchnąć, kiedy tak bardzo go potrzebował. Tyle, że aż nadto zdawał sobie sprawę, że taka sytuacja męczy wszystkich dookoła, że każdy obchodził się z nim jak z jajkiem, a nie tego chciał. Wolałby, żeby byli na niego wściekli, żeby go nienawidzili. Jak Niall.
To stawało się nie do wytrzymania, więc kiedy wreszcie został w pokoju sam, sięgnął po telefon, wykręcając numer do swojej mamy, która odebrała po czwartym sygnale.
- Cześć, mamo. - zaczął cicho. - Co u was słychać?
- Wszystko w porządku. - odparła. Tyle wystarczyło, by poczuł się choć odrobinę lepiej. Jej głos zawsze koił. - Bliźniaki dają trochę popalić, ale nie jest najgorzej. - zaśmiała się, co sprawiło, że uniósł delikatnie kąciki ust. - Ale lepiej powiedz co u Ciebie? Dawno nie dzwoniłeś.
Tak naprawdę dzwonił jakiś tydzień temu, ale zazwyczaj rozmawiali praktycznie codziennie, więc tak, to było dawno.
- Wiem, przepraszam. - wymamrotał, bawiąc się wystającą ze zbyt dużego swetra nitką. W ostatnim czasie trochę schudł.
- Co się dzieje kochanie?
To niesamowite, że zawsze potrafiła wyczuć, kiedy coś było nie tak. Nie wiedział jak to robi, ale to prawdopodobnie był ten matczyny instynkt czy coś w tym stylu.
- Mamo. - musiał wziąć głębszy oddech za nim kontynuował. - Chcę wrócić. - jak bardzo się starał, jego głos i tak załamał się w połowie.
- Wrócić?
- Tak. - przytaknął, mocniej ściskając telefon. - Chcę przenieść się na studia do Londynu.
Przez dłuższą chwilę panowała cisza. Słyszał jedynie jej równomierny oddech.
- Jesteś pewny?
Kochał swoją mamę między innymi za to, że nie wypytywała, nie próbowała dowiedzieć się skąd taka decyzja, doskonale wiedząc, że w końcu i tak sam jej powie.
Teraz to on milczał.
- Nie, ale.. muszę. - przymknął powieki, opierając głowę o ścianę.
- Potrzebujesz pieniędzy na bilet?
- Tylko.. tylko części. - odetchnął. - Oddam Ci, kiedy tylko znajdę pracę i..
- W porządku, BooBear. - ucięła, używając przezwiska, którego nienawidził, ale teraz uśmiechnął się lekko. - Tylko.. cokolwiek się dzieje, proszę, zastanów się jeszcze czy to jest jedynie wyjście z sytuacji, tak?
- Tak. - potwierdził, choć miał zamiar od razu wyszukać najbliższe połączenie z Miami do Londynu. - Odezwę się. - obiecał.
- Kocham Cię, synku.
- Ja Ciebie też. - odparł, po krótkiej chwili rozłączając połączenie.
Najbliższy lot miał dziś wieczorem, co dawało mu kilka godzin na spakowanie wszystkich swoich rzeczy, co zaczął robić za nim jeszcze zabukował bilet, a wszystko dlatego, że przelew od jego mamy jeszcze nie doszedł, więc zostawił włączonego laptopa na biurku, wyciągając z pod łóżka walizkę do której pospiesznie zaczął pakować wszystkie swoje rzeczy po kolei. Miał nadzieje, że Harry nie wróci zbyt szybko z kolokwium o którym wspominał mu mimo, że i tak nie odpowiadał. Jedynie słuchał i dzięki temu wiedział, że nie ma zbyt dużo czasu. To było.. cóż, podłe z jego strony, ale nie dałby rady pożegnać się z każdym po kolei. Nie, kiedy nie potrafił nawet spojrzeć swoim przyjaciołom w oczy. Tylko, że los nigdy nie był dla niego zbyt łaskawy, więc nie szczególnie zdziwił się, gdy brunet wrócił do pokoju w momencie, gdy wychodził z łazienki. Stał na środku pokoju wpatrując się to w rozłożoną na łóżku walizkę to w ekran laptopa z przeglądarką otwartą na stronie przewoźnika.
CZYTASZ
You're the one
FanfictionLouis Tomlinson jest nieco zbyt dużo imprezującym studentem trzeciego roku architektury wnętrz na Florida International University z kampusem w Miami. Ma nie aż tak perfekcyjną dziewczynę i paczkę dobrych przyjaciół. Właściwie wiedzie całkiem przec...