4. Czasami po prostu trzeba być odważnym

14 2 0
                                    

-Mów szybko. - Powiedziałam do chłopaka, ciągnąc go przy tym za ramię do kuchni. Wszyscy zasiedli już do stołu, dlatego też nie mieliśmy zbyt wiele czasu na pogawędki. Poza tym nie mam pojęcia, co takiego ważnego się stało.

Oboje oparliśmy się o blat, na którym stała reszta przygotowanych posiłków. Spojrzałam na chłopaka, dokładnie analizując jego elegancki stój. Ubrany w spodnie w kolorze cynamonowym i do tego gustowna granatowa koszula. Jego włosy ułożone były na żel, co idealnie komponowało się z resztą galowego stroju.

-Jest taka sprawa. - Rozpoczął patrząc mi prosto w oczy. Lekko się uśmiechnął przy tym. - Robisz coś za przyszły piątek?

-Jeśli chcesz mnie gdzieś zaprosić, to wiedz, że od razu odmówię. - Stanowczo odpowiedziałam, patrząc w podłogę. Co jakiś czas tylko zerkałam na chłopaka, który nie spuszczał ze mnie wzroku. Poczułam bardzo dziwne uczucie, które nawet nie potrafię opisać.

-Tak, chcę ciebie zaprosić, ale na urodziny Dylana. - Mój wzrok automatycznie poleciał na jego szare tęczówki. - Robimy mu niespodziankę, towarzystwo niektórych osób jest mile widziane, a ty się do nich zaliczasz.

-Czemu akurat ja? - Spojrzałam na niego niedowierzanie. Co ja mam niby z ty wspólnego? Co ja mam z NIMI wspólnego?! Jesteśmy całkowicie inni i lepiej, żeby tak zostało.

-Bo.. - Zaciął się na chwilę, drapiąc się przy tym za głowę. Wzdychnął głośno, przez co aż przeszły mnie dreszcze. - Chodzisz z nami do szkoły, nie? Będzie tam właśnie większość.

Zanim zdołałam coś powiedzieć, do kuchni weszła moja mama, w swojej obcisłej białej sukience. Wyglądała idealnie. Uśmiechnęła się szeroko, najpierw do Toma, a następnie spojrzała na mnie. Widziałam w jej oczach wielki stres, jaki to jej zawsze towarzyszył przy takich spotkaniach.

-Chodźcie dzieci, zaraz jest danie główne. - Powiedziała, wyciągając kurczaka z piekarnika. Zapach rozniósł się po całej kuchni, a my razem z chłopakiem z chęcią wystawialiśmy nosy by dobrze poczuć. Moja mama machnęła do nas ręką, na znak, że mamy za nią iść i tak też postąpiliśmy.

-Pogadamy później. - Dodałam cicho.

Chwilę później znaleźliśmy się w jadalnio - salonie, gdzie wszyscy już zajmowali swoje miejsca. Spojrzałam na ozdobiony przeze mnie stół, na którym znajdowały się moje ulubione kwiaty, a mianowicie krwiste róże, przy czym cudownie komponowały się z wystrojem tego pomieszczenia. Czerwone serwety były złożone w morską różę, a na nich znajdowały się komplety sztućców. Każdy z gości ma błyszczący pokal, a po dwóch stronach stołu stały małe dzbanuszki z wodą, miętą i pomarańczą. Cały stół nakryty był idealnie, by państwo Morris byli najbardziej jak się da zadowoleni.

Zasiadłam naprzeciwko Toma, który poprawiając swoją koszulę uśmiechnął się w moją stronę. Moja rodzicielka, podała danie, a następnie każdy zajął się jedzeniem. W międzyczasie nasi rodzice rozmawiali między sobą o sprawach biznesowych. My siedzieliśmy cicho, bo te sprawy nas po prostu nie dotyczą, a nie chcieliśmy się wtrącać.

-Sky, powiedz mi. Chodzisz do Notre Dame High School, tak jak Tom? - Spojrzała na mnie kobieta, swoim specyficznym wyrazem twarzy. Niby może wydawać się miła, lecz nie do końca taka jest.

-Tak, a dokładnie do klasy drugiej na profilu teatralnym. - Odparłam i posłałam lekki uśmiech. Wzrok wszystkich poleciał na mnie, na co ja się trochę speszyłam. Nie lubię być w centrum uwagi.

-O to cudownie! Tom również na nim jest! Jako starszy kolega może cię poprzeć, gdy będziesz potrzebować jakiejkolwiek pomocy.

Na jej słowa prawie zakrztusiłam się jedzeniem. Tom nic nie mówił, że jest na tym samym profilu co ja, ale przecież nawet nie miał jak. Nie zadaję się z jego paczką, więc nie powinno mnie to interesować.

Always. Only. For you.Where stories live. Discover now