19.

68 10 0
                                    

Sklep Zonka pełen był rubinowej czerwieni i lśniącego złota. Wchodząc do niego, miało się wrażenie, jakby weszło się do krainy bajek, pełnej psikusów, psot i żartów, a zapachy rozprzestrzeniające się w nim przypominały miłą woń kandyzowanych słodkości, nieraz tak słodkich, że aż mdlących.

Przynajmniej tak myślała o tym Olive Thompson, gdy po raz kolejny w swoim życiu przekroczyła próg tego sklepu, tym razem w zaskakującej ją obecności Kane'a Zoeta. Była pewna, że się nie zjawi, ale i tym razem sprawił jej niespodziankę.

- Popatrz, łajnobomby! - zawołał Kane, ciągnąc Olive w stronę stojaka po lewej. Napis iskrzył się na fioletowo-zielono, a stojak wydawał dźwięki przypominające delikatne huki bomb. Stanął przed półką i otworzył usta z wrażenia. - Zawsze chciałem je mieć...

- Nigdy nie miałeś łajnobomby? - Olive roześmiała się. - Kto by pomyślał, że będziesz aż tak grzeczny, co Zoet?

Uśmiechnęła się do niego, a on spojrzał na jej twarz, śmiejąc się szczerze. Popatrzył jej w oczy i widząc w nich jedynie swoje odbicie, potrząsnęł głową z zawstydzenia i spuścił wzrok. Dalej pamiętał, co się stało, gdy chciał ją pocałować...

- Chodźmy już lepiej coś przegryźć - zasugerował, a Olive potaknęła wesoło głową.

Ku zdziwieniu Kane'a, dla Olive jedzeniem były słodycze. Zamiast iść do Trzech Mioteł, czego bardzo pragnął, usiąść w ciepłym kącie z kubkiem przepysznego kremowego piwa i zatopić się w własnym fotelu, Olive zaprowadziła go do Miodowego Królestwa, które wabiło przechodniów swoim zabójczo słodkim zapachem. Chwilę po wejściu do środka, Kane zapomniał o upragniony pubie i zobaczył wielkie stoiska pełne wszelkiego rodzaju słodyczy: od lizaków przez żelki do czekoladek. Po raz kolejny Kane był dzisiaj pod ogromnym wrażeniem, a Olive zaczęła się zastanawiać, czy aby na pewno nie jest on pierwszy raz w Hogsmeade.

- Mam pomysł. Rozdzielmy się i spotkamy się na zewnątrz. Niech każdy kupi to, co chce - oznajmiła Olive, a Kane zgodził się zadowolony. Nie zastanawiając się więcej, sięgnął po papierową torebkę i zaczął wrzucać do niej wszystko, co wyglądało przepysznie, zawsze podwójną porcję - jakby Olive też chciała spróbować. Musiał wszystkiego skosztować! Naprawdę nie potrafił się skupić na jednej słodyczy, gdy zaraz obok pokazywała się kolejna, słodsza i lepsza, którą też musiał mieć.

Nie wiedział, ile czasu spędził w środku ani gdzie była Olive, więc podszedł do kasy i zapłacił... krocie. Wyszedł z Królestwa i zobaczył Thompson, siedzącą na murku pełnym śniegu z małą papierową torebką w dłoni. On taszczył ogromny pakunek.

- Co ty tam masz? - zawołała Olive i wybuchnęła głośno śmiechem. Kane wzruszył ramionami i usiadł blisko obok niej. Pomyślał, że Olive ładnie wygląda na tle śniegu i otworzył swoją torbę. - Och! Zapomniałam!

- Czego?

- Zaraz wrócę, muszę jeszcze coś sobie kupić - odpowiedziała i szybko weszła z powrotem do sklepu.

Kane wyciągnął zielonego lizaka. Ten wyglądał wyjątkowo pysznie. Jak on się nazywał? Kw... Kwachy?

Zerwał opakowanie, polizał go i cały się wykrzywił. Był taki kwaśny!

- Kupiłam jeszcze moje ulubione kremowe cukierki. Co jesz? - zapytała go Olive, która dopiero co wróciła i usiadła na murku.

Kane wyciągnął lizaka z buzi i się mu przyjrzał. Dawno nie jadł takiego kwaśnego lizaka...

- Kwachy - odpowiedział tylko i włożył go z powrotem do ust. Zobaczył przerażony wzrok Olive i zmarszczył brwi. - Co?

- Nie jedz tego! - W momencie kiedy Olive to powiedziała, Kane poczuł parzące uczucie na swoim języku i wyjął powoli lizaka z ust. Jego język nie przestawał pulsować. - Kwachy wypalają dziury w języku!

Kane popatrzył na nią przelęknięty. Co ona mówiła?

Szlaban, panno Thompson!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz