Nagle listopad zaczął się kończyć. Olive zdała sobie z tego sprawę dopiero wtedy, gdy spadł pierwszy śnieg. Dziedziniec zamku był całkowicie schowany pod białą pierzyną, a okna wiecznie oszronione. Hogwart powoli przygotowywał się do nadchodzących świąt.
Dla uczniów był to czas ostatnich zaliczeń, wielu zadań domowych i egzaminów. Olive przesiadywała do późna w pokoju wspólnym, siedząc wraz ze swoimi przyjaciółmi, ucząc się wspólnie na konkretny temat.
Od czasu szlabanu, nie rozmawiała z Kane'em. Gdy widzieli siebie na lekcjach czy korytarzu, lekko się do siebie uśmiechali, bądź machali do siebie. Nigdy nic więcej.
Olive mówiła sobie, że było to nieuniknione. Odkąd ostatni raz siedział przy niej w cieplarni, minęło dużo czasu. Nie znali się bliżej, nic ich nie łączyło. Jednak, myśląc o nim, czuła okropny ścisk w klatce piersiowej i podświadomie wiedziała, że jest to żal. Żal, że nie wyszło coś więcej. To, że nie rozmawiali, nie znaczyło przecież, że za nim nie tęskni.
Nie spodziewała się, że mogłoby się teraz coś zmienić. Przyjęła, że może tak miało się stać i próbowała, by jedynym, co zaprzątało jej głowę, były sprawdziany.
Unikała Spruce'a. Zrozumiała jego powody, ale nadal nie potrafiła spojrzeć mu w twarz. W jeden dzień jej świat stanął do góry nogami i sprawił, że inaczej postrzegała rzeczy wokół niej.
Gdy widziała Kane'a zgłaszającego się na lekcjach, zamiast kujona, widziała chłopaka, który ocierał jej łzy. Na eliskirach siedziała cicho, skupiając się na lekcjach, patrząc raz po raz na chłopaka. Dlaczego nie wyszło?
I pewnego dnia, na kolejnej trudnej lekcji ze Snape'em, gdy ponownie nie udawało jej się uwarzyć odpowiedniego eliksiru, podczas przerwy, gdy Snape'a nie było w klasie, podszedł do niej Kane.
- Hej. Nie wychodzi? - zapytał, stając nad nią. Jego włosy były tak samo w nieładzie, jak zawsze, a okulary czyste jak tafla jeziora. Uśmiechał się delikatnie, a w jego oczach czaiły się wesołe ogniki. Olive uśmiechnęła się na ten widok. Myślała, że już nigdy go nie zobaczy.
- Tak. To już któryś raz - odpowiedziała i wskazała swój kociołek, który niebezpiecznie bulgotał.
Kane spojrzał do środka, wąchając, i natychmiast odsunął się od eliksiru, marszcząc brwi.
- Obawiam się, że dodałaś za dużo smoczych skorupek - odrzekł i wsunął ręce do kieszeni. Olive uśmiechnęła się półgębkiem, rzeczywiście, mogła to zrobić.
- Postępowałam tak, jak mówiła książka. Chyba ten przepis jest jednak felerny, tak jak Wywar Żywej Śmierci!
Olive roześmiała się na cały głos, podobnie jak Kane.
- Pewnie tak. Dlatego od ostatniej lekcji, przygotowuję sobie notatki z innych podręczników. I to jest sposób przygotowania...
- A nie przepis - dokończyła Olive i popatrzyła na Kane'a. Wyglądał, jak niemożliwe do osiągnięcia marzenie. Jak sen, który skończył się przed najlepszym momentem. Przywoływał w niej uczucie nostalgii. - Dobrze, że...
- Koniec przerwy, do swoich kociołków! - wykrzyknął Snape, wracając do sali.
- Olive, jeśli chcesz, mogę ci czasami pomóc z eliksirami - wymamrotał szybko Kane, pochylając się ku brunetce.
- Tak, dziękuję - odparła zdumiona, a na jej usta wpełzł duży uśmiech i dokończyła - Na pewno skorzystam.
Kane błysnął swoim uśmiechem i podbiegł do swojego kociołka. Olive popatrzyła jeszcze raz w jego stronę. Razem z jakimś chłopakiem dodawał coś do swojego eliksiru. Przechyliła głowę i oparła ją na dłoni. Może jednak coś z tego wyjdzie?
CZYTASZ
Szlaban, panno Thompson!
Teen FictionKane Zoet trzymał się zasad, a Olive Thompson lubiła je łamać. grounded!hp au