-Co tu robisz? – pytam, jakby to było oczywiste, że nie ma prawa przebywać w swoim pokoju.
Czułam lekką złość pomieszaną z alkoholem, który wlałam w siebie jeszcze kilka godzin temu. Obecność chłopaka znacznie utrudniła mi koncentracje choćby nad tym, co mówiłam. Przez chwilę lustrował mnie wzrokiem, nie kryjąc tego jak bardzo zirytowała go moja obecność. Zacisnęłam usta w wąską linie, kiedy ta cała sytuacja wydawała się, co najmniej krępująca. Zdziwiło mnie też to, że nie wyglądał na pijanego lub po prostu udawał tak jak ma to w zwyczaju. Wiem tylko tyle, że mój teraźniejszy stan popchnął mnie do wymiaru, w którym miałam ochotę zadać mu setki pytań.
- Może próbuje wydostać się od tej bandy hormonalnych nastolatków, która demoluje mi cały dom i udać się do MOJEGO pokoju? – sarknął, nakładając wyraźny nacisk na słowo "mojego". Otrząsnęłam się, kiedy dotarło do mnie, że zapytałam go o tak oczywistą rzecz a dostałam mniej oczywistą odpowiedź. W końcu, kto normalny ucieka ze swojej imprezy?
- Możesz przestać się na mnie gapić? To trochę przerażające.
Oblewam się lekkim rumieńcem i cholera nie podoba mi się to. Choć faktycznie stoję od jakiś trzech minut w miejscu i wpatruje się w niego jak w pieprzony obraz Leonarda Da' Vinci. Zmieniam swoją pozycję i po chwili mogę usiąść na bardzo wygodnym łóżku Parkera.
Chłopak uniósł lewą brew i zrobił pierwszy krok zmniejszając odległość między nami. Poczułam wewnętrzną panikę przed tym, co może mi zrobić, wyciągnęłam ręce przed siebie i zamknęłam oczy.
- Nie podchodź, bo wystąpię o zakaz zbliżania się!
W odpowiedzi dotarł do mnie gardłowy, ale przyjemny dla uszu śmiech, otworzyłam ostrożnie jedno oko i opuściłam dłonie wzdłuż ciała. Czułam się tak wolna i lekka, że gdyby nie to, że okna mają specjalne rolety antywłamaniowe mogłabym z jednego wyskoczyć. Z drugiej strony byłam zażenowana swoim zachowaniem, bo przecież nie miał żadnych skrupułów, aby mnie skrzywdzić, prawda?
- Jesteś zdecydowanie mniej wkurwiająca, kiedy nie myślisz trzeźwo Rosaline Moore. - usiadł naprzeciwko mnie, ale tym razem nie protestowałam.
- Więc jak będzie? Powiesz mi, kto zrobił sobie ze mnie jaja? - pyta, kiedy mam zamiar zaprotestować. Marszczę w zakłopotaniu brwi nagłą zmianą tematu, podczas kiedy jego oczy błądzą po mojej twarzy doszukując się jakiejkolwiek reakcji ja kiwam głową na boki. Wyczuwam tu mały podstęp i nawet w stanie nietrzeźwości będę zawiedziona, jeśli na tym nie skorzystam.
- Pod warunkiem, że zrobisz ze mną projekt, - uśmiecham się szerzej niż zamierzałam.
- To nie podlega negocjacji, - dodałam, wysuwając palec wskazujący w górę.
Brunet patrzy na mnie z wyraźną irytacją i głęboko wzdycha, czuje, że mam go jak na widelcu, kiedy nagle drzwi się otwierają i do pokoju wchodzi chłopak, którego nawet imienia wcześniej nie miałam okazji poznać. Obydwoje patrzymy w tamtą stronę, ale Cameron o dziwo wydaje się nie być mocno zdziwiony tą całą sytuacją.
Obserwuje to jak wstaje i jednym ruchem zgarnia z biurka klucze, prawdopodobnie do samochodu.
- Odwieź ją do domu, - mruknął i rzucił w jego stronę przedmiot, po czym wychodząc mocno trzasnął drzwiami. Siedziałam, wpatrując się w jeden punkt, znów zachował się jak dziecko. Czasami wydaje mi się, że wpasowałby się w humorki mojej rodzicielki, bo do tej pory zachowują się identycznie. Nawet ja nie potrafię w sekundę zmienić swojego nastawienia o trzysta sześćdziesiąt stopni.
Śmiem twierdzić z każdym dniem, że Cameron Parker jest cholernym wyjątkiem.
~.~
Przymknęłam lekko oczy zmęczona widokiem żółtych świateł, które zaczęły mnie razić. Od dobrych dwudziestu minut Chris, niezwłocznie jeździ po okolicach Prescott próbując znaleźć moje osiedle. Mogłabym mu to zdecydowanie ułatwić, gdyby nie fakt, że mój stan upojenia nie ustępuje a przez moje wskazówki dojechaliśmy do Domu Starców w Arizonie, czyli dobre piętnaście kilometrów od mojego miasta.
- Skup się Rose. – westchnął, kładąc dwie dłonie na kierownicy.
Światło odbijało się od jego czarnych Ray Ban'ów powodując, że wyglądem przypominał samego Christiana Grey'a.
Nawet imię ich łączy.
Chrząknęłam, kiedy sama przyłapałam się na przyglądaniu się szatynowi.
- Okej, skręć w prawo. Znam tą ulicę.
Spojrzał na mnie niedowierzając, posłałam mu tylko pytające spojrzenie i wróciłam wzrokiem do jezdni. Czułam się trochę jak w horrorze z nieznajomym w aucie, kiedy wszystkie ulice są tak opustoszałe, że można byłoby porównać to do epidemii zombie.
- Jechaliśmy tędy pięć razy a ty dopiero teraz poznałaś tą ulicę? - warknął nieco poddenerwowany. Nie odpowiedziałam, wciąż lustrując obraz przed sobą, kiedy minęliśmy tutejszą kawiarnię, która w tych godzinach była już dawno zamknięta.
- Cholera Cameron miał rację mówiąc, że jesteś wkurwiająca.
Słowa wypowiedziane z ust chłopaka obiły mi się o uszy jak jedna wielka bańka, która zaczyna się kruszyć. Czułam ogromną mieszankę gniewu i smutku. Chciałam wygarnąć mu wszystko, ale nie potrafiłam wydobyć z siebie dźwięku, dokładnie tak jakby ktoś właśnie zatykał mi usta niewidzialną dłonią.
- Dlaczego to robisz?
Zmieniam temat, gdy atmosfera zaczyna robić się tak smętna jak na stypie. Ciekawiło mnie, z jakiego powodu odwozi mnie do domu, w środku nocy, kiedy równie dobrze mógł pozostawić mnie samej sobie, tak jak zrobiła to Cassandra.
- Co masz na myśli?
Wywracam oczami, czując jak alkohol powoli przestaje na mnie działać a moja umiejętność pyskowania wraca do żywych. Szatyn spogląda w lusterko wsteczne i marszczy brwi.
- Dlaczego mi pomagasz?
- A dlaczego nie?
Opieram się o siedzenie, czując jak chłopak zaczyna działać mi na nerwy i nic nie mówiąc przymykam powieki.
Jedziemy w zupełnej ciszy rozkoszując się melodią piosenki, która właśnie leci w radiu. Czuje nagłą potrzebę snu, ale mimo wszystko staram się nie zasnąć, aby dojechać w pełni do miejsca docelowego.- Nigdy nie sądziłem, że dwie osoby mogą być do siebie, aż tak podobne - mruknął zmieniając pas na lewy. Uniosłam brwi w zakłopotaniu.
- Co masz na myśli?
Zapytałam. Chłopak spojrzał w moją stronę, wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał, ale ostatecznie odwrócił wzrok i zatrzymał się na znajomym mi podjeździe.
- Jesteśmy na miejscu.
Wzięłam głęboki wdech i złapałam swoją czarną kopertówkę posyłając Chris'owi ostatnie spojrzenie.
-Ta, dzięki.
**
Długo mnie nie było, ale kiedy nie ma weny lepiej nie zmuszać się do pisania.
Rozdział sprawdzony i poprawiony przez:only-maleficent
Pozdrawiam ang3l :)
CZYTASZ
THE SCHOOL PROJECT
Teen FictionSą takie osoby które pojawiają się w naszym życiu jak meteoryt, gwałtownie, robią duże zamieszanie i spalają się w momencie eksplozji. Istnieją też takie, które zapadają głęboko w pamięć pozostawiając po sobie kawałek pustego miejsca zwanym czarną d...