Rozdział 8

1.5K 92 34
                                    

- Mia! Mia obudź się! - obróciłam się na drugi bok i mruknęłam coś pod nosem.
- Mia! Mikołaj przyszedł! - otworzyłam jedno oko i popatrzyłam na Kate, która trzymała na rękach Klarę i uśmiechała się do mnie. Kociak również na mnie popatrzył i miauknął.
- Muszę? - zapytałam marząc by jeszcze trochę pospać. Mamy w pracy prawdziwe urwanie głowy a wolny dzień to coś o czy marzyłam od dawna.
- Tak! No chodź! - westchnęłam ciężko wstając z ciepłego łóżka. Włożyłam kapcie w kształcie króliczków na nogi, założyłam szlafrok i podreptałam za nią. Mała zbiegła po schodach i wyleciała do pokoju Leviego prawdopodobnie mając w planach obudzenie go. O dziwo brunet po chwili wyszedł z pokoju, rześki i wypoczęty.
- Dzień dobry - przywitał się widząc mnie.
- Dzień dobry - odpowiedziałam zaglądając do salonu. Pod choinką leżała cała masa prezentów. Brunetka podbiegła do drzewka i zaczęła przeglądać paczki.
- Chyba jej się podoba
- Tak, bardzo - przyznałam mu racje widząc uśmiech na twarzy dziewczynki.
-Mia to dla ciebie a to dla Leviego! - podeszliśmy bliżej.
- Najpierw ty! - zawołała w jego stronę.
- Czemu ja?
- Bo jesteś najstarszy - odpowiedziałyśmy równo.
- No dobrze - dźwięk rozdzierania papieru rozszedł się po pomieszczeniu. Patrzyłam na niego wyczekując jego reakcji na prezent.
- Zegarek?
- Tak... Mówiłaś, że nie masz żadnego wiec pomyślałam, że... ale wiesz, jeśli ci się nie podoba to możemy -- przerwał mi.
- Zwariowałaś? Jest piękny - Levi od razu założył prezent na nadgarstek.
- Tylko, że... on nie działa, chyba się popsuł.
- Co? - spojrzałam na zegarek przerażona. Jednak wszystko działało, jak należy.
- Ha ha ha, ale zabawne - powiedziałam z ironią.
- Teraz ty - zawołała Kate.
- No dobrze - wzięłam się za odpakowywanie prezentu. Wzruszyłam się, kiedy zobaczyłam ogromny album na zdjęcia.
- Album... dzięk -- przerwałam, kiedy coś wypadło z pomiędzy stron. Była to biała koperta. Otworzyłam ją i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. W kopercie znajdowały się dwa bilety do Wenecji. Do mojej ukochanej Wenecji.
- Mia - spojrzałam na niego - pojedziesz tam ze mną? - rzuciłam się mu na szyje przy okazji przywracając go na plecy.
- Tak, tak, tak!

[*]

- Na pewno dacie sobie radę? - zapytałam chyba setny raz.
- Nie bój nic, mała będzie ze mną - spojrzałam na Erena z powątpieniem.
- Właśnie dlatego się boje - przytuliłam Kate z całej siły. Miałam wyrzuty sumienia, że jadę sobie na wycieczkę a ona musi zostać. Jedyne co pozwalało mi zdecydować się na taką rzecz to fakt, że wyszło na jaw, że ta ''wycieczka'' to tak naprawdę podróż służbowa. A szanowny pan Ackerman jedzie do jednego ze swoich partnerów biznesowych.
- Spóźnicie się na samolot - powiedziała Mikasa oglądając wiszący na ścianie zegar. Ostatni raz przytuliłam Kate i wyszłam z domu. Szybkim krokiem doszłam do samochodu. Otworzyłam drzwi i usiadłam na miejscu pasażera. Obróciłam się do okna i pomachałam moim przyjaciołom na pożegnanie. Ruszyliśmy z miejsca.
-Nadal jesteś zła? - zapytał przerywając ciszę.
- Nie jestem zła, po prostu martwię się o Kate - nie kłamałam, ale nie mówiłam też prawdy no, bo... cholera! Powinnam być wdzięczna Leviemu, że w ogóle gdzieś jedziemy, ale z drugiej strony jestem zła, że ten cały ''prezent" to była przykrywka by wyciągnąć mnie z domu. Westchnęłam cicho spoglądając za okno. Zaczęłam się też zastanawiać, gdzie uciekły mi te trzy miesiące. Boże narodzenie, Sylwester, fermie zimowe Kate. Teraz mamy końcówkę lutego. Wyciągnęłam z torby książkę i zaczęłam czytać przenosząc się do zupełnie innego miejsca.

[*]

- Jesteśmy - odwróciłam głowę w stronę bruneta, który właśnie wychodził z auta. Schowałam książkę do torby i także wyszłam na zewnątrz. Zatrzasnęłam za sobą drzwi a Levi podał kluczyki jakiemuś mężczyźnie.
- Nie powinniśmy najpierw... no wiesz... wyjąć walizek czy coś? - podreptałam za nim do środka budynku.
- Moses się tym zajmie - powiedział podchodząc do pracowniczki lotniska.
-Dzień dobry, Myro - przywitał się, lecz w jego głosie nie było nawet odrobiny ciepła.
- Dzień dobry panie Ackerman - blondynka za to była aż za miła. Jej przesłodzony głos przyprawiał mnie o mdłości.
- A to kto? - zapytała nadal miło, ale posłała mi takie spojrzenie jakbym była seryjnym gwałcicielem i mordercą.
- Mia, moja narzeczona - kończąc na tym rozmowę przeszedł przez bramki ciągnąć mnie za sobą.
'Że kto przepraszam?!'
- Narzeczoną? - zrównałam z nim kroku spoglądając na niego.
- A co, nie chciałabyś? - zatrzymałam się. Levi posłał mi wredny uśmiech, pobiegłam za nim.
- Nie odpowiedziałeś mi!
-Ty mi też nie - Levi przeszedł przez kolejną bramkę. Lampka na górze zapaliła się na zielono. Ze mną na szczęście było tak samo.
-Levi do cholery! Zatrzymaj się wreszcie! - mężczyzna spełnił moją prośbę.
- Wejście do naszego samolotu jest tam - wskazałam na ludzi ustawionych przed kontrolą bagażową.
-Jeśli masz prywatny pojazd to nie musisz stać w kolejce
-Prywatny...? Okłamałeś mnie? - poczułam się oszukana (po raz kolejny). W domu twierdził, że ma już kupione bilety i nie może ich cofnąć. Gówno prawda! Cholerny bogacz lata sobie prywatnym samolotem!
- Zgadza się - jeszcze bezczelnie się do tego przyznaje.

***

-Kawy? -zapytała jedna ze stewardes. Pokiwałam głową dziękując. Dziewczyna odeszła zostawiając nas samych. Levi od czasu startu siedział w laptopie i nie zwracał na nic uwagi, ja za to wpatrywałam się w niego jak w obrazek. Spokojnie sunął wzrokiem po ekranie co jakiś czas stukając w klawiaturę. Odwróciłam głowę w stronę okna i podziwiałam piękne widoki. Białe chmurki przypominały bitą śmietanę albo lody śmietankowe.
'Boże, jaką ja mam ochotę na lody'
Westchnęłam cicho. Pierwszy raz od śmierci rodziców będę w Wenecji. Nadal pamiętam przejażdżki gondolą, zapach wody i ten charakterystyczny dźwięk, który towarzyszy każdemu zakamarkowi miasta.

[*]

Staliśmy przed lotniskiem i czekaliśmy na samochód, który miał nas zawieść do głównego biura Chōs Heidn czy jakoś tak. Podciągnęłam nosem pocierając zamarznięte ramiona. Droga z samolotu do budynku wystarczyła by deszcz spadający z nieba zmoczył mnie do suchej nitki. Wreszcie na horyzoncie pojawiła się czarna limuzyna. Samochód zaparkował przed nami, z środka wyszedł jakiś mężczyzna i otworzył nam drzwi.
- Dziękuję Mike - Levi wpuścił mnie pierwszą, a kiedy zasiadłam wygodnie na białym siedzeniu wszedł do środka. Mężczyzna, który z tego co powiedział Levi miał na imię Mike zatrzasnął za nami drzwi, obszedł samochód i usiadł na miejscu kierowcy. Ruszyliśmy z miejsca. Podróż nie trwała długo. Wysiadłam z samochodu i podbiegłam pod dach chroniąc się przed deszczem.
- Zimno jak cholera - przytaknęłam zgadzając się z brunetem.

*********

Przyznam się bez bicia że dopadł mnie niesamowity leń. Kiedy jakoś w połowie grudnia zrobiłam wszystko co wisiało mi na głowie nie miałam werwy i najzwyczajniej w świecie się rozleniwiłam. Bardzo was za to przepraszam.
Na pocieszenie tylko powiem że w następnym rozdziale pojawi się pewien przystojny blond włosy dowódca. :)

9 stycznia

Korekta 7.06.2020r.

Po drugiej stronie chmur [Levi X OC] [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz