12.

4 0 0
                                    

Dopiero później, kiedy już dotarłam do właściwej sali i musiałam od nowa brnąć przez całą tę wakacyjną farsę przed kolejną grupą dwudziestu pięciu osób -i ponownie wypowiedzieć słowa 'Smoothie King' ku podobnemu zbulwersowaniu całej klasy- dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że do tyłka przykleiła mi się całkiem spora kępa trawy. Ile osób mogło wyczuć moją rozpacz? Co najmniej pięćdziesiąt, przy założeniu optycznym, które wybrałam, żeby poczuć się ciut lepiej. Czyli K/N może być kimkolwiek. Teraz, całe czternaście dni później, stoję w stołówce z moją idiotyczną śniadaniówką z szarego papieru i rozglądam się po nowym terytorium - wszystko tu jest takie błyszczące i kosztowne (uczniowie jeżdżą prawdziwymi beemkami, a nie starymi fordami focusami z naklejonym logo BMW, które kupili na eBayu) -nie mając pojęcia, dokąd iść. Przede mną problem, z którym boryka się każdy nowy uczeń w każdej szkole: nie mam z kim usiąść. Nie ma mowy, żebym dołączyła do Theo, mojego przyszywanego brata. Gdy raz rzuciłam mu ,,cześć" na korytarzu, zmierzył mnie tak intensywnie pustym spojrzeniem, że teraz już nie patrzę w jego stronę. Trzyma z nie jaką Ashby (naprawdę ma tak na imię), która wygląda jak modelka na wybiegu - ostry makijaż goth, desingnerskie ciuchy, które sprawiają wrażenie szalenie niewygodnych, niezbyt wyraziste rysy twarzy, różowy jeżyk na głowie. Odnoszę wrażenie, że Theo należy do najpopularniejszych uczniów w szkole- kiedy idzie korytarzem prawie że wszystkimi przybija żółwika -co jest dziwne, bo to typ gościa, który w mojej starej szkole w Chicago byłby ofiarą kpin. I nie dlatego, że jest gejem- w końcu moi dawni koledzy nie byli homofobami- ale ponieważ jest przerysowany. Teatralny. Wszystko, co robi, wygląda sztucznie, oczywiście nie licząc kontaktów ze mną. Poprzedniego dnia wpadłam na niego przed snem. Miał na sobie jedwabną bonżurkę -niczym model z reklamy wody kolońskiej. Oczywiście moje policzki były wysmarowane maścią cynkową i cuchnęłam olejkiem z drzewa herbacianego, niczym idiotyczna parodia pryszczatej nastolatki, ale i tak miałam w sobie dość przyzwoitości, by nie udawać, że nie ma nic dziwnego w tym, że nasze losy nagle i bez naszej zgody się ze sobą splotły. Powiedziałam ,,dobranoc" najuprzejmiej, jak potrafiłam, ponieważ nie widzę sensu w chamstwie. W końcu to nie uniważni ślubu naszych rodziców. Theo wydał z siebie eleganckie prychnięcie z czytelnym przekazaniem ,,Ty i ten twój ojciec naciągacz powinniście wynosić się czym prędzej z mojego domu." Nie miał racji. Mój tata nie jest zainteresowany pieniędzmi jego mamy. Ale rzeczywiście, p o w i n n i ś m y wyjechać.

Coś o Tobie i coś o MnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz