Rozdział 3: Codzienność

308 47 42
                                    

- Hobi - poczułem łzy szczęścia, które momentalne spłynęły mi po policzkach.

Nie potrafiłem w tamtej chwili opisać swojej radości. Nie chciałem wiedzieć skąd, jak czy czemu to się dzieje. Liczyło się tu i teraz. Mój ukochany wrócił i to było dla mnie najważniejsze. Moje słoneczko, które uznałem za wygasłe znowu powitało mnie swoimi promyczkami. 

Nie potrafiłem opanować potoku łez przez co, co chwilę musiałem wspomagać się rękawem bluzy Hoseoka, którą miałem na sobie. Gdy w końcu w jakimś stopniu udało mi się wyostrzyć wzrok, zwróciłem się do mojego ukochanego ponownie.

- Hobi... kochanie - głos mi zadrżał pod napływem emocji. Na początku przestał się poruszać, ale na dźwięk moich słów ponownie zaczął się do mnie przybliżać. Od razu na samą myśl, że spotkam wzrok tych czekoladowych oczu, w których wiecznie były iskierki radości przeszedł po moim kręgosłupie przyjemny dreszcz. 

Każda sekunda, w której zbliżał swoją twarz do mojej zdawała mi się wiecznością. Gdyż nagle zalała mnie fala najpiękniejszych emocji jaką mógłbym w życiu poczuć. Nie śpieszyło mi się jednak, sama świadomość, że żyje już dawała mi powód do dalszego istnienia. 

Gdy tylko podniósł na mnie swój wzrok momentalnie zamarłem. Jego skóra niegdyś lekko muśnięta słońcem przybrała odcień brudnego popiołu. Policzki, które nie tak dawno były urocze teraz jakby ich wręcz nie było. Dziura w jednym z nich odsłaniała już pożółknięte zęby, z których skapywała krew. Te roześmiane oczy straciły swój blask i schowały się za białą poświatą. To nie był mój Hobi, tylko to co z niego zostało po zakażeniu. To już nie był człowiek, którego darzyłem ogromną miłością, a jednocześnie tęsknotą przez jego brak.

Z mojego gardła nie potrafił przejść jakikolwiek dźwięk. Nie mogłem krzyczeć czy nawet wołać o pomoc. Strach jaki mnie ogarnął sprawiał, że mój głos zamilkł i nie miał zamiaru ujrzeć światła dziennego. Drżałem przerażony nie odrywając wzroku od tej maszkary, która po chwili zaczęła na mnie warczeć. Choć dziwiło mnie, że od razu nie rzuciła się na mnie wgryzając się w moją szyje niczym wygłodniałe zwierze. 

- Y... Yoon...Yoongi - wycharczał brudząc mój policzek krwią.

~~

Otworzyłem oczy z krzykiem na ustach. Rozejrzałem się po pokoju, a po moich policzkach zaczęły płynąć łzy z przerażenia. 

Był ranek, wnioskowałem to po promieniach słonecznych, które przebijały się przez nie do końca zasłonięte rolety. Rozejrzałem się szybko po pokoju z walącym sercem, które miało ochotę połamać mi wszystkie żebra. Lecz nikogo wokół mnie nie było. Byłem sam jak palec, dalej leżąc na tym samym materacu. Dostałem nagle ataku paniki, gdzie zaraz wybuchłem głośnym płaczem. Chciałem się uspokoić, ale nie mogłem. To wszystko zapanowało nad moim ciałem i jedynie co mogłem to czekać, aż to minie i odda mi kontrolę. Trwało to jakiś czas, gdzie dodatkowo dusiłem się pod wpływem kolejnego płaczu. 

"To tylko zły sen... To tylko zły sen"  powtarzałem sobie jak mantrę, lecz mimo wszystko moje ciało jak na złość nie chciało się uspokoić, a nawet gorzej ogarniał mnie jeszcze większy niepokój. 

- Hobi - gdy atak paniki ustał, mój mózg nie dał mi zapomnieć tego okropnego widoku rozkładającego się ciała ukochanego. Zasłoniłem przedramieniem oczy dalej cichutko łkając. Mój zmęczony umyśle błagam Cię nie rób mi takich rzeczy. Najpierw dajesz wielką radość i nadzieję by zaraz potem w brutalny sposób sprowadzić mnie na ziemię. Czym sobie na to zasłużyłem?

Gdy już moje ciało uspokoiło się na dobre usiadłem na łóżku z niechęcią. Naciągnąłem na dłonie bluzę, by zaraz wtulić do niej swoją twarz. Wtedy po raz pierwszy pomyślałem o odebraniu sobie życia. A w głowie pojawiały się różne scenariusze jak mógłbym to zrobić.

UNDEAD 2 |[myg + jhs]|✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz