Nieproszone, ostre promienie porannego słońca przebiły się przez okienne zasłony drażniąc swym blaskiem bladą i delikatną skórę detektywa. Holmes mruknął pod nosem z niezadowoleniem zakrywając twarz poduszką i już po chwili wiedział ,że długo w tej pozycji nie wytrzyma. W ustach czuł bowiem nieprzyjemną suchość, w pęcherzu ucisk a w umyśle niewyobrażalny więc podejrzany spokój.
Do uszu mężczyzny dochodziły dźwięki wirującego za oknem wiatru. Podmuchy uderzały i napierały w okiennice powodując lekkie drżenie drewnianych ram i falujący ruch bordowych zasłon. Sherlock westchnął cierpiętniczo i odrzucając poduszkę ostrożnie otworzył oczy. Intensywność promieni zapowiadała panujący na zewnątrz ostry mróz. Brunet rozejrzał się po pokoju orientując ,że nie jest u siebie w sypialni a u Johna na piętrze. Przetarł z niedowierzaniem twarz i poruszył niepewnie próbując bezszelestnie przełożyć na plecy. Natrafił na ciało pogrążonego we śnie doktora. Zamarł na moment by zaraz potem z impetem podnieść się do siadu. Zamrugał kilkukrotnie kompletnie zmieszany nim przypomniał sobie wszystkie wydarzenia z wczorajszego wieczora i nocy.
Dziś pierwszy dzień nowego roku a przed jego bladoniebieskimi oczami lśni najcudowniejsza rzeczywistość. Oniemiał. W tym samym łóżku, w białej koszulce z krótkim rękawem i kraciastych bokserkach leży jego John, oddycha tak spokojnie i miarowo. Włosy ma zmierzwione, pochrapuje cicho z policzkiem wciśniętym w materac, pachnie płynem do kąpieli, lekką wonią swoich perfum i sobą. Cudownym sobą.
Holmes pozwolił sobie na delikatny cień uśmiechu wpatrzony w doktora jak w obrazek i pochylił się nad nim ostrożnie, miękkimi wargami sunąc po szyi i płatku ucha mężczyzny.
Chyba nigdy wcześniej nie czuł się tak osobliwie jak tego poranka.
Podszedł do okna opierając dłonie na zniszczonym przez czas parapecie i odsłaniając nieco zasłonę wyjrzał z cienia na zamarznięty Londyn. Podziwiał urok przyklejonych do szyby, skrzących się w słońcu kryształków lodu. To John nauczył go odnajdywać piękno w tak zwyczajnych i naturalnych zjawiskach jak chociażby sople.
Śnieg leżał gęsto i równomiernie na chodnikach i ulicach i prószył nieustannie rozrzucany przez psotne podmuchy. Było cicho i pusto bo wszyscy odpoczywali jeszcze po noworocznej zabawie. Rozanielony Sherlock odsunął się od okna napotykając pod stopami na coś ciepłego i miękkiego. Zerknął w dół uśmiechając się pod nosem figlarnie na samo wspomnienie o zszarpanym wczoraj z niego i lądującym tutaj szlafroku.
Podniósł okrycie z podłogi i owijając się nim szczelnie opuścił pokój po cichu zamykając za sobą drzwi.
__________________________
Pod prysznicem zmył z ciemnych loków mdlący zapach taniego szampana a potem dokończył poranną toaletę w zwyczajowym dla siebie trybie. Ośmielony myślą o nowych możliwościach kontaktów między nim i Johnem ubrał jedynie bokserki a na nagie ramiona narzucił niezawiązany, czysty, bordowy szlafrok. Z nowymi życiowymi siłami wkroczył do salonu wnikliwie analizując spojrzeniem stan pomieszczenia.
Na podłodze zalegały okruszki ciasta, serpentyny, a pod stołem poniewierały się trzy puste butelki po winie i zatrważająca wręcz ilość kolorowego confetti. Poza tym było tu obrzydliwie duszno.
Przemierzając pokój Sherlock miał nieodparte wrażenie ,że jeszcze przez najbliższe tygodnie będzie wyciągnąć pojedyncze płatki confetti z różnych dziwnych miejsc... w swoim ciele.
Naprawdę aż tak wczoraj nabrudzili? W półmroku wyglądało to mniej spektakularnie.
Rozumiał oczywisty fakt ,że John był zbyt zmęczony by posprzątać to wszystko od razu po wyjściu gości ale gdy to dziś zobaczy też nie będzie specjalnie zadowolony.
CZYTASZ
"Sylwestrowy zawrót głowy" Johnlock
FanfictionTo historia o noworocznej zabawie przy Baker Street 221B w przypływie sylwestrowej weny. Miłej lektury. WARNING! Johnlock