Chapter Three

227 35 2
                                    

[Diary Card]

24.02.2012r.

Każdy ma swoje złe godziny, miejsca które, źle wybrał, ludzi których rozkochał w sobie albo takich którzy poszarpali mu serce. Każdy ma swoje wspomnienia i zło na rękach. Każdy ma swoje siedem grzechów[...]

Zanim księżyc wyłonił się spośród chmur, które tego dnia zebrały się nad miastem, zanim żaby zaczęły rechotać tuż przy stawku za domem sąsiadów a śpiew polnych świerszczy można byłoby usłyszeć z oddali wszystko było jak makiem zasiał.. i wydawało się, że będzie tak do końca.

Wszyscy byliśmy szczęśliwi, że ten dzień możemy spędzić razem z najbliższą rodziną. Babcia poinformowała nas już wcześniej o szarlotce, którą piecze specjalnie na nasze odwiedziny, zgodnie z rodzinną tradycją.

Tego dnia jednak nie zdołaliśmy skosztować wyśmienitego sernika, szarlotki ani ciepłego barszczu. Stało się coś innego. Nie pamiętam wiele, aczkolwiek Piętnastego kwietnia nie zostało złamane jedno serce...lecz dziesiątki innych.

~.~

Powinnam już spać, jednak deszcz uderzający o blaszany dach domu z bezlitosną siłą sprawiał, że nie mogłam zmrużyć oka.

Mruknęłam w poduszkę i jednym ruchem zerwałam z siebie kołdrę, usiadłam i rozejrzałam się po pomieszczeniu, ale przez ciemność mogłam dostrzec jedynie światło bijące z latarni znajdującej się na zewnątrz, pech chciał, że moje okno było na tyle wysoko, żebym mogła podziwiać uliczną lampę i owady, które w tym okresie z chęcią latały obok. Odłożyłam telefon, który wskazywał trzecią pięćdziesiąt sześć.

Zapaliłam lampkę nocną i spojrzałam na swoje odbicie w dużym lustrze, lekko się krzywiąc. Westchnęłam i ruszyłam do łazienki, gdzie próbowałam przywołać swoją twarz do porządku i myślę, że mi się udało. Gotowa poczłapałam na dół w celu zrobienia śniadania.

Gdy gotowy posiłek zniknął z talerza zostało mi kilka minut na ostatnie poprawki, dlatego też nie fatygując się zbytnio pomalowałam rzęsy a na usta nałożyłam cienką warstwę błyszczyku o smaku pomarańczy.

Zanim wyszłam z domu napisałam wiadomość do Jasona, że dziś pójdę pieszo. Oczywiście nie obyło się bez miliona pytań, co w konsekwencji zabrało mi kilkanaście minut tłumaczenia się. Westchnęłam, gdy świeże powietrze opatuliło moją rozgrzaną skórę i ruszyłam przed siebie.

Przez cały czas myśli o wczorajszym incydencie z chłopakiem nie dawały mi spokoju. Odczuwałam niewielkie wyrzuty sumienia, które starałam się odrzucić, jednak na marne. Słowa, które wczoraj wypowiedziałam latały mi w głowie na wszystkie strony, powodując obawy przed dzisiejszym dniem. Dlatego, gdy przed oczami pojawił mi się duży budynek, jeszcze większe boisko i parking na którym o dziwo, jak na tą godzinę było dość dużo zaparkowanych aut i gawędzących ludzi, poczułam jak żołądek zaciska mi się w mały supeł.

Idąc przed siebie czułam na sobie ciekawskie spojrzenia, nie potrafiłam rozszyfrować czy wszyscy mi wiwatowali czy może mentalnie próbowali udusić, ale dam sobie rękę uciąć, że jedno z nich wierciło we mnie ogromną dziurę. Przystanęłam na kilka sekund i obróciłam się na pięcie w stronę parkingu o mało nie dostając zawału.

Stał tam. Oparty o czarne bmw i8 , trzymał między palcami papierosa i lustrował mnie od góry do dołu wzrokiem, jakby chciał odczytać wszystkie moje dotychczasowe myśli. Zmarszczyłam brwi, aby móc się bardziej przyjrzeć.

Nie zwalniając tempa absorbowałam każdy jego ruch, to jak zaciągał się papierosem, co jakiś czas przeczesywał swoje gęste włosy i poprawiał czarne okulary spowodowało, że momentalnie zrobiło mi się gorąco a powietrze i wszystkie szepty ucichły. Mimo, że uparcie trzymam się wersji "dupek" to i tak muszę przyznać, że wygląda seksownie.

Szkoda tylko, że jego osobowość to ujemny iloraz inteligencji.

Zarzuciłam swoimi włosami, gdy dzwonek poinformował wszystkich uczniów, że ploteczki się skończyły i pora powiększyć swój zasób wiedzy, w moim przypadku z plastyki.

Tak, mam w liceum plastykę.

~.~

— W tym semestrze mam zamiar przypisać wam partnera. Będziecie odkrywać niuanse sztuki przy pomocy swoich osobowości i tworzyć finalne dzieło, które ukaże dwa przeciwstawne światy połączone w jeden. Dowiecie się, co lubi, a czego nie lubi partner, o czym śni, marzy i czego najbardziej się obawia. — Pan Carven skończył swoją wypowiedź i w przeciągu dwóch kroków doszedł do biurka z zamiarem przydzielenia partnera.

— Rosaline Moore... —zaczął spoglądając na blat biurka na którym jak mniemam miał listę obecności, czy cokolwiek z czego mógłby wyczytać nasze nazwiska.

Spojrzałam wyczekująco na profesora. Lubiłam go, był pomocny i potrafił zażartować a jego cierpliwość przebiła tu niejednego. O sztuce opowiadał jak o czymś ważnym, traktował ją jak na epokę przystało. Zazwyczaj słuchaliśmy z zaciekawieniem i wczuwaliśmy się w to, co mówił. W pewien sposób próbował nam przedstawić historie, którą da się zrozumieć racjonalnie, bez żadnych dat, nazwisk i wydarzeń. Sztuka różni się nieco od historii, bo w niej uczymy się teraźniejszości.

— I Cameron Parker. — powiedział, spoglądając głęboko w moje oczy. Domyślam się, że oczekiwał potwierdzenia albo jakiegoś znaku który akceptowałby jego wybór, ale nawet się nad tym nie zastanawiałam. Kierowała mną tylko i wyłącznie złość, która pozwoliła na to, abym powiedziała to, co ciśnie mi się na język.

— To są kurwa jakieś żarty prawda?

Rozmowy w klasie ucichły a ja speszona usiadłam na swoje miejsce, ukradkiem widziałam przeszywający mnie wzrok Camerona, profesora i pozostałych uczniów. Momentalnie zrobiło mi się gorąco a adrenalina spowodowała, że zaczęłam trochę panikować. Zważając na moje problemy z płucem starałam się unormować oddech i dopiero wtedy byłam w stanie unieść wzrok.

W tym momencie poczułam na własnej skórze definicje PECHA.

**

Średnio podoba mi się ten rozdział, pewnie dlatego, że mało się w nim dzieje i jest krótki, ale tu zaczyna się główny motyw całej książki i warto go zapamiętać.

+ dodaje dziś ze względu na dzień kobiet

Rozdział sprawdzony i poprawiony przez: only-maleficent

Wszystkiego najlepszego w waszym dniu kobietki!

Pozdrawiam _ang3l ;)

THE SCHOOL PROJECTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz