Atak

1.1K 110 29
                                    




Ten dzień od początku nie był przyjemny. Najpierw ostre słońce obudziło Harrego o 6 rano, ponieważ zapomniał zaciągnąć zasłony, kiedy poprzedniego, a w zasadzie tego samego, dnia wrócił do pokoju. W dodatku po wymyciu całej sowiarni bolały go mięśnie, a przespanie około 3 godzin nie wprawiało go w najlepszy humor. Ron leżący w łóżku obok, spał smacznie, drwiąc sobie z ostrych, słonecznych promieni. Niepocieszony Harry wstał i zaciągnął zasłony, aby znów pójść spać. Jednak pomimo zmęczenia nie był już w stanie zmrużyć oka.

***

„ATAK ŚMIERCIOŻERCÓW NA SZPITAL ŚW. MUNGA!

Wczoraj, 15 października, miał miejsce atak na Klinikę Magicznych Chorób i Urazów Szpitala Świętego Munga. Zginęło 28 czarodziejów, a 53 zostało poważnie rannych. Zaatakowani zostali nie tylko chorzy, ale i personel. Na szczęście wszystkim ważnym uzdrowicielom udało się przeżyć, ale kilku z nich jest w ciężkim stanie. Budynek został doszczętnie zniszczony. Jak ustalono do tej pory Śmierciożercy wtargnęli do środka i podpalili budynek. Tym razem nie rzucali śmiercionośnych zaklęć, a po wszczęciu silnego pożaru, aportowali się. Z zeznań świadków można dowiedzieć się, że ognia nie dało się usunąć. Po spłonięciu całego budynku, sam zgasł. Atakowanie szpitala było ciosem poniżej pasa. Jaki będzie następny ruch Sami-Wiecie-Kogo?"

Śniadanie podeszło Harremu do gardła. Z niesmakiem odsunął od siebie talerz, czując, że robi mu się niedobrze. Czuł się winny. Był przecież Wybrańcem! Miał ratować czarodziejski świat, a nie siedzieć na dupie w bezpiecznym Hogwarcie. Oczy mu zwilgotniały. Te wszystkie osoby poległy przez niego! Na pewno mógł coś zrobić. Ale teraz już za późno...

Chłopak potrząsnął głową, żeby odpędzić łzy bezradności. Nie zamierzał płakać przy tych wszystkich ludziach. Potoczył wzrokiem po twarzach uczniów siedzących z nim przy stole. Zatrzymał się na Longbottomie. Nastolatek był bardzo blady i pustym wzrokiem wpatrywał się w Proroka Codziennego. Zapewne w ten sam artykuł, który Harry przeczytał chwilę temu. Widać było rozpacz na twarzy blondyna. Nikt jednak nie zainteresował się Nevillem. Malfoy wiedział, że chłopak jest odrzucany przez rówieśników i raczej nie ma przyjaciół. Chyba pora to zmienić.

– Cześć Neville – dosiadł się brunet, a wszyscy w około jak na zawołanie się odsunęli.

– Jak masz ochotę się ze mnie nabijać, to sobie odpuść. Proszę... – powiedział cicho Neville, nawet na niego nie patrząc.

– Nie miałem takiego zamiaru – odpowiedział Harry i tym razem rozmówca spojrzał się na niego zaskoczony.

– To co ode mnie chcesz? – zapytał blondyn drżącym głosem i przymrużył oczy.

– Nic. Chciałem tylko powiedzieć ci, że jak potrzebujesz z kimś porozmawiać, to wiesz gdzie mnie znaleźć –uśmiechnął się łagodnie Malfoy.

– Nie potrzebuję twojej litości.

Harry nie wiedział co odpowiedzieć. Chciał tylko pomóc. Skoro już musi siedzieć w tej szkole, to przynajmniej na coś by się przydał. Wiedział jak to jest nie mieć nikogo. Być poniżanym. Może i był samolubny, chcąc porozmawiać z Nevillem. Może kierowała nim litość, ale nie mógł znieść bólu w jego oczach. Nie mógł znieść tego, że nie jest w stanie pomóc w odpieraniu ataków. To prawda, podszedł do Longbottoma, żeby czuć się ze sobą lepiej. To nie były do końca szczere intencje z jego strony. W końcu zrobił to dla siebie, nie dla niego. Malfoy teraz to zrozumiał.

***

– Jak tam Mike? Kac daje popalić? –chłopak tylko stęknął pod nosem, co Harry uznał za potwierdzenie. 

Wybuch /drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz