Rozdział 9

283 20 0
                                    

Co myślicie o krótkim poświątecznym maratonie przez parę dni?

Chyba wracam i oby na dobre.

°°°°°°°°°°°°°

Właśnie Kończymy jeść obiad na polu bo jest taka piękna pogoda.
-Wycie co dziewczyny?Chodźmy na boisko, a ty Lonnie pójdziesz i pokażesz chłopakom kto tak naprawdę wymiata. - Spoglądam na nie w oczekiwaniu na odpowiedź.

-  Świetny pomysł. Zmiażdżymy  ich w końcu. - Przyszła zawodniczka drużyny się rozweseliła, a my kolejny raz się śmiejemy.

Wspólnie wstajemy od stołu, odnosimy po sobie tacki po jedzeniu na przeznaczony do tego stolik i idziemy na boisko.

- Czy tylko ja tak pojadłam i jestem taka zapchana?

- Trzeba było nie jeść tyle. - Mal mi odpowiada z lekkim przekąsem i śmiechem zarazem.

- Wiesz jak dawno nie jadłam normalnego pysznego jedzenia? - Patrzę na nią z lekkim wyrzutem.

- A no fakt. Ja jak pierwszy raz tu jadłam to też się tak zapychałam i miałam wrażenie że to może być ostatni tak dobry posiłek. Jak to było dawno. - Wspomina Evie.

- No to jesteśmy.- Oświadcza Lonnie. - Ale wiecie co mi się przypomniało? oni teraz nie mają treningów na boisku i nie ćwiczą tu, tylko są na sali tam jakby szermierkę ćwiczą. I tak niezbyt im to  wychodzi. Idziemy do nich pokazać jak się gra.-Lonnie jest  strasznie podekscytowana, a my kolejny raz się śmiejemy.

- Mam pytanie, czy to dziwne, że tak cały czas się śmiejemy? Bo odkąd pamiętam to nie śmiałam się tyle co w ciągu tych ostatnich dni, a to masakra cały czas tylko się śmiejemy i śmiejemy. No, ale szczerze to ja nie widzę w tym nic złego.- Spoglądam na resztę wyczekująco.

- Wsumie trzeba rozweselić w końcu to towarzystwo.- Zaznacza Mal.

Z oddali widać jak Jay i  Carlos idą w naszą stronę.
- A co wam tak do śmiechu? - Pyta się nas Jay i spogląda z brakiem zrozumienia w oczach.

- A tak po prostu. - Wzruszam ramionami. - Właśnie, teraz macie ten swój cały trening?
- Noo właśnie tam idziemy. - Carlos mi odpowiada jakby to była najbardziej oczywista rzeczy na świecie.

-  Możemy przyjść popatrzeć? Nie będziemy przeszkadzać. - Evie rozweselona składa ręce w błagalnym geście.
- Spoko, nie widzę problemu. Chodźcie. - Jay macha ręką zachęcająco wskazując kierunek.

Po krótkim czasie marszu jesteśmy już przed tą całą salką, w której ma być ten cały trening, w sumie to nie wiem czego.

- To my zaraz do was dołączymy, oczywiście na widowni. -Macham im sugerując żeby weszli już do środka.

- No to czekamy w środku.

Jak miło, że rozumieją gesty.

- Noooo toooo musisz  wykombinować sobie z końś strój i pokaż im jak się walczy. - Evie patrzy na Lonnie i zachęca ją tym samym.

- Okej, okej to ja lecę  trzymajcie za mnie kciuki. - jest taka podekscytowana, że nie jest już w stanie tego ukryć.

Wszystkie ją zamykamy w szczelnym uścisku, po czym córka Mulan biegnie, a my wchodzimy na widownię.

Trening się zaczął.
Walą i niby walczą mieczami, padają. Poprostu jakaś katastrofa jakby nie wiedzieli co robią, a ja nie wiedząc co to za sport wiem, ze oni nie do końca wiedzą co robią, ale jeden gracz całkiem nieźle włada tą jakby szpadą trzeba przyznać. No i w końcu Jay ściąga chełm. No taki jakby chełm i walczy zacięcie z ostatnim zawodnikiem którym został. W sumie to Jay jako tako coś umie. Szpada wypada mu z ręki on się wywraca na ziemię. Wtedy zwycięzca ściąga z głowy chełma. Okazuje się że to nasze Lonnie. Nie mogę uwierzyć, że jest po prostu najlepsza. Żuchwy dziewczyna. Nawet Jay nie dał sobie z nią rady. Chociaż dziewczyny wyraźnie mówiły, że jest świetna, to ja przecież w takiej akcji jej jeszcze nie widziałam. Z drugiej strony to  heloł ona jest córką Mulan, to powinno być oczywiste, że wymiar w te klocki, choć nie każdy podąża przecież w ślady rodziców.

- No to co weźmiecie mnie teraz do drużyny?- Lonnie uśmiecha się do chłopaków, niektórym z nich dosłownie opadła szczęka.

- Nie ma takiej opcji, w regulaminie jasno pisze, że drużyna składa się z Kapitana i mężczyzn. A ty mężczyzną nie jesteś.- Chad  jak zwykle nie lubi się zgadzać z innymi i chce przygwiazdorzyć.

- Ale chyba wydaje mi się, że brakuje nam jednego zawodnika, a z tego co wiem to Ben raczej już nie ma czasu na takie rzeczy. No bo ma ważniejsze obowiązki.- Lonnie uparcie stoi przy swoim. I dobrze.

- Ale to nie zmienia faktu że nie jesteś mężczyzną. Nie masz prawa bycia w zespole do widzenia panienko. - Chad dumny z siebie unosi głowę i wychodzi.

Lonnie patrzy wręcz błagalnie, ale zarazem twardo i wymownie na Jaya.
- Grasz kapitalnie, ale jako kapitan nie mogę łamać zasad. Przykro mi. - Spuszcza trochę głowę. - Naprawdę mi szkoda. Nauczysz mnie kiedyś tak grać. - Próbuje rozluźnić jakoś atmosferę.

- Może kiedyś. - Mówi Lonni wyraźnie zbulwersowana i wybiega z sali.

Dziewczyny biegną za nią. Ja natomiast jeszcze chwilkę zostaję i patrzę jak się wszyscy rozchodzą. Stwierdzam, że nie ma sensu dłużej czekać i tak samo idę. Gdy wychodzę zaczepia mnie Carlos.

- Mam pytanie nie chciałabyś może... no nie wiem, może wyjść na spacer dzisiaj? Żeby pogadać i za... poznać się lepiej. - patrzy na mnie niepewnie i drapie się po karku. Wygląda na naprawdę zawstydzonego, ale nie mam pojęcia czym albo raczej dlaczego.

- Jasne, z miłą chęcią. Pogadamy sobie trochę. To koło której?- Przystaje na jego propozycje. Chociaż w sumie to jestem nią tak tyci, tyci zdziwiona.

- Jest koło trzeciej pewnie, albo nawet po trzeciej, to może koło szóstej przed szkołą, wiesz bardziej pod wieczór jest spokojniej?- Pyta mnie choć to chyba miała być odpowiedź.

- Jasne, to do zobaczenia. - Uśmiecham się do niego i odchodzę.

Uwięziona na wyspie potępionych Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz