Rozdział 5

586 34 0
                                    

-W sumie to mam pytanie. - Mówi chłopak.

-Wal śmiało.

-Czy my przypadkiem się nie spotkaliśmy wcześniej, wiesz tu na wyspie? Bo wydaje mi się, że chyba widziałem cię i to kilka razy. - Pyta się patrząc na mnie.

-Tak mi się wydaje. Chyba nawet jakiś czas temu przypadkiem wpadłam na ciebie i w sumie parę innych osób, oczywiście się wywalając. Naprawdę sory za tamto. - Śmieję się.

-Ale uroczo wyglądasz gdy się śmiejesz. - Wpatruje się we mnie.

-Yyy dziękuję- mówię zawstydzona i zmieszana zarazem.

-Co ja to powiedziałem na głos?- Zaczął panikować.

-No tak ale nic nie szkodzi. Miło czasem usłyszeć co ktoś myśli. Yyy no w sensie. To źle zabrzmiało. - Śmiejemy się obydwoje.

-Może zaczniemy od początku. Udajmy, że tego nie było. - Proponuję szczerząc się.

-Naprawdę dobry pomysł. - Uśmiecha się do mnie.

-Jestem Emma. - Mówię i wyciągam rękę.

-Carlos. - Podaje mi swoją, ściskając moją.

Poczułam jakby przeszedł mnie dziwny prąd, albo mi się wydawało.

Na pewno.

Tak oto przegadaliśmy jakiś czas w miłej atmosferze prawie ciągle się śmiejąc. Dużo się dowiedzieliśmy o sobie nawzajem, ale też wymieniliśmy zdania na temat głupot.

-Myszlisz, że to się uda no wiesz tak normalnie przejść?- Pytam z lekką niepewnością.

-Oczywiście, że tak. Nie widzę powodu żeby się nie udało. Naprawdę nie ma czego się bać. Z doświadczenia wiem, że na zewnątrz jest lepiej. - Uśmiecha się pokrzepiająco.

-No dobra. Kto ostatni przy barjerze ten zgniłe jajko. - Mówię i biegnę ile sił w nogach.

Biegnę przodem a on zaraz za mną. Dośpieszam i zwiększam tym samym odległość między nami. Nie biegliśmy długo. Dobiegam pierwsza.

-Pierwsza. - Śmieję się do niego.

-Szybko biegasz. - Sapie chłopak.

-Dzięki. Ty też nie najgorzej.

-Eeej- Szturcha mnie.

-No co?- Śmiejemy się razem mając już oddechy praktycznie w normie.

-No to...- Patrzy się raz na mnie, raz na barierę zachęcając mnie tym samym.
-No nie ma się czego bać, panie przodem. -  Gestykuluje.

-A jak się nie uda i tylko się odbije i połamie? Albo wchłonie mnie lub utknę?

-No weź nie strachaj, na pewno będzie dobrze.

Ja nadal zwyczajnie wpatruje się z niepewnością w barierę.
A co jeśli to miejsce mnie zmieniło i już nie jestem dobra? A co jeśli...?

-Dobra zrobimy to inaczej. - Chłopak chwyta mnie za rękę.

Ja patrzę na niego nie wiedząc o co chodzi. Chyba znowu coś poczułam.

-Żebyś się nie bała, będzie Ci raźniej. No to biegniemy na trzy. - Tłumaczy.

Aż mi się miło zrobiło.

Uśmiecham się lekko i kiwam głową.

-Raz - Zaczyna Carlos.

-Dwa- Mówię już z nutką pewności.

-Trzy- Wołamy jednocześnie i biegniemy przez barierę.

Powłoka migocze, a ja poczułam przyjemne ciepło i czystą radość.

Przebiegliśmy. Ja nadal żyje, chyba jestem cała, udało się. Nareszcie. To było proste, a ja tak się bałam.

Uśmiecham się szeroko i po chwili puszczam jego dłoń, gdy orientuje się, że nadal trzymamy się za ręce.

-I widzisz wszystko jest w pożądku tak ja mówiłem.

-Naprawdę dziękuję za pomoc. Sama pewnie nadal był tam stała i gapiła się w barierę.

-Nie ma sprawy, chodź do reszty, bo w sumie mijali nas jak przyglądałaś się różowej ścianie.

Szczerze zęby lekko zakłopotana

-Tak w ogóle to witam spowrotem w Auradonie. - Mówi i obraca się wokół własnej osi wskazując rękami otaczający nas świat.

-Och dziękuję bardzo. - Śmiejemy się już kolejny raz.

W taki oto sposób powróciłam do Auradonu. Nadal nie wierzę, że spowrotem tu jestem. I pomyśleć, że trzeba było tak niewiele, a raczej prawie nic. Naprawdę aż ciężko mi w to uwierzyć.

Rozglądam się wokół. Tu jest tak pięknie. Przymykam oczy i wsłuchuje się w ćwierkanie ptaków. Kocham to miejsce całym serduszkiem.

Czuje wolność i radość. Energii zaczyna mnie chyba rozpierać. Kręcę się wokół własne osi i śmieje się. Przepełnia mnie szczęście.

-Tu jest tak pięknie. Tak długo mnie tu nie było. Tak długo czekałam na ten dzień. Naprawdę nie mogę w to uwierzyć. - Zachwycam się.

-To uwierz, uwierz. Mogę cię uszczypnąć jeśli chcesz. - Mówi całkiem poważnie.

-Wiesz co? Chyba jednak podziękuję.

Chłopak wybucha śmiechem, a ja razem z nim.

-No to jak? Idziemy do Bena i reszty?

-Pewnie, ale prowadź.

-A jak o Benie mowa to znasz go?- dopytuje się białowłosy.

-No pewnie przyjaźniliśmy, się no wiesz zanim...

-No tak.

-Pamiętam jak z Benem, Dogiem, Jane i Lonnie graliśmy w klasy na podwórku.

-Szczerze ta czwórka jest najbardziej spoko. Czego na pewno nie powiem o Auredy i Chadzie. - Jego miną jest naprawdę zniesmaczona.

-Ich można tylko olać. Zawsze tacy byli. A ta dwójka już się nie zmieni. - Klepie go po ramieniu.

Na serio nie wiem czemu to zrobiłam. Po co ja się pytam? Co on se teraz pomyśli? Chociaż co to mnie interesuje?

Achhhh. Przecież to nie ważne. Zresztą...

Skąplikowane to wszystko, ale pomimo dobrego nastroju mam dziwne przeczucie, że prawdziwe komplikacje dopiero się zaczną. Ale czemu? I dlaczego mnie to spotka? Chociaż w sumie sama już nie wiem.

Wolę rozkoszować się tą scenerią i otaczającym mnie pięknem. Mam nadzieję, że już nie wrócę na Wyspę Potępionych.

Uwięziona na wyspie potępionych Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz