Powrót

240 10 21
                                    


                           *Star*

Gdy chciałam otworzyć oczy oślepiło mnie światło, byłam pewna że nie żyję, do czasu gdy nie poczułam czyjejś trzęsącej się ręki na moim ramieniu.

-S-Star... obudziłaś się... nareszcie -głos zaczął się załamywać - Tak się bałem - rozmówca położył głowę na barku dziewczyny.

-Ten głos, Marco? -Otworzyła oczy.

-Tak Star to ja.

- Gdzie ja jestem?  

-Jesteś w szpitalu, byłaś w śpiączce przez kilka dni.

-Ja żyję... -Po policzku dziewczyny zaczęły spływać łzy

-Już dobrze Star, nic ci nie grozi. -Otarł jej twarz z łez

-Ale jak?

-Kiedy wróciłem do domu zobaczyłem ciebie i zadzwoniłem na pogotowie, myślałem że zejdę na zawał.

-Przepraszam Marco -Powiedziała ze smutkiem

-Nie Star, to ja muszę cię przeprosić nie powinienem zostawiać cię samej. Powinienem był ci pomóc. -Zaczął szlochać

-W czym niby mogłeś mi jeszcze pomóc? Przecież mnie uratowałeś.

-Nie oto chodzi, ja już wszystko wiem.

-Naprawdę? -Czyli on wie że go kocham i o tym co robiła Jackie? Ale jak?

-Wiem co ci robiła Jackie i naprawdę bardzo cię przepraszam, powinienem cię chronić a krzywda działa ci cię pod moim nosem. Nie przejmuj się nią już, to przeszłość,  zerwałem z nią. Ona nigdy więcej cię nie skrzywdzi, obiecuję.

-Marco. -Warga księżniczki zaczęła się trząść

-Już spokojnie Star jestem przy tobie. -Przytulił dziewczynę

-Przepraszam cię.

-Za co?

-Zniszczyłam twój wymarzony związek z dziewczyną którą kochasz. 

-Nie Star, ja jej nie kocham i to nie ty zniszczyłaś ten związek on i tak nie miał przyszłości.

-Co? 

-Kiedy zabierała cię karetka uświadomiłem sobie że.... jesteś dla mnie najważniejsza i strata ciebie pozbawiłaby mnie najcenniejszej osoby w moim życiu. Ja... ja cię kocham Star Butterfly.

Zaniemówiłam, on mówi to naprawdę? Może ja nadal śpię? Czy to sen? Nawet jeśli tak to ja nie chcę się budzić.

-Marco ja ciebie też! -Przytulili się.

*Do pokoju weszli pielęgniarka z lekarzem*

-Skoro się pani już obudziła to musimy jechać na badania.

-Naprawdę musimy teraz?

-Tak nie ma innego wyjścia.

-No dobrze.

-Spokojnie nie zajmie to długo czasu zaraz pani wróci do swojego chłopaka.

Marco i Star zaczerwienili się

-Ja poczekam. -Powiedział Marco

-Dzięki -Blondynka pocałowała chłopaka w policzek.

*W drodze na badania*

-Ma pani wspaniałego chłopaka.

-Co? nie rozumiem.

-No wie pani nie każdy siedziałby  4 dni w szpitalu bez przerwy i bez snu przy łóżku osoby w śpiączce.

Zawiłości | STAR & marCOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz