Chapter Seven

85 12 0
                                    

[Diary Card]

04.23.2012r.

"Nic nie dzieje się bez powodu. Każda najmniejsza rzecz niesie za sobą konsekwencje, prawda? Cokolwiek robimy, wraca. Pieprzona karma. Ona ZAWSZE wróci."

~•~

Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, co zrobicie w przypadku krzywdy bliźniego? Pomożecie? Może przejdziecie obojętnie?

Nie muszę znać waszych odpowiedzi, aby wiedzieć, że ludzka głupota i podświadomość mówi, co innego niż strach, który pojawia się wraz z narastającą paniką w sytuacji "bez wyjścia". Ludzie w czasie tragedii są tylko i wyłącznie skłonni ratować swoją własną dupę. Nie znam nikogo innego, kto oddałby swoją "godność", aby komuś pomóc. Bo, po co? Najlepiej stać obok i tylko się śmiać, nagrywać albo komentować. Każdy z nas był kiedyś tą "grupą", ale przestał wraz z paktem zawartym samym ze sobą. Paktem empatii i sprawiedliwości, który podsunął wam pewną myśl. Dlaczego on, a nie ja? W moim życiu wiele razy zadawałam sobie to pytanie, ty też powinieneś. A więc dlaczego on cierpi, a ty się tylko przyglądasz? Widzisz tylko czubek własnego nosa i dopiero, gdy zrozumiesz życie z innej perspektywy, dostaniesz odpowiedź, na którą tak bardzo czekasz. Cameron był jedną z tych osób, ja natomiast chciałam być jego odpowiedzią.

Szybkim i zdecydowanym krokiem przemierzałam opustoszały korytarz, minęłam klasę matematyczną i skręciłam w prawo. Przez sekundę w mojej głowie pojawiły się obawy, że to, co robię jest złe, ale czy kogokolwiek to teraz powinno było obchodzić? Najważniejsze jest to, żeby mój plan został zrealizowany, a konsekwencjami powinnam martwić się później. Przymrużyłam oczy, aby nie pomylić numeru szafki, a kiedy w zasięgu mojego wzroku napotkałam parzysty ciąg liczb "468", wyjęłam z kieszeni kopertę i czerwoną szminkę, którą po chwili posmarowałam dokładnie swoje spierzchnięte usta. Przycisnęłam wargi do papieru i przez małą szparę, która służyła za "wentylację" wetknęłam przedmiot. Czułam, jak wewnątrz mojego ciała formuje się lekki stres pomieszany z satysfakcją. Chciałam, żeby Cameron poczuł to, co ja. Kiedy czułam na sobie setki spojrzeń, a moje mięśnie napinały się tak mocno, że miałam ochotę rozpłakać się z bólu i mimo, że miałam na sobie ubrania, czułam się obnażona przez każdą osobę w tej przeklętej szkole? Po prostu chciałam, żeby poczuł po raz drugi smak przegranej.

Po dość długim czasie oczekiwania wysłałam Kate wiadomość, która w niecałe trzy minuty zjawia się w umówionym miejscu. Spoglądam w jej stronę i gestem ręki nakazuje żeby usiadła.

- Katelyn Jones. - rzekłam cicho na tyle, aby nikt inny nie zdołał mnie usłyszeć, niestety ściany mają uszy a ja nie chciałam być kolejnym powodem do rozmów w gabinecie dyrektora. Chrząknęłam czując nieprzyjemny uścisk w gardle i uniosłam wzrok.

- Pora na realizacje drugiej części naszego małego dramatu. - dokończyłam w momencie, kiedy ironiczny uśmiech wstąpił na usta drobnej blondynki, wiedziała, że wszystko przebiegnie zgodnie z planem, w końcu to wszystko było jej pomysłem.

- Niestety Pani Cooper będzie musiała dać mi bardzo długie korepetycje z matematyki. Równania nigdy nie były moją specjalnością.

Pov's Cameron

Zaciągnąłem się po raz ostatni nikotyną, która buzowała w moich żyłach od nadmiaru wypalonych tego dnia papierosów. Uwielbiałem to uczucie. To mój pieprzony narkotyk, coś w rodzaju tabletek na uspokojenie. Nic dziwnego, że od ostatnich wydarzeń z mojego portfela ubyło sporo pieniędzy na to uzależniające świństwo.

Usłyszałem trzaśnięcie drzwi. Było tak silne, że przez kilka sekund straciłem słuch. Moje mięśnie napięły się, kiedy z samochodu wysiadł Chris z szerokim uśmiechem.

THE SCHOOL PROJECTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz