Camila POVSzłyśmy już tak kilka minut w zupełnej ciszy, gdy nagle brunetka się odezwała, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Mówiłaś, że nie znasz dobrze miasta, skąd pochodzisz?
- O, to długa historia. Urodziłam się na Kubie, stamtąd pochodzi moja mama, tata jest za to Meksykaninem, ale kiedy skończyłam sześć lat tata dostał nową dobrze płatna pracę i od tego czasu co chwilę się przeprowadzamy, podróżujemy z jednego miejsca na drugie.
- Jesteś Kubanką? – Zdziwiła się Lauren.
- Tak.
- Ja też – powiedziała ucieszona.
- Domyśliłam się po nazwisku – powiedziałam szczerze – ale jak na Kubankę, masz strasznie bladą karnacje.
- Wiem, każdy mi to powtarza – przyznała. – Ja nigdy nie byłam na Kubie, wychowałam się tu w Miami, moim marzeniem jest polecieć kiedyś do Havany.
- Tak, to piękne miejsce, chociaż muszę przyznać, że byłam wtedy dosyć mała i już niewiele pamiętam.
- Poczekaj, to jak się nazywasz? Ty znasz już moje nazwisko, właściwie sama nie wiem skąd – zapytała, uśmiechając się do mnie.
- Karla Camila Cabello. A co do ciebie... Ten chłopak na palarni, wołał cię Jauregui.
- A tak, Zayn, zapomniałam o tym – powiedziała lekko zakłopotana. – Oni lubią mnie wołać po nazwisku, sama nie wiem dlaczego. Już się do tego przyzwyczaiłam.
- A szkoda, bo masz piękne imię – no nie Camila, czy ty naprawdę powiedziałaś to na głos? Chciałabym teraz przyłożyć sobie w twarz, albo zapaść się pod ziemię ze wstydu.
- Dzięki, ale Camila podoba mi się bardziej – powiedziała, uśmiechając się do mnie cwaniacko i puszczając mi oczko, a ja od razu spaliła buraka. Dobrze, że na zewnątrz było już ciemno, więc miałam nadzieję, że Lauren tego nie zauważyła.
- Dobra, zapraszam cię do środka, muszę wziąć kluczyki od auta – podniosłam głowę i zobaczyłam przed sobą niewielki, ale ładny domek. Nawet nie wiem, kiedy doszłyśmy na miejsce.
- Nie chcę robić kłopotu. Poczekam tutaj.
- To żaden kłopot. Nikogo nie ma w domu. Z resztą powinnaś coś zjeść, pewnie nie jadłaś parę godzin – powiedziała i chwycił mnie za rękę ciągnąc w stronę domu.
- Twoi rodzice nie będą źli, że mnie zaprosiłaś? – Dopytywałam dalej.
- Mieszkam tylko z tatą, a obiad ugotowałam sama, więc mogę poczęstować kogo chcę – powiedziała bez emocji, ciągnąc mnie prosto do kuchni.
Odsunęła mi krzesło przy stole, na którym szybko siadłam, czując, że i tak mnie z stąd nie wypuści, jeśli nawet się jej sprzeciwie. I tak naprawdę chyba nie chciałam się kłócić, czułam się dobrze w jej towarzystwie, bezpiecznie.
Lauren wyciągnęła jakiś garnek z lodówki i już chwilę później, podała mi talerz gorącej zupy.
Muszę przyznać, że pachniało wybornie, a smakowało jeszcze lepiej. Zjadłam szybko, będąc pod wrażeniem talentu dziewczyny, ponieważ ja sama nie umiałam nic przygotować, a mama raczej nie pozwalała mi się zbliżać do kuchni. Twierdziła, że ona zrobi wszystko najlepiej, a ja będę jej tylko przeszkadzać, co skutkowało tym, że nie wiedziałam nic o gotowaniu.
- To było pyszne, dziękuję – powiedziałam, wstając, aby odłożyć talerz do zlewu.
- Cieszę, się – powiedziała, posyłając mi uśmiech. – Zostaw, ja później pozmywam. A teraz mogę wreszcie odwieść cię do domu.
CZYTASZ
The only exception - Camren ff
FanficLauren przez bolesne doświadczenia z dzieciństwa dorastała w przekonaniu, że prawdziwa miłość nie istnieje, a uczucie to wiąże się tylko z cierpieniem. Camila jest nowa w Miami i nie zna tu nikogo. Czy to ona wreszcie sprawi, że Lauren komuś zaufa? ...