#Może później

1.7K 124 21
                                    


Chwyciłem chłopca za nadgarstek, ciągnąc go w kierunku ogromnych, drewnianych schodów, prowadzących na drugie piętro zniszczonego bydynku. Weszliśmy na sam szczyt trzymając się za ręce.
-Marek, pamiętaj tutaj trzeba być jak najciszej, żeby nikt się nie skapnął, że tu jesteśmy, okej? Zapamiętasz to?- mówiąc to odwróciłem się w stronę o wiele niższego ode mnie blondyna, a ten tylko pokiwał pare razy głową na tak. Uśmiechnąłem się patrząc na jego duże, przepiękne oczy, w których widziałem cały mój świat. Wyciągnąłem z prawej kieszeni spodni malutkie pudełko. Wyjąłem z niego jedną zapałkę, a następnie odpaliłem ją jednym szybkim ruchem ręki pocierając o bok kartonika. Na korytarzu zrobiło się odrobine jaśniej, dzięki czemu mogłem dostrzec słodką buźkę Marak, której już prawdopodobnie nigdy nie zobaczę. Jego czerwone rumieńce, malutki nosek, duże oczka, malinowe usta, które mam ochotę nieustannie całować. Wszystko w nim kocham. Dlatego tak ciężko jest mi się z tym pogodzić - z jego utratą. To już nie będzie mój mały blondynek, za którym mógłbym w ogień skoczyć.
-Chodź- szepnąłem po chwili wpatrywania się w chłopaka. Szliśmy powoli, żeby nikt nie usłyszał choćby najcichszego skrzypnięcia podłogi. Zaraz przy naszym miejscu docelowym moje minimalne źródło światła zgasło. Zakląłem cicho pod nosem, ponieważ nie przypominałem sobie, abym posiadał jeszcze jakieś zapałki. Kiedy dotarliśmy do wysokiej drabiny, podniosłem młodszego tak aby mógł chwycić metalową rurę i podciągnąć się na niej. Był bardzo lekki, dlatego nie miałem najmniejszego problemu, abym go uniósł. Marek wchodził po niej powoli i ostrożnie, a ja tuż za nim, pilnując go, żeby nie zrobił sobie przypadkiem krzywdy. Jednak wspinanie się po starej, zardzewiałej drabinie w kompletnej ciemności nie jest takie proste. Po paru minutowej wspinaczce dotarliśmy na strych pełen pajęczyn i niepotrzebnych śmieci. Nagle w oddali usłyszeliśmy podejrzany szmer, a następnie jakby jakiś mały kamyczek spadł z paru-metrowej pułki. Staliśmy nieruchomo oczekując na dalszy rozwój akcji. Gdy już myśleliśmy, że wszystko jest dobrze pod nogami Marka przebiegł ogromny szczur. Blondyn pisnął przerażony, jednak w porę zakryłem mu usta dłonią. Gryzoń uciekł w popłochu pod jedną z drewnianych skrzynek.
-Przepraszam...- powiedział młodszy z wielkim wyrzutem. Byłem na niego zły. No może tylko troszkę, ponieważ na niego nie można się długo gniewać. Ten niewinny, kruchy chłopczyk jest za słodki na to, żebym mógł być na niego wściekły. Gdy widziałem jego zawstydzony wzrok, uśmiechnąłem się w jego stronę i chwyciłem drobny podbródek, tak żeby patrzył na mnie.
-Nic się nie stało- rzekłem przybliżając swoją twarz w jego stronę. Jednak w porę się opamiętałem, kiedy przypomniała mi się różnica wieku między nami. To chyba można by uznać za pedofilie. Potrząsnąłem głową, odciągając od siebie wszystkie zbereźne myśli z tym chłopcem. Jestem okropny. Podeszliśmy do kartonów poustawianych na kształt schodów, prowadzących do niewielkiego okna. Weszliśmy na sam szczyt, a następnie wypchnąłem szybę z ram, odstawiając ją gdzieś na bok. Przeszliśmy prze framugę i znaleźliśmy się na świeżym powietrzu. Poszliśmy na ceglanym dachu trochę dalej. Śledziłem młodszego wzrokiem, pilnując go żeby przypadkiem nie spadł, albo żeby ogólnie nic sobie nie zrobił. Nie wybaczyłbym sobie tego, że on miałby zaraz, teraz umrzeć na moich oczach. Usiedliśmy na miejscu gdzie dach nie był już stromy, dzięki czemu poczułem, że on jest bezpieczny. Tej nocy niebo było przepiękne. Jednak nie piękniejsze niż osoba siedząca obok mnie. Nad nami świeciło setki, a nawet miliony gwiazd, a ja widziałem tą najpiękniejszą. Tą, która była ku mojego boku, wpatrzona przed siebie. Rozmarzony, zaciekawiony lustrował wzrokiem najmniejszy srebrny punkt na granatowym tle. Gdy chłopak zorientował się, że patrzę na niego już od dobrych paru minut odwrócił głowę w moją stronę. Zrobił zdziwioną minę.
-Coś nie tak?- zapytał po chwili.
-Nie tylko...- zacząłem, jednak myślałem jak odpowiednio dobrać słowa -Po prostu muszę się na ciebie napatrzeć. Nigdy nie wiem kiedy mi cię zabiorą- odpowiedziałem, czując jak w oczach zbierają mi się łzy. Kolejne kłamstwo. Łukasz, przecież dobrze wiesz, że jutro spędzicie ze sobą ostatnie chwile. Blondyn odwrócił wzrok z powrotem na rozgwieżdżone niebo. Jak dobrze, że ty nic nie wiesz. Jak dobrze jest żyć w niewiedzy i cieszyć się ostatnimi chwilami tutaj.
-Łukasz, a jak nazywają się te panie w czarnych strojach, co wyglądają jak pingwiny? Sio... siee...-
-Siostry- odpowiedziałem śmiejąc się cicho.
-Ah, siostry. Miałem to na końcu języka- powiedział blondyn obdarowując mnie swoim ślicznym uśmiechem. Kocham ten uśmiech najbardziej na świecie i nigdy go nie zapomnę. Zawsze, kiedy jest mi źle, przypomina mi się jego urocza twarz.
-Łukasz, spójrz na te gwiazdy- mówiąc to wskazał przestrzeń wokół nas. -Ile we wszechświecie może być gwiazd? Ile one mogą mieć lat?- chłopiec zaczął zadawać pytania swoim wysokim głosem.
-Marku, we wszechświecie jest tyle gwiazd, że na każdego człowieka przypada jedna. Nawet więcej, ale ta jedna będzie pasować, jak idealny kawałek puzzla. Będzie po prostu doskonała- odpowiedziałem czując przyjemny, wiosenny wiatr we włosach. Marku, ty jesteś właśnie taką moją małą gwiazdeczką.
-A ile mogą mieć lat?- zapytał wpatrując się w tą największą nad nami.
-To już zależy od gwiazdy. Jedne są bardzo młode, a inne bardzo stare- wyjaśniłem.
-Nawet starsze od ciebie?-
-Tak Marku. Wszystkie gwiazdy są starsze ode mnie. Nawet te najmłodsze- odpowiedziałem śmiejąc się cicho.
-A mówiłeś, że na każdego człowieka przypada jedna gwiazda. Czy to znaczy, że przyleci taka jedna do mnie aż z kosmosu?-
-Nie Marku. To znaczy, że kiedyś, gdy będziesz starszy ode mnie spotkasz taką gwiazdę- Powiedziałem przesuwając kolana pod klatkę piersiową i owijając je ramionami. Blondyn popatrzył na mnie zdziwiony.
-Nie rozumiem- przyznał, przymykając oczy.
-Nic nie szkodzi. Kiedyś zrozumiesz-
Trwaliśmy w ciszy obserwując wszystko wokół nas. Drzewa, niebo, gwiazdy, a nawet niekiedy przelatujące koło nas nietoperze. Te małe latające stworzenia przelatywały obok nas niemal bezszelestnie trzepocząc skrzydłami. Jedyny na świecie ssak, który potrafi latać. Niesamowite. To jest także zwierze, u których najliczniej występuje homoseksualizm.
-Marek, musimy się już zbierać- powiedziałem wstając i podając chłopakowi rękę.
-No Łukasz, proszę jeszcze chwile- poprosił młodszy.
-Nie, Marek. Musimy iść, zanim się skapną, że nas nie ma w pokojach-
-5 minut-
-2 minuty-
-3 minuty- prosił blondyn.
-Dobra trzy minuty nie więcej- odpowiedziałem wzdychając. Marek uśmiechnął się szeroko i poklepał miejsce obok siebie. Usiadłem tak jak mi kazał, a po chwili poczułem jak chłopiec wtula się w moje ramie. Jego ciepło od razu mnie rozluźniło i uspokoiło. Wiatr nagle przestał wiać, wszystkie samochody ucichły. Tak jakby wszystko wokół nas się zatrzymało. Żadnych dźwięków, zupełna cisza. I pomyśleć, że to ostatnie godziny z moim chłopcem...
-Łukasz, muszę ci coś ważnego powiedzieć-
-Słucham, Marku- odpowiedziałem spoglądając na młodszego.
-Wiem, że kiedyś przyjdzie taki moment, w którym zabiorą mnie od ciebie. Rozstaniemy się na zawsze- rzekł łamiącym się głosem. Nie, tylko nie to.
-Ej, mały... Nie myśl o tym. Nawet jeśli kiedyś się rozstaniemy, to na pewno będzie nam dane jeszcze się spotkać. Chociaż raz. Rozumiesz?- mówiąc to chwyciłem obiema rękami jego policzki i obróciłem tak żeby patrzył się w moją stronę. Na jego skórze widziałem mokre ślady, które odznaczały się w świetle księżyca.
-Nie płacz, proszę cię nie płacz- prosiłem młodszego, który wtulał się w moją klatkę piersiową. Głaskałem delikatnie jego plecy, ponieważ to go zawsze uspokajało. Wokół nas było słuchać tylko jego ciche łkanie. Długo tak nie wytrzymałem i w moim oczach zaczęły zbierać się łzy, a po chwili jedna z nich spłynęła po moim rozgrzanym policzku, skapując na włosy Marak.
-T-ty płaczesz?- zapytał zmartwionym głosem.
-Tak, Marku. Każdy czasami płacze- odpowiedziałem pociągając nosem.
-A dlaczego ludzie płaczą?- zadał kolejne pytanie.
-Bo coś ich trapi. Bo będą za czymś tęsknić. Bo coś stracili. Bo za długo byli silni, albo w przeszłości spotkało ich coś tak okropnego, co wyniszczyło ich psychikę. Tak naprawdę różne są powody płaczu, Marku. My akurat płaczemy ze strachu. Boimy się, że stracimy siebie, rozumiesz?-
-Tak- odpowiedział krótko. Uśmiechnąłem się smutno, przymykając oczy. Tak bardzo będę za tobą tęsknić Marku.
-Kocham Cię, Łukasz- odezwał się nagle blondyn. To co powiedział zupełnie mnie zatkało. Dopiero po chwili dotarły do mnie jego słowa. On mnie kocha...
-Ja ciebie tez, Marku- odpowiedziałem opierając głowę o jego ramie.

Rano obudziły mnie krzyki naszej opiekunki. Przetarłem zmęczone oczy, wstając do pozycji siedzącej. Rozejrzałem się po pokoju, w którym wszystkie dzieci powoli się już budziły.
-Hej Łukasz!- zawołała jedna dziewczyna trochę młodsza ode mnie, ponieważ to ja byłem najstarszym dzieckiem w sierocińcu.
-Hej Zośka- także się przywitałem, oddając fałszywy uśmiech. Blondynka podeszła do mnie o bosych nogach, cała czymś podjadania.
-Coś się stało, że jesteś taka szczęśliwa?- zapytałem opierając się jedną ręką o kolano. -Znalazłaś sobie chłopaka czy coś?- dodałem po chwili cicho się śmiejąc. Dziewczyna wyprostowała się, a następnie  uderzyła mnie dosyć mocno w ramie. Ale ona ma siłę. Syknąłem z bólu, łapiąc się za bolące miejsce.
-To za to, że tak myślisz. Przecież wiesz, że nie mogłabym być z nikim innym niż z tobą- odpowiedziała, siadając na krawędzi mojego łóżka.
-Wiesz ile dziewczyn chciałby ze mnie chodzić? Nie jesteś jedyna. A tak poza tym każdy w tej budzie wie, że nie chcę mieć drugiej połówki- powiedziałem, a do mich myśli od razu wrócił Marek. Dzisiaj jest ostatni dzień. Ostatnie godziny.
-A tak w ogóle, to gdzie jest Marek?- zapytałem się spoglądając na zegar, wiszący na ścianie. Było pare minut po dziewiątej. Nie dobrze.
-Właśnie przed chwilą wyszedł z Siostrą Anną- odpowiedziała niechętnie.
-Co kurwa!?- krzyknąłem zrywając się z łóżka. Słyszałem za sobą nawoływania połowy ludzi z wspólnego pokoju. Jednak teraz mnie to nie obchodziło. Szybko pobiegłem na dół, o mało się nie zabijając po drodze. Wyszedłem na dwór a przed bramą stało czarne, jeszcze błyszczące audi a 5. Pare osób wybiegło za mną, próbując mnie zatrzymać, jednak ja teraz w głowę miałem tylko Marka. Podbiegłem do bramy i zacząłem wykrzykiwać imię chłopca. Ten po chwili odwrócił się, a gdy mnie zobaczył jego twarz posmutniała. Samochód stał pare metrów za wysokimi, metalowymi, kratami, więc nawet nie mogłem dokładnie go zobaczyć. W moich oczach zaczęły zbierać się łzy, a po chwili one zaczęły spływać ciurkiem po moich policzkach. Widziałem jak kierowca włożył kluczyki do stacyjki i odpalił auto. Nie mogłem opanować płaczu, a siostry za wszelką cenę próbowały oderwać mnie od bramy. Słyszałem tylko swój rozpaczliwy i żałosny płacz wymieszany z nawoływaniem mojego blondyna. Obraz przede mną zaczął się jeszcze bardziej rozmazywać przez łzy nagromadzone w moich powiekach. Samochód powoli oddalał się ode mnie. Mój Marek był coraz dalej ode mnie. Nawet nie zdążyłem się z nim pożegnać. Mam nadzieje, że moje słowa okażą się prawdą i faktycznie jeszcze kiedyś się spotkamy, ale może później...

-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_

1719 słów

Jak będzie tutaj ładna liczba gwiazdek to myśle że pojawi się druga cześć tego szota :3

One Shoty KxK Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz