XLIV

1.7K 60 1
                                    

Dziewczyna namiętnie liże go po szyi, a  z tego co moje oczy widzą, Mike wcale się nie odsuwa. Łapie ją w talii, jego ręka muska jej włosy. Całują się natarczywie i mocno, przez co mam odruch wymiotny. Tym razem jednak wiem, że to nie Nathan. W stu procentach jest to Mike. Odrywa się od blondyny i wtedy jakimś cudem nasze spojrzenia się krzyżują, a ja mam ochotę zapaść się pod ziemię.

Wtedy pojawia się Patrick i odwraca mnie w swoją stronę.

- O, jesteś – bąkam. Chłopak marszczy brwi.

- Wszystko w porządku?

- Tak. – Nie.

- Na pewno?

Kiwam głową. Oczy zaczynają mnie piec. Kurwa.

- Chcesz trochę tequili? – Wciska mi w dłoń kieliszek pełen cieczy. Zerkam na niego, wypijam wszystko haustem i staram się nie skwasić dziwnym smakiem alkoholu. Patrick robi szeroki uśmiech. – Tak w ogóle, moja nieznajoma alkoholiczko, jak ci na imię?

- Muszę zapalić. – Bąkam i ciągnę go w stronę patio. Siadamy na tej samej ławeczce, przy której siedzieliśmy na ostatniej imprezie z chłopakami. Wtedy, gdy jaraliśmy i braliśmy dosłownie wszystko. Patrick żuli od siedzącej niedaleko pary dwa papierosy.

- Zobacz, fioletowe – unosi w górę papierosa wykończonego fioletowym kolorem. Uśmiecham się.

- Nigdy nie paliłeś marlboro?

Patrick robi minę w stylu bosz, jaka znawczyni.

- Chryste. Jeśli moja mama się dowie, że zadaję się z alkoholiczką i palącą jednocześnie, to przestanie mi wysyłać pieniądze. – Żali się, kręcąc głową. Wyciąga z kieszeni kolorową zapalniczkę i podpala końcówkę, trzymając fajkę w ustach. Potem podpala moją.

- Czemu ci mama wysyła pieniądze?

- Bo sam nie dałbym rady utrzymać się w akademiku. – Prycha. – Co, myślałaś, że jest rozwódką mieszkającą na końcu Ameryki i wysyła mi pieniądze jako element pocieszenia?

Niepewnie kiwam głową.

- Wybacz. Wydawałeś się w moim wieku. Może nawet młodszy.

Patrick zwiesza głowę.

- Zgoliłem dziś rano koper, pewnie dlatego.

Siedzimy kilka sekund w ciszy, alkohol dudni mi w głowie, ale w tak przyjemny sposób, że nawet nie stresuję się tą niezręczną ciszą. Wzdycham.

- Raven. – Mówię, trzymając tytoń w płucach tak długo, jak się da. Nie palę często, dlatego do jednego grubego papierosa zaczyna mi się lekko kręcić w głowie i czuję delikatny stan błogości. Dziwię się, że z moim żołądkiem wciąż wszystko w porządku. Na samą myśl mam ochotę coś zjeść.

- Hej Raven. – Patrick pociąga ostatniego bucha, po czym gasi peta oblizanymi palcami. Słyszę syknięcie i krzywię się. – Mój tata nauczył mnie tak gasić zapałki jak byłem mały. To wcale nie boli. – Dodaje widząc moją skwaszoną minę. – Ej, chodź coś zjeść.

- Czytasz mi w myślach. – Szepczę i z półuśmiechem idę za nim do środka.

Ciepłe powietrze uderza w nas, jakbyśmy weszli do sauny. Szmer ludzi w środku jest dwa razy głośniejszy, niż za ścianą, ale panuje przyjemna, chaotyczna i rozrywkowa atmosfera. Dostrzegam Jake'a i macham mu, a ten z uśmiechem do nas podchodzi. Biorę dużą garść czipsów i z nieładem wpycham sobie je do ust, krusząc przy tam na dekolt i podłogę.

NiewiniątkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz