Rozdział 8: Razem

301 50 28
                                    

"Hobi~~ Pamiętasz jak byliśmy dzieciakami? Jak włóczyliśmy się bez celu po osiedlach?  Chciałbym byś pamiętał... Dla mnie te wspomnienia wydają się tak odległe, a jednocześnie tak bliskie. Nic wtedy mnie nie interesowało kiedy byłeś koło mojego boku. Zawsze byliśmy tylko we dwójkę, dlatego miałem pewność, że twój szczery uśmiech był zarezerwowany tylko dla mnie. A ja bezkarnie mogłem się w niego wpatrywać, dzięki czemu i na mej twarzy gościł niewinny uśmieszek.

Dlatego gdy dowiedziałem się,  że muszę wyprowadzić się do innego miasta, mój cały świat legł w gruzach. Wiedziałem wtedy, że nie będzie Cię przy mnie, a ja będę musiał żyć jakby nic się nie stało. Nie potrafiłem tego znieść... Błagałem rodziców byśmy zostali, lecz to nic nie dało. A czas naszej rozłąki zbliżał się tak szybko i przelatywał mi przez palce niczym piasek. 

A gdy ten dzień nadszedł to mimo, iż przy tobie zgrywałem twardziela mówiąc, że mnie to nie rusza... To nie była prawda... Tylko bezczelne kłamstwo, które miało uchronić... ale właśnie kogo? Ciebie, bo nie chciałem byś był smutny tylko uśmiechał się do mnie jak każdego dnia? Czy mnie, bo już wtedy zdałem sobie sprawę jak bardzo dla mnie ważny byłeś, lecz nie jako przyjaciel, a jako ktoś więcej? Szczerze... Nie umiem na te pytanie odpowiedzieć...

Lecz bez względu na to co się teraz stanie... Wiedz, że od samego początku i aż do samego końca... byłeś i będziesz dla mnie tym jedynym, który zawładnął mym chłodnym sercem... 

Dziękuję Ci... za to, że pojawiłeś się w moim życiu i wprowadziłeś do niego słońce... które zawsze było ze mną"

~~

W końcu podszedł do mnie i co prawda ledwo co widziałem, to mogłem się założyć, że ten psychol właśnie się uśmiechał. 

- To będzie tylko lekkie ukucie~ obiecuje, że nie będzie bardzo boleć - wyszeptał perfidnie zbliżając igłę do żyły w okolice zgięcia łokcia. Wiedziałem, że to już koniec. Teraz mogłem się modlić o szybkie zakończenie moich męczarni. 

Sehun miał racje... Naprawdę wierzyłem, że to może się udać? Jestem bezmyślny... Nie... Jestem skończonym kretynem myśląc, że sam jeden uratuje kogoś... Nie jestem ani żołnierzem, ani zbawicielem... I teraz przez własną głupotę podpisałem na siebie wyrok śmierci, gdzie łudziłem się, że zakończy się to wszystko happy endem. Takie rzeczy istnieją w filmach, a nie w prawdziwym świecie...

Ahh Yoongi... - mówiłem do siebie w myślach odchylając głowę do tyłu - Przynajmniej... Twój ukochany żyje - uśmiechnąłem się przez łzy.

- Wiesz... - zacząłem gdyż już nie miałem nic do stracenia - mam nadzieję, że będziesz smażył się w piekle... - i już przygotowałem się na ból spowodowanego igłą, lecz nic takiego się nie stało.

Uchyliłem oczy podnosząc lekko głowę by rozeznać się w sytuacji. I jakie było moje zdziwienie jak Hoseok właśnie wbijał strzykawkę prosto w szyje psychicznego doktorka, a po chwili jego ciało osunęło się na ziemie. 

Co tu się do cholery działo? To jakiś żart?

Hobi spojrzał na mnie i zaczął się powoli do mnie zbliżać wyciągając ze swojego paska nóż. Czyżbym spadł z deszczu pod rynnę? Naprawdę nie miałem siły już nawet błagać o litość. Chyba już wolałbym zostać chodzącym trupem niż umierać z rąk ukochanej osoby, bo to bolało jeszcze bardziej. 

Nachylił się nade mną patrząc prosto na moją zaczerwienioną twarz. W mojej głowie toczyła się chwilowa walka o to jakie wspomnienie jako ostatnie chciałbym widzieć zanim moje oczy zamkną się już na wieki. Lecz chyba nie musiałem się nad tym długo zastanawiać. 

UNDEAD 2 |[myg + jhs]|✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz