seventh

127 12 70
                                    

Wybiegła z pokoju hotelowego, nie zastanawiając się nad czymkolwiek. Czuła w sobie niekontrolowany przypływ złości, rozgoryczenia i przygnębienia. Żałowała tego, co się wydarzyło z właściwie jej winy, ale miała już tego dość. Dlatego postanowiła podjąć się ryzyka i zabrać Bradleya, aby nie miał już z tym człowiekiem nic wspólnego. Coraz trudniej było jej opanować sytuację i utrzymywać prawdę w sekrecie. Kłamstwa nieopanowanie wymykały się spod kontroli.

Brad jako jedyny był niewinny w całym tym zamieszaniu. Płacił za błędy swoich rodziców... I jej. To ona podjęła decyzję o ucieczce, mówiąc, że tak będzie dla nich dobrze. Jego ojciec nie zasługiwał na tak dobrego, grzecznego syna i wcale mu na nim nie zależało. Głównym powodem tej niebezpiecznej wojny była ONA. Ale czy zmuszona była zapłacić swoim życiem aby pozostali, których kocha, mogli zaznać spokoju?

Zjechała do recepcji, licząc, że tam znajdzie Nialla. Jej intuicja nie myliła się, bo stał przy drewnianej ladzie i rozmawiał z kobietą stojącą za ladą. A bardziej wykłócał się, bo ton jego głosu na to wskazywał. Brunetka położyła swoją rękę na jego ramieniu, aby uspokoił się trochę.

– Panie Horan, jak już panu mówiłam, chłopca odebrał jego ojciec – broniła się kobieta – a jako że panna Dianne nie jest jego prawnym opiekunem, bo tylko on ma do niego prawa rodzicielskie, nie mogłam zabronić go odebrać.

– To trzeba było się z nami skontaktować! – Warknął mocnym i wyrazistym głosem.

– Zostawił jakąś kartkę dla panny Wellman. – Kobieta zmieniła temat, wyciągając białą kartkę popisaną czarnym atramentem i podała ją dziewczynie.

315 Dellenbaugh Dr, Meadview

Napis wskazywał na adres, pod który musiała się wybrać. Pierwsza myśl jaka jej się nasunęła, było taka, aby zadzwonić po policję. W końcu ten człowiek był od dłuższego czasu poszukiwany przez kryminalnych na wschodzie kraju. Ale jednak przypomniała sobie, że mógł zrobić krzywdę Bradowi, więc tak opcja odpadała.

On chciał ją i ją dostanie.

– Niall, musimy jechać – pociągnęła go za rękę w stronę wyjścia, kierując go do zaparkowanego przed hotelem samochodu. – Wiem, gdzie może być Brad.

Wsiedli do wozu, a Dianne podała mu adres, gdzie prawdopodobnie przebywał chłopiec. Niall wbił podany adres w GIPSa i odpalił samochód. Miejscowość oddalona była o niecałe sto trzydzieści mil, czyli ponad dwie godziny jazdy. W niedługim czasie wyjechali z Las Vegas i byli na drodze prowadzącej do granicy stanu Nevada. Przejechali obok ujścia rzeki Kolorado i już byli w nowym stanie – Arizona. Niall mimo płynącego w żyłach alkoholu prowadził spokojnie.

Jednak zatrzymał go patrol policji i już wiedział, że będzie miał problemy. Policjant zapukał w szybę, a Niall od razu ją otworzył. Funkcjonariusz poprosił o wszystkie dokumenty, które zaraz otrzymał. Po dokładnym sprawdzeniu, nie miał żadnych zastrzeżeń do pojazdu i prawia jazdy, ale wyczuł od kierowcy alkohol. Dlatego postanowił sprawdzić stan jego trzeźwości i zbadał go alkomatem.

– Sześć setnych promila w wydychanym powietrzu. Dla pewności sprawdzimy jeszcze panią. – Dianne podmuchała do urządzenia, dopóki nie usłyszała sygnału. – Tak jak myślałem. Wysiadajcie, zostajecie aresztowani.

Policjant wyciągnął krótkofalówkę i zgłosił sprawę dyżurnemu. Po chwili oboje wyszli z auta i bez żadnego skłucia w kajdaniki, wsiedli do radiowozu. Po długim czasie wjechali na ciemną drogę, którą oświetlało tylko reflektory samochodu. Znaleźli się w jakiejś spokojnej, małej mieścinie. Zatrzymali się przed posterunkiem policji, zostali wprowadzeni przed funkcjonariusza do środka i zaprowadzona na przesłuchanie.

Po trwającym niecałym dwadzieścia minut przesłuchaniu zostali zaprowadzeni do aresztu. Wcześniej musieli oddać telefony, biżuterie, ostre przedmioty. Tak jak w filmach akcji i kryminałach były to niewielkie pomieszczenia odseperowane od reszty metalowymi kratami. Policjanci powiedzieli, że ilość alkoholu nie przekraczała 0,08 promila, więc nie zostaną postawione im zarzuty. Posiedzą tylko dwadzieścia cztery godziny i będą znów wolni.

– To moja wina... To przeze mnie Brad jest w niebezpieczeństwie. – Jej oczy momentalnie wypełniły się szklanymi łzami. – Nienawidzę mojej matki i samej siebie za to, że pozwoliłyśmy wejść jego ojcu do naszego życia i je zniszczyć. 

– Chcesz porozmawiać ze mną o tym? – spytał.

– Mogłabym cofnąć się do samego początku – odparła po chwili namysłu. – Mogłabym ci opowiedzieć o mojej mamie.

Niall rozłożył ręce, jakby chciał powiedzieć, że scena należy do niej, a on może słuchać, ile tylko będzie trzeba. Nie wiedziała, jak długo tak siedziała, próbując znaleźć odpowiednie słowa. Nosiła tak dużo gniewu do swojej matki, że wyrzucenie go z siebie powinno przyjść jej z łatwością. Miała wrażenie, że wprost cała jest przesiąknięta gniewem. Ale gdy otworzyła się przed nią możliwość, żeby się go pozbyć, okazało sié, że skrywała go głębiej niż myślała. 

Musiała go się pozbyć. Ten gniew był jak trucizna przenikająca do organizmu i zapuszczająca w niej korzenie.

***

Nie potrafię ująć w słowa, jak bardzo przyjemnie pisało mi się ten rozdział.

Nie zdołałam zmieścić wszystkiego czego chciałam (bo w tym rozdziale wszystkie sekrety Dianne miały wyjść na światło dzienne), ale cholerny limit słów. No cóż jestem bardzo porządnym człowiekiem, bo lubię jak wszystkie rozdziały mają równą ilość słów.

VALENTINE GIRL niall horan ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz