Klaus miał oczy pełne łez. Śnił o Dave'ie i o wojnie. Gdy uchylił powieki, zobaczył Bena. Jego brat miał zmartwiony wyraz twarzy.
- Co? - zadał pytanie, ale dobrze znał odpowiedź.
Ben tylko machnął ręką i usiadł w nogach. Nagle usłyszeli pukanie do drzwi. Klaus wstał i przetarł oczy ręką. Na skórze pojawił się tusz, który przypomniał mu o tym, że wczoraj nie zmył makijażu przed snem. Westchnął tylko zawiedziony i lekko uchylił drzwi. Gdy nikogo nie zauważył, pomyślał, że to zły żart i zaśmiał się do siebie bez rozbawienia. Jego śmiech brzmiał gorzko i nieprzyjemnie, a duch jego brata skrzywił sie, gdy usłyszał ten dźwięk.
- Numerze cztery, jestem tutaj. - głos jego brata z dołu przypomniał mu o tym, że mimo starego wieku psychicznego, dalej fizycznie jest dzieciakiem.
- Ach, wybacz, nie zauważyłem cię. - powiedział z dziwną nutą w głosie.
- Płakałeś. - stwierdził numer pięć bez emocji, Klaus czasem myślał, że jego brat jest socjopatą, ale było to nie możliwe, w końcu miał tą dziwną więź z tym całym manekinem. Czy to się jeszcze zaliczało? Nie mu było to oceniać.
- Faktycznie! - znowu się zaśmiał. To wcale nie brzmiało lepiej niż wcześniej.
- Nie mogłem znaleźć dwa, czy widziałeś go gdzieś?
Szatyn myślał przez chwilę by przypomnieć sobie kim był numer dwa. Był całkowicie przyzwyczajony do imion, lecz ciemnooki nie używał ich, bądź używał ich bardzo rzadko. Klaus naprawdę nie pamiętał, by użył jego imienia.
- Numerze cztery!
Jasnooki podskoczył przestraszony, gdy po chwili zdał sobię sprawę, że jego brat go o coś pytał.
- Uch, nie... nie widziałem go nigdzie, głównie spałem więc nie miałem jak go zobaczyć, to logicz...
Nagle do Klausa doszło o co naprawdę pytał go brat.
- Co?! - mężczyzna zaczął się śmiać. Nie był to jednak radosny śmiech. - Pewnie jest w tym całym klubie bokserskim. Ja też byłbym gdzieś indziej, gdyby nie to, że nie mam gdzie!
Klaus nie wiedział czemu, ale myśl o tym, że Diego miał być martwy, a on by go nie widział sprwaiła, że wpadał w panikę. To była jego rodzina. Ben był przy nim zawsze, gdy nie był trzeźwy, gdy był... Ale skoro pięć myślał o tym, coś było nie tak.
- Czemu on miałby być martwy..? - zapytał tak cicho, że ledwie sam się usłyszał.
Nic mu nie odpowiedziało. Klaus po raz drugi przetarł oczy i spojrzał na chłopca przed nim. Brunet patrzył gdzieś na bok, a jego skóra - zwykle strasznie blada. - była biała jak ten śnieg. Ręce całkowicie mu się trzęsły i jego oczy, jego oczy były zaczerwienione, jakby przepłakał całą...Noc.
- Przy... Przyśnił ci się m... martwy..? - zająkał się i przerażony przetarł twarz. Łzy powoli pojawiły
się w jego oczach. - M... Może to tylko sen?!
To zdecydowanie nie brzmi jak stwierdzenie. Śmiech zabrzmiał w pokoju i w korytarzu, a dwójka odwróciła się w stronę dźwięku.
- D... Diego!
Ulga, którą poczuł Klaus była ogromna. Do czasu, aż na podłogę zaczęło coś kapać.Z pleców assassina leciała krew i to nie w małych ilościach.
- Czy wszystko..?
Pytanie nigdy nie zostało dokończone, a to wszystko przez upadek Diego na podłogę.[...]
Mężczyzna leżał na łóżku, a wokół niego stało rodzeństwo. Vanya była wyraźnie zmartwiona, a Klaus miał łzy w oczach i uśmiech na twarzy. Luther śmiał się, że nie było opcji by zginął, a reszta nie wykazywała zdolności do odczuwania emocji. Socjopaci. - przeszło Klausowi przez myśl. Ben za to stał przy ciele w ciszy i próbował złapać rękę brata. Dłoń ducha przenikała przez skórę i kości Diego, co sprawiało, że Klaus miał ochotę po prostu upaść na kolana i płakać. Brwi duszy marszczyły się za każdym razem, gdy przechodził przez swojego brata.
- Ben, przestań. Nie złapiesz go za rękę. - powiedział w końcu Klaus, a Luther spojrzał na niego.
Nagle wszyscy spoważnieli. W oczach Vanyi pojawiły się łzy.
- On nie odejdzie, prawda..? - szepnęła, ale nie dostała odpowiedzi.
Atmosfera w pokoju była ciężka i gęsta, a Ben nie reagował na prośby swojego brata, dalej próbując. Pierwsze krople łez zaczęły spływać po polikach Białych Skrzypiec.
- Cz... Czemu..?
Ben nagle wrzasnął, a Klaus zobaczył tylko jedno nim zemdlał.
Dłoń w końcu nie przeniknęła ręki Diego.
CZYTASZ
TUA [all]
Fanfictiondave: *patrzy w telefon* on jest tak delikatny... ben: *też patrzy* prawda? klaus: hm, co robi... *widzi swoje zdjęcie* klaus: ... *blush*