Budzę się, czując zaciskającą się obrożę na mojej szyi. Wzdycham cicho, przecierając twarz dłońmi. Czy Lauren naprawdę aż tak mi nie ufa?
- Dzień dobry - słyszę jej zachrypnięty głos, na co odwracam się w jej stronę. Ma na sobie obcisłe czarne spodnie i białą koszulę z czarnymi wstawkami przy kołnierzyku oraz guzikach. - Ubierz się ładnie, wychodzimy dzisiaj - mamrocze, a następnie odpina obrożę, wychodząc z pokoju.
Patrzę za jej znikającą za drzwiami sylwetką, czując smutek. Drapię się lekko po karku i wstaję, bo nie chcę zdenerwować kobiety.
Wybieram czerwoną sukienkę z odkrytymi plecami i idę prosto do łazienki. Biorę szybki prysznic, a następnie robię makijaż i się ubieram.
Kobieta czeka już na mnie przed drzwiami, ubierając płaszcz. Drugi wyciąga w moją stronę, czekając cierpliwie, aż go założę. Kiedy schodzimy do garażu, szatynka nadal pozostaje milcząca. Nie odzywa się do mnie ani słowem, co nieco mnie niepokoi.
Kilkanaście minut później parkujemy przed jakąś wykwintną salą bankietową. Przytłacza mnie trochę styl tego miejsca, ale nie wspominam o tym Lauren. Wolę zostawić to dla siebie.
- Camila - mówi cicho, ujmując moje ramię. - Poznaj, to prezes, który zgodził się reklamować moją firmę na rynku międzynarodowym - wymieniam z mężczyzną uprzejmości, trzymając się jednak blisko Lauren. Kobieta oczywiście przedstawia mnie jako swoją koleżankę, ale nie komentuję tego w żaden sposób.
Szatynka przedstawia mnie jeszcze kilku osobom, aż wreszcie możemy usiąść do stołu. Wszystko wygląda przepysznie, a ja jestem coraz bardziej głodna. Nakładam sobie jakąś egzotyczną przystawkę, która smakuje wyśmienicie.
- Czyżby Jauregui miała nową zabawkę? - jakaś kobieta szturcha Lauren w ramię z kpiącym uśmiechem. Przełykam ciężko i spoglądam na obie kobiety. Mimika twarzy zielonookiej zmienia się drastycznie, aż przybiera maskę obojętności.
- Wydaje mi się, że to nie twoja sprawa, Vives - patrzy na nią gniewie, a następnie wstaje i ciągnie mnie za łokieć. - Wychodzimy, Camila - nim zdążę cokolwiek powiedzieć, szatynka wyciąga mnie z sali, zabierając nasze rzeczy.
Zielonooka wpycha mnie do samochodu, zapinając moje pasy bezpieczeństwa. Rusza niemal z piskiem opon, od razu nabijając maksymalną prędkość na liczniku.
- W co ty pogrywasz, Lauren?! - krzyczę, zaciskając palce na materiale sukienki.
- W nic - mamrocze, nawet na mnie nie spoglądając. Cały czas depcze gaz, przekraczając dozwoloną prędkość i ignorując każdy znak.
Kilka minut później znajdujemy się w podziemiach garażu Lauren. Kobieta wypada z samochodu jak burza, więc nie pozostaje mi nic innego, jak tylko iść za nią.
- Pakuj się, wyjeżdżamy - oznajmia, idąc do swojego gabinetu.
CZYTASZ
Napad na serce || Camren FF || ✅
FanfictionNigdy nie sądziłam, że stracę głowę dla dziewczyny w czerwonej sukience.