Rozdział 16

60 3 0
                                    

Tak ja wspomniałam wcześniej, moja mama mówiła, że przyda jej się drobna pomoc.

Zastanawiacie się zapewne, o co chodzi? A więc już mówię.

Zima sama się nie stanie tak o. Jak wiadomo zima bez śniegu to nie zima.
Otóż każdej zimy, osoba władająca nazwijmy to zimowym darem, która wcześniej została wytyczona do tego zadania przez zimowe wróżki musi pomóc zimie nadejść. W jaki dokładnie sposób jeszcze wytłumaczę później.

Jest już popołudnie. Ostatni dzień jesieni. Stoję przed pałacem i czekam na moją mamę. Po jakichś dwudziestu minutach czekania zauważam ją. Tak się cieszę, że ją widzę. Ostatnio coraz lepiej zaczyna się układać między nami. Podbiegam do niej i ją przytulam.

- Tak bardzo tęskniłam mamuś. - mówię ściskając ją z całych sił. Jestem tak bardzo szczęśliwa.

- Ja też córciu, uwierz mi ją też. - odwzajemnia mój uścisk. - Choć wejdziemy do pustej sali lekcyjnej i wszystko ci wytłumaczę co i jak.

- Dobrze. - Odpowiadam całkiem podekscytowana.

Droga do przejścia była krótka i szybka.
Właśnie dotarłyśmy już na miejsce.
Moja mama wyciągnęła z torby, która zwisała jej na ramieniu dwa małe, błyszczące woreczki.

- To jest magiczny pył z Nibylandii dzięki któremu będziemy mogły wzbić się w powietrze i latać. - Podała mi jeden z nich. - Schowaj go do kieszeni i uważaj żeby się nierozsypał, a teraz idź przespać się pożądanie bo wyruszymy bardzo późnym wieczorem, a wrzucimy przed świtem. Jeżeli się uwiniemy lub wczesnym rankiem, jeżeli zajmie nam to dłużej. A i przyjdę po ciebie do twojego pokoju koło dwudziestej drugiej. - Po tych słowach przytuliła mnie i wychodzi z sali, idzie w tylko sobie znanym kierunku.

No to ja idę się przespać bo czeka mnie niezwykła i ekscytująca noc pełna wrażeń. Długa noc. Siadam na łóżku, przykrywam się kąłdrą i po chwili bezruchu smacznie i spokojnie zasypiam.

Budzi mnie pukanie do drzwi. Przeciągam się po łóżku ziewając i rozglądam się nieprzytomny wzrokiem po pokoju. Moja mama właśnie weszła do środka. Patrzę na zegar jest prawie dwudziesta druga a dokładnie jest dwudziestą pierwsza pięćdziesiąt pięć.

-No wstawaj Em, ubieraj się i wyruszamy na najlepszą przygodę w twoim życiu.

Wygodnie ubrana razem z mamą stoję już na polu przed szkołą.

- To teraz tak. - Elza wyciąga woreczek z magicznym pyłem z torebki. - Bierzemy troszkę pyłu, nie za dużo i rozsypujemy go do góry, w taki sposób aby spadł na nas. - Mówi po czym pokazuje jak to zrobić, a ja ją naśladuje. - Teraz wyobraź sobie, że latasz i najzwyczajniej uwierz w to i ci się uda.

Mama unosi się, a ja za nią wbijam się w przestrzeń. Niezwykłe uczucie, początkowo nam problem aby złapać równowagę, ale uchuuuu ja latam. Dosłownie czuję wiatr we włosach. Jest chłodny i orzeźwiający, ale nie zimny. Jestem pomiędzy chmurami. Cudowne uczucie. Chmurki w dotyku są niby takie miękkie, ale równocześnie lekko łaskoczą w palce niezapomniane uczucie. Robię kółka w powietrzu, latam w górę i w dół, bokiem i do góry nogami. To jest naprawdę nieprawdopodobne uczucie, czuję adrenalinę płynącą w moich żyłach.

Mama pokazuje mi ręką żebym poleciała do niej. Więc to robię. Lecimy razem w górę, w górę i w górę i coraz wyżej, aż przebijamy się przez calusieńką warstwę chmur i znajdujemy się ponad nad nimi. Otacza nas piękny, bardzo ciemny błękit nieba. Cudowny widok. Naprawdę zapiera dech w piersiach.

Śnieżna królowa kiwa w moją stronę głową zachęcająco.

- Daj się ponieść. Pokaż na co cię stać. Uwolnij energię, która w tobie płynie.

Obie wyciągamy ręce przed siebie i dajemy naszej mocy wolną rękę. Rozpryskujemy śnieżynki w całą przestrzeń, ale tak żeby największą ich część opadała do chmur. Czuję wolność i energię rozchodzącą się po moim ciele.

Latamy dookoła, tak żeby każda warstwa chmur stała się ciemna i gruba, pełna śniegu, żeby ten mógł zasypać całą krainę. Zaczęłyśmy od tego miejsca potem lecimy coraz dalej i tak zasypujemy chmury w praktycznie całej tutejszej krainie. Nagle czuję dziwne uczucie, jakbym zaraz miała spaść. Wtedy słyszę krzyk mojej mamy.

- Posyp się natychmiast pyłem bo zaraz spadniesz.

Przerażona miotam się dookoła i zaczynam spadać w dół. Wyciągam pył i posypuje się nim i zatrzymuje się do góry nogami niewiele nad ziemią. Wzdycham z ulgi, na szczęście nic się nie stało. Podlatuje do góry i przytulam moją mamę. Uśmiecha się do mnie łagodnie.

- No to co lecimy z powrotem? Wracamy już? - Pyta się mnie.

- W sumie to mogłabym jeszcze chwilkę sobie taką polatać? To takie wspaniałe uczucie. Proszę. - Podlatuje do niej i patrzę na nią błagalnie.

- Oczywiście, taka okazja rzadko się zdarza, ale później muszę wziąć odłożyć pyłek z powrotem do szafy, żeby został na drugi rok, chociaż ty swój możesz sobie zostawić i w wolnej chwili możesz go zużyć, tylko żebyś nie używała go przy za dużej ilości osób, wiesz żeby nikt go nie zabrał i nie wpadł w niepowołane ręce. Wtedy mogłyby się narobić problemy, w sumie to ja już będę wracać bo jestem naprawdę padnięta i chce mi się spać. Poradzisz sobie?

- Tak, tak, wezmę chwilę sobie jeszcze po frówam i wrócę.

- Tylko pamiętaj nie siedź za długo, tak aby nic ci się nie stało. A jak będziesz spadać to posyp się pyłem żeby nie doszło do katastrofy. Proszę uważaj.

- Dobrze, dobrze będę pamiętać.

-Baw się dobrze, kochanie.

Moja mama odlatuje, a ja wzbijam się jeszcze kawałek w górę. Podnoszę ręce ponad głowę, skupiam się na tym żeby zrobić taką jakby osłone jakby klosz. Śnieżynki wytryskują mi z rąk a ja kręcę się wokół własnej osi i wzbijam się nad nimi. Widok jest prześliczny. Szkoda tylko że nie wzięłam aparatu, byłoby co uwiecznić. Jak ja kocham śnieg.

Tak sobie myślę i latam dookoła. Naprawdę koniecznie muszę to kiedyś powtórzyć, jest to cudowne albo nawet przecudowne zjawisko. Pomyśleć, że takim oto sposobem powstaje zima. Przyznam, że jest to naprawdę pomysłowe. Powoli robię się już trochę zmęczona. Robię pętlę w powietrzu i lecę głową w dół nabieram coraz większej prędkości. Jestem już prawie przy podłożu robię pętle, w sumie zrobiłam już ich kilkanaście i pięknie, i gładko ląduje, ale jestem z siebie bardzo zadowolona. Mam na sobie jeszcze troszkę niewykorzystanego pyłu, więc stwierdzam, że wykorzystam go żeby się nie zmarnował. Odbijam się i już nisko ziemi lecę sobie naprawdę z dużą prędkością do swojego pokoju. Jak fajnie nie musiałam wchodzić po schodach. Otwieram dzwi i rzucam się na łóżko.
To były naprawdę ekscytujące chwilę. Patrzę na zegarek jest prawie piąta nad ranem. Nigdy w życiu nie powiedziałabym, że jest już tak późno. W miłym towarzystwie i przy ciekawym zajęciu czas zawsze szybko leci.

Uwięziona na wyspie potępionych Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz