16.

11.2K 489 4.5K
                                    

16 maj, 2014.

Nie tak wyobrażał sobie pobyt pod namiotami.

Gdy obudził się rano Harry'ego, a co najlepsze jego posłania nie było w namiocie. Co prawda plecak został, ale to i tak nie napawało go optymizmem. Nie chciał nawet myśleć gdzie jego chłopak spędził noc. Humor i tak miał już wystarczająco do dupy i nie próbował psuć go sobie bardziej, więc po wzięciu kilku głębszych oddechów, zabrał czyste rzeczy i wyszedł z namiotu.

Rozejrzał się, ale wyglądało na to, że wszyscy jeszcze spali, więc sam ruszył w stronę pryszniców, opuszczając je po dwudziestu minutach. Nie miał nawet pojęcia która jest godzina skoro nikt z jego przyjaciół jeszcze nie zdołał się obudzić, bo przecież nie sądził, by poszli gdzieś bez niego. Chociaż po nich mógł spodziewać się wszystkiego. Uspokoił się jednak, kiedy wyciągnął telefon. Dochodziła dopiero dziewiąta rano, a jako, że nie chciało mu się jeść - usiadł na jedynym stojącym w pobliżu leżaku, odpalając papierosa.

Nie nacieszył się tym błogim spokojem zbyt długo.

Pięć minut później usłyszał jakieś śmiechy dochodzące z namiotów znajdujących się kilkanaście metrów dalej. Chwilę zajęło mu zorientowanie się, że akurat ten z którego po chwili wyszedł Harry, należał do Cary.

Nie wierzył, że to zrobił.

I że patrzył mu teraz prosto w oczy.

Mocno zaciskając usta, podniósł się ze swojego miejsca, nurkując w namiocie z którego ze złością wyrzucił plecak chłopaka i resztę leżących luzem rzeczy, które do niego należały, a kiedy z powrotem znalazł się na zewnątrz, brunet ze zmarszczką między brwiami spoglądał to na swoje rzeczy to na niego.

- Louis, co..

- Jesteś kutasem, wiesz? - warknął, bo postawa chłopaka działała na niego jak czerwona płachta na byka.

- Ale..

- Nie! - uniósł się, nie chcąc słuchać jego bezsensownych wymówek. - Jesteś pieprzonym dupkiem. Nie mogę uwierzyć, że dawałem się na to wszystko nabrać, a teraz wypierdalaj do swojej nowej dziewczyny. - fuknął, chcąc stamtąd odejść, ale Harry zdołał złapać go za nadgarstek.

To tylko rozwścieczyło go jeszcze bardziej i jeśli do tej pory starał się kontrolować to teraz wszystko puściło, a jego dłoń wylądowała na policzku chłopaka, który wpatrywał się w niego szeroko otwartymi oczami.

- To koniec. - wysyczał. - Jeśli w ogóle coś kiedykolwiek między nami było. - i z tymi słowami odszedł w nawet sobie nieznanym kierunku.

Zignorował będącego w szoku Nialla, który stał teraz tuż przy wejściu do namiotu, nie reagował na prośby Zoey, by się zatrzymał, a najlepiej wrócił. Nie miał zamiaru teraz przebywać w najbliższym otoczeniu Harry'ego. Nie chciał mu zrobić większej krzywdy, a wiedział, że byłby w stanie biorąc pod uwagę jego trzęsące się ręce. Dopiero, gdy skręcił w jedną z wąskich dróżek zorientował się, że że jego policzki są mokre. Ze złością tym razem na siebie, że taki dupek był w stanie wywołać jego łzy, otarł je wierzchem dłoni, nie zastanawiając się nad tym gdzie idzie, co mogło być błędem i w rzeczywistości nim było. 

Po dwóch godzinach chodzenia, nie miał pojęcia gdzie się znajduje, a jego telefon stracił zasięg. Nie miał też ze sobą żadnej mapy ani niczego, co mogłoby mu pomóc w odzyskaniu orientacji w terenie w czym może nie był taki zły, ale nie potrafił tak po prostu określić kierunków świata czy czegokolwiek innego. Więc kręcił się w tą i z powrotem mając nadzieje, że w końcu trafi na coś znajomego, ale nic takiego się nie stało. Był tak pochłonięty swoimi myślami, że nie rejestrował w którą właściwie stronę zmierza, więc w końcu usiadł pod jednym z drzew tuż przy pustej dróżce z kolanami przyciągniętymi pod brodę. Ze wszystkich stron otaczał go gęsty las i to nieco go przerażało. Szczególnie, że co jakiś czas słyszał dochodzące z każdej strony odgłosy. To mogły być jedynie ptaki, ale równie dobrze mogły to być niedźwiedzie. Doskonale zdawał sobie sprawę, że te zwierzęta żyją w takich lasach. Tym bardziej, że byli w górach. W pieprzonej Ameryce, gdzie niebezpieczeństwo czyhało na każdym kroku. W dodatku musiał błądzić dłużej niż mu się wydawało, bo powoli zaczynało się ściemniać, choć niebo wciąż było jasne. Ale to oczywiste skoro był w lesie wciąż tkwiąc pod drzewem jak kompletny, przestraszony na śmierć, że to będzie jego ostatnia noc, idiota. Żadne zwierzę, które go zobaczy raczej nie zacznie mu współczuć i na widok jego łez nie zostawi w spokoju, a zeżre razem z kośćmi i włosami. I nawet nie będzie miał okazji pożegnać się z rodziną, przyjaciółmi.. z Harrym, bo jego pieprzony telefon postanowił się wyładować, ale to i tak nie miało znaczenia skoro nie miał zasięgu.

You're the oneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz