"Sylwestrowy zawrót głowy" Part 2/5

732 69 31
                                    



Tymczasem John od samego rana był dziś tak zajęty pracą ,że nawet nie zauważył jak na zewnątrz zrobiło się ciemno. Przez te kilka godzin znacznie się ochłodziło i strasznie rozpadało, więc wychodząc z restauracji w której zjadł obiad zapiął kurtkę pod samą szyję i szczelnie owinął się podebranym Sherlockowi szalem. Nie był to wprawdzie ten ulubiony, a jeden z zapasowych ale nadal nosił w sobie intensywny i przyjemny zapach detektywa. 

Ostry podmuch wiatru wyrwał z jego dłoni bilet autobusowy zabierając na przejażdżkę zakończoną kąpielą w kałuży. Doktor zaklął pod nosem i machnął niedbale dłonią zostawiając drogocenny papierek pogodzie.

Nie tak zaplanował sobie dzisiejszy dzień, rozpiska na kartce w notatniku w zasadzie wcale nie pokrywała się z rzeczywistością. Tylko czy mieszkając pod jednym dachem z takim szaleńcem jak Holmes można cokolwiek zaplanować i się tego ściśle trzymać?

Dochodziła dwudziesta a od Baker Street dzieliło blondyna prawie pół miasta.

Czekając na przystanku wcisnął się między ławkę a szklaną szybę i zamknął oczy wtulając nos w miękki, pachnący Sherlockiem materiał. Poczuł jak przez jego ciało przepływa fala dreszczy i gorąca rozgrzewając mężczyznę od środka.

Któż był tego sprawcą? Przymrozek i wirujący wiatr czy może jednak szal?

Co prawda, John już jakiś czas temu przestał oszukiwać sam siebie ,że jego uczucie do Holmesa to taka wyjątkowo silna, przyjacielska więź ,ale wypowiedzenie tego na głos w dalszym ciągu pozostawało abstrakcją.

Jedyne czego był pewien to fakt ,że nie jest w stanie ciągnąc dłużej tego komediodramatu rozgrywającego się między nieświadomym niczego Sherlockiem a jego własnym sercem. Przebywanie w pobliżu detektywa stawało się coraz trudniejsze gdy ograniczały ich standardy przyjacielskich gestów, słów i zachowań.

Jak by zareagował gdyby doktor spontanicznie objął go odciągając tym samym od uwielbionego mikroskopu? Co zrobiłby detektyw gdyby John położył się obok gdy przemierza przestronne, jasne komnaty Pałacu Umysłu?

Watson zaśmiał się pod nosem i wsiadł do zatłoczonego autobusu.

Był człowiekiem prostym, ale szczerym i inteligentnym. Kierował się w życiu sprawdzonymi, wyuczonymi zasadami. Potem na jego drodze pojawił się Sherlock i znana mu dotąd codzienność przestała mieć jakiekolwiek znaczenie. "Instrukcja obsługi człowieka" spłonęła któregoś dnia wraz z jego ulubionym swetrem. Sherlockowi wcale nie było wtedy przykro.

"Szczerość, wsparcie, rozmowa i zaufanie"- powtarzał w myślach doktor obserwując migający za szybą krajobraz miasta.

Postanowił. To dzisiaj w końcu zbierze w sobie odwagę i obnaży przed detektywem swoje uczucia i wątpliwości.

W przyjaźni to sprawa zupełnie naturalna.

W przyjaźni z Holmesem to chyba nadzwyczaj ryzykowne, głupie i...

Przeczuwał ,że ten moment kiedyś nadejdzie. Zwariował.

"John H. Watson-wariat"-przyznał sobie tytuł siadając na zwolnionym przez wysiadającego pasażera miejscu - "Ostatecznie zawsze mam wyjście awaryjne by obrócić to wszystko w zwyczajny, noworoczny żart"- dodał gorzko przecierając zmęczone dniem powieki.

"Nie istnieje tradycja robienia przyjaciołom żartów w Nowy Rok,John" - usłyszał w wyobraźni pełną chłodu, pogardy i obrzydzenia odpowiedź Holmesa.

Przemyślenia blondyna zaczęły zbaczać na niebezpieczne tory, w ryzykownym dla jego nerwów kierunku.

Czy naprawdę choć przez moment łudził się ,że będzie w stanie skłonić detektywa do otwartej rozmowy o emocjach?

Może to jednak zły pomysł? 

Bezpieczniej byłoby zostawić sprawy takie jakimi są, tak? 

Niepotrzebnie dał się namówić Molly na całe to kombinowanie z Holmesowym nastrojem. Poddał się tchórzostwu którym tak gardzi i w rezultacie wpadł we własne sidła. Przecież jest lekarzem, do cholery. Składał przysięgę by pomagać ludziom, leczyć ich a nie ogłupiać z powodu własnych słabości. Owszem, gryzły go ogromne wyrzuty sumienia ale teraz i tak było za późno by cokolwiek odkręcić. Mógł albo brnąć w to dalej albo dać sobie spokój i puścić wszystko w niepamięć. Druga opcja wydała się blondynowi dużo trudniejsza do zrealizowania. 

Wysiadł z autobusu nieśpiesznym krokiem kierując się do mieszkania. Uważnie omijał wszystkie kałuże, przesadnie zwalniał przy sklepowych wystawach, a gdy deszcz przerodził się w śnieg przystanął nawet na moment mając nadzieję ,że doświadczy jakiegoś boskiego błogosławieństwa. 

To był absurd, bo im bliżej Baker Street się znajdował tym szybciej waliło mu serce, tym mocniej zaciskał dłonie, tym częściej przełykał z trudem ślinę i poprawiał złośliwie odstające, jasne kosmyki włosów.  Przed oczami zabłysła mu przekrzywiona kołatka. Wyprostował więc plecy, kiwnął głową, poprawił kurtkę, z kieszeni spodni wyjął klucze. Zamek wydał charakterystyczny brzdęk i John zdecydowanym ruchem nacisnął na klamkę. 

Zaraz po otwarciu drzwi do jego uszu dobiegł gwar, cicha melodia i moc radosnych rozmów. Czy te odgłosy naprawdę dochodziły z góry? Jak to możliwe? Goście zamknęli detektywa w łazience czy co? Ta niedorzeczna myśl szczerze rozbawiła doktora. Pokonał ledwie dwa stopnie schodów gdy w korytarzu zaczepiła go właścicielka mieszkania. 

-John, w końcu jesteś. Czekaliśmy tylko na ciebie, wszyscy już są-wykrzyknęła radośnie kobieta niosąc ze sobą tacę pełną ciasteczek. Blondyn odwrócił się na pięcie. 

-Oh, pani Hudson. Czy Sherlock jest w mieszkaniu?-zagaił. 

-Tak, złotko. Gdy poszłam do niego z herbatą okropnie był marudny i nerwowy-wyznała zatroskana kobieta kładąc dłoń na ramieniu Watsona - wolałam zostawić to tobie- dodała konspiracyjnie puszczając mężczyźnie oko. John zmarszczył brwi nieco zmieszany, po czym uśmiechnął się niepewnie, jakby wymijająco. Oboje ruszyli na górę by w gronie przyjaciół powitać pierwszy wspólny Nowy Rok na Baker Street 221B.


koniec części drugiej


Sherlock Holmes and John Watson (c) Sir Arthur Conan Doyle, BBC

"Sylwestrowy zawrót głowy" JohnlockOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz