6.

114 13 0
                                    

Kane siedział na ławce w piwnicy zamku, w korytarzu prowadzącym do kuchni i pokoju wspólnego Hufflepuffu. Czekał na nią.

Gdy rano, po lekcji transmutacji z profesor McGonagall, podszedł do niego Snape, wiedział, że ten dzień będzie bardzo ciekawy. Według polecenia Snape'a, razem z Olive Thompson miał znaleźć na błoniach Hogwartu dziesięć pancerzyków chitynowych, obojętnie jakiego owada. Miały być potrzebne do ich sobotniego szlabanu, na który jednak wolałby nie iść.

Nagle drzwiczki pokoju wspólnego Hufflepuffu otworzyły się i wyszło z nich kilka dziewczyn. Kane wstał z ławki i przypatrzył się im uważnie. Tak, z tyłu zobaczył burzę czarnych loków Olive oraz jej uśmiechniętą twarz i odetchnął z ulgą, dzisiaj była w dobrym humorze.

Odczekał, aż jej przyjaciółki oddalą się na kawałek i podszedł szybkim krokiem do dziewczyny, która zamyślona szukała czegoś po kieszeniach swojej szaty.

– Thompson! – powiedział głośno, dotykając jej ramienia, żeby zwrócić na siebie uwagę.

Olive przestała myszkować po kieszeniach i spojrzała na chłopaka. Przez chwilę na jej twarzy malowała się konsternacja, po czym przybrała sztywny wyraz.

Chyba jednak nie miała dobrego humoru.

– Jakiś problem...?

– Zoet. Kane Zoet – dokończył.

– Jakiś problem, Zoet? – zapytała, z sekundy na sekundę coraz bardziej się irytując. Nie wiedziała, co na nią tak wpływa. Sama jego obecność zdawała się ją drażnić.

– Wolałbym Kane, a nie Zoet, ale... – urwał, widząc spiętą twarz dziewczyny. Uśmiechnął się w myślach i ciągnął tym samym, pogodnym tonem. – Profesor Snape kazał nam odszukać kilku pancerzyków chitynowych, są potrzebne do szlabanu. Mamy iść na błonia i je znaleźć. Więc myślałem, że pójdziemy teraz.

Olive obejrzała się na swoje koleżanki, stojące z boku. Wiedziała, że miały iść właśnie wspólnie do biblioteki, uczyć się na sprawdzian z historii magii. Ale jednak musiała odrobić swoje "przewinienia", chociaż kradzież bezoaru wcale nie była taka niemoralna. Westchnęła głośno. Sprawdzian z historii musiał poczekać, ponieważ pancerzyki chitynowe niestety nie zbiorą się same.

– Dobra, Kane. Zróbmy to – odparła niechętnie i podeszła wyjaśnić swoim koleżankom sprawę. Uśmiechnęły się i pomachały jej na pożegnanie, a Olive odwzajemniła uśmiech i podeszła do bruneta. – Tak w ogóle, jestem Olive Thompson, jeśli jeszcze nie wiedziałeś.

– Bardzo miło poznać – odrzekł Kane, uśmiechając się półgębkiem i uścisnęli sobie dłonie. I nagle, jakby świat stał się odrobinę lepszy, a szlaban nie był złym wyjściem. Olive uśmiechnęła się ledwo dostrzegalnie, mając nadzieję, że chłopak tego nie zobaczył.

Szlaban, panno Thompson!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz