Rozdział 2

521 22 22
                                    

Nie mogę w to uwierzyć. Zostałam bez dachu nad głową. Z jednej strony cieszę się bo w końcu będę miała święty spokój od mojej patogicznej rodzinki, ale z drugiej strony... Gdzie ja się teraz podzieje?

Nie mam gdzie spać, czuję się jak na Syberii, śniegu po kostki, a jedyne pieniądze jakie mam, to te odłożone na studia. Niby mogłabym kilka dni pomieszkać w jakimś najtańszym hotelu, ale co to da... Stracę tylko czas i kasę, a potem znowu będę bezdomna.

Nie mam pojęcia co teraz będzie, mam okropny mętlik w głowie. Jedyne co mogę zrobić, to przepłakać całą noc na tym zimnie.

                         |1 hour later|

*dzwoni telefon*

- Halo?

- Stara, co jest z tobą? Od półtorej godziny nie odpisujesz mi na messie. Grasz w cs'a?

- Wiesz co, chciałabym odpowiedzieć "tak", ale  tak się kurwa składa, że zostałam bez domu. - odparłam z premedytacją.

- Co ty gadasz ?! - nie mogła uwierzyć, w to co usłyszała.

- To co słyszysz. Mój stary wyrzucił mnie z domu. Aktualnie siedzę na centralu pod dachem z ogromną walizką. Nie mam gdzie się podziać. - liczyłam w głębi duszy, że mnie przenocuje u siebie, ale nie robiłam sobie wielkiej nadziei, bo wiem, że u niej na chacie też nie jest kolorowo.

- Nie wierzę w to. - widać, że była zszokowana.

- To uwierz. - powiedziałam z nutką ironii.

- Słuchaj, przyjeżdżaj pod mój blok, jak najszybciej. Ja się już ubieram i czekam na Ciebie na dole.

- No dobra... Narka. - zakończyłam naszą rozmowę i zaczęłam szukać na rozkładzie jazdy, o której godzinie przyjedzie czternastka.

Po 12 minutach wsiadłam do tramwaju, podłączyłam słuchawki i włączyłam playlistę ze smutnymi piosenkami na Spotify. Wszystkie kawałki znam już na pamięć. No ciekawe dlaczego.

Nagle w słuchawkach zabrzmiało "1000 koni" Bedoesa. Nie przepadam za nim, ale przyznam, że ten kawałek wyszedł mu wyśmienicie...

"Chuj w dorosłe życie, chuj w to, co, kto mi pozwoli,
nie chcę z Tobą ukraść konia, ukradnijmy 1000 koni"

I jadę przez to ponure miasto i tak sobie myślę... Gdybym miała kogoś obok siebie, przez cały czas, całe dnie, tygodnie, miesiące, lata... To wszystko byłoby łatwiejsze do przeżycia.

Wszystkie problemy i przeszkody stały by się śmieszne i w żadnym stopniu nie sprawiały by mi żadnego kłopotu. Marzę o tym, by teraz kogoś przytulić, chcę w końcu poczuć, że jestem bezpieczna, że kocham i jestem kochana...

A zamiast tego, obok siebie mam walizkę. No cóż, można i  tak. Moje życie to jeden wielki żart, ale trzeba sobie "jakoś" radzić.

Nadszedł czas, aby przerwać tą monotonną podróż i wysiadłam z tego pieprzonego tramwaju. Całe życie nimi jeżdżę, przydałoby się w końcu zrobić prawko, ale teraz to tylko marzenia.

Od domu Oli dzieliły mnie jakieś 2 minuty, więc postanowiłam jeszcze trochę posłuchać muzyki. Już w oddali widziałam jej blok, ale coś przykuło moją uwagę... Postać średniego wzrostu wybiegająca z jej klatki kieruje się w moją stronę. Biegnie coraz szybciej. Stanęłam jak wryta i ani drgnęłam. W kieszeni kurtki trzymałam w gotowości scyzoryk, tak na wszelki wypadek. W końcu to Bałuty.

NA CZAS || Tomek Ziętek || Marcel SabatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz