Nie mogę w to uwierzyć. Zostałam bez dachu nad głową. Z jednej strony cieszę się bo w końcu będę miała święty spokój od mojej patogicznej rodzinki, ale z drugiej strony... Gdzie ja się teraz podzieje?
Nie mam gdzie spać, czuję się jak na Syberii, śniegu po kostki, a jedyne pieniądze jakie mam, to te odłożone na studia. Niby mogłabym kilka dni pomieszkać w jakimś najtańszym hotelu, ale co to da... Stracę tylko czas i kasę, a potem znowu będę bezdomna.
Nie mam pojęcia co teraz będzie, mam okropny mętlik w głowie. Jedyne co mogę zrobić, to przepłakać całą noc na tym zimnie.
|1 hour later|
*dzwoni telefon*
- Halo?
- Stara, co jest z tobą? Od półtorej godziny nie odpisujesz mi na messie. Grasz w cs'a?
- Wiesz co, chciałabym odpowiedzieć "tak", ale tak się kurwa składa, że zostałam bez domu. - odparłam z premedytacją.
- Co ty gadasz ?! - nie mogła uwierzyć, w to co usłyszała.
- To co słyszysz. Mój stary wyrzucił mnie z domu. Aktualnie siedzę na centralu pod dachem z ogromną walizką. Nie mam gdzie się podziać. - liczyłam w głębi duszy, że mnie przenocuje u siebie, ale nie robiłam sobie wielkiej nadziei, bo wiem, że u niej na chacie też nie jest kolorowo.
- Nie wierzę w to. - widać, że była zszokowana.
- To uwierz. - powiedziałam z nutką ironii.
- Słuchaj, przyjeżdżaj pod mój blok, jak najszybciej. Ja się już ubieram i czekam na Ciebie na dole.
- No dobra... Narka. - zakończyłam naszą rozmowę i zaczęłam szukać na rozkładzie jazdy, o której godzinie przyjedzie czternastka.
Po 12 minutach wsiadłam do tramwaju, podłączyłam słuchawki i włączyłam playlistę ze smutnymi piosenkami na Spotify. Wszystkie kawałki znam już na pamięć. No ciekawe dlaczego.
Nagle w słuchawkach zabrzmiało "1000 koni" Bedoesa. Nie przepadam za nim, ale przyznam, że ten kawałek wyszedł mu wyśmienicie...
"Chuj w dorosłe życie, chuj w to, co, kto mi pozwoli,
nie chcę z Tobą ukraść konia, ukradnijmy 1000 koni"I jadę przez to ponure miasto i tak sobie myślę... Gdybym miała kogoś obok siebie, przez cały czas, całe dnie, tygodnie, miesiące, lata... To wszystko byłoby łatwiejsze do przeżycia.
Wszystkie problemy i przeszkody stały by się śmieszne i w żadnym stopniu nie sprawiały by mi żadnego kłopotu. Marzę o tym, by teraz kogoś przytulić, chcę w końcu poczuć, że jestem bezpieczna, że kocham i jestem kochana...
A zamiast tego, obok siebie mam walizkę. No cóż, można i tak. Moje życie to jeden wielki żart, ale trzeba sobie "jakoś" radzić.
Nadszedł czas, aby przerwać tą monotonną podróż i wysiadłam z tego pieprzonego tramwaju. Całe życie nimi jeżdżę, przydałoby się w końcu zrobić prawko, ale teraz to tylko marzenia.
Od domu Oli dzieliły mnie jakieś 2 minuty, więc postanowiłam jeszcze trochę posłuchać muzyki. Już w oddali widziałam jej blok, ale coś przykuło moją uwagę... Postać średniego wzrostu wybiegająca z jej klatki kieruje się w moją stronę. Biegnie coraz szybciej. Stanęłam jak wryta i ani drgnęłam. W kieszeni kurtki trzymałam w gotowości scyzoryk, tak na wszelki wypadek. W końcu to Bałuty.
CZYTASZ
NA CZAS || Tomek Ziętek || Marcel Sabat
FanficAlkoholizm, patologia, brak pieniędzy - typowe problemy XXI wieku. Czy Izabeli uda się je pokonać? Czy w innym kraju życie jest lepsze? A może ktoś nowy pojawi się w jej otoczeniu?