Rozdział IX

1.8K 127 17
                                    

Szłam po schodach, prowadzona przez Ashtona. Byłam jak zahipnotyzowana, a wszystko przez tą nietypową propozycję. To znaczy... Jakoś nigdy mi się nie zdarzyło, żeby chłopak proponował mi coś takiego.

Przekroczyliśmy próg pierwszego pokoju po prawo. Od razu uderzył mnie wyraźny zapach malin i... mięty. Nietypowe połączenie, jednak bardzo, bardzo przyjemne.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wyglądało jak typowa sypialnia z serialu telewizyjnego o brytyjskich celebrytach: ściany koloru bladoróżowego zostały okryte licznymi obrazami, imitujacymi wielkie dzieła sztuki, jak Mona Lisa czy Trwałość pamięci. Tuż obok drzwi znajdowało się ogromne lustro, które okazało się być rozsuwaną szafą, zaś naprzeciwko wejścia stało ogromne, zaścielone łoże z satynowym baldachimem - dokładnie takie, o jakim marzyłam.

Uśmiechnęłam się, gdyż zorientowałam się, że jedynym źródłem światła w całej sypialni były rozstawione wszędzie zapachowe świeczuszki.

Ashton podszedł do kufra, stojącego w nogach łoża - bo nie można tego nazwać zwykłym łóżkiem - otworzył wieko, po czym wyjął ze środka butelkę krwistoczerwonego wina.

-Wiedziałem, że się zgodzisz - mruknął, ukazując swoje zęby w śnieżnobiałym uśmiechu.

Przygryzłam lekko wargę, pochodząc w stronę jego wyciągniętej ręki. Widziałam, jak mocno napina mu się szyja, kiedy tylko dotknęłam dłoni chłopaka. Prawie jednocześnie usiedliśmy na skraju łóżka, co wywołało histeryczny napad śmiechu u Irwina.

-Tym razem to ty zepsułeś romantyczność chwili - rzuciłam oskarżycielskim tonem.

-Nawet nie probuj - wydusił, ocierając kąciki oczu. - Potrafię się zemścić.

-Jedyne, co potrafisz, to psuć nasze wspomnienia.

-Uważaj...

-Dwa razy w ciągu dnia, dobry jesteś!

-Zoey...

Nim się zorientowałam, Ashton przygwoździł mnie do łóżka jedną ręką, a drugą zaczął łaskotać po brzuchu. Wybuchnęłam niekontrolowanym śmiechem, starając się wyswobodzić z pułapki. Wszystko na daremno.

-Dobrze... Skończ... Już... - wysapałam, nie mogąc już znieść kującego uczucia w boku.

-Dlaczego miałbym? - zapytał Irwin, ale ostatecznie dał mi spokój.

Podczas gdy ja próbowałam doprowadzić się do porządku,  Ash nalał wina do lampek. Pierwszą z nich podał mi, a z drugiej zaczerpnął łyk.

-To... jak ci się podobała gra? - odezwał się.

Ponownie się zaśmiałam, zupełnie zabijając chłopaka z tropu. Po prostu on był taki... dziwny. Z jednej strony taki pewny siebie, wygadany, ale kiedy przychodził czas, aby brać czynny udział w sprawie, zmieniał się nie do poznania. Stawał się nieśmiały, jakby zamknięty w sobie.

Skomplikowane.

Chwyciłam dłoń Ashtona, chcąc dodać mu otuchy i zaczęłam:

-Nie musisz się wycofywać. Nie zmieniaj swojego podejścia tak często, bo w końcu naprawdę nie będę wiedziała, który z was to prawdziwy Irwin.

Ash pokiwał głową, a na jego twarzy powoli rozlał się dawny uśmiech. Dopił resztę wina, odstawiając kieliszek i poklepał swoje kolana.

Tym razem to ja się zawahałam. Mimo to usiadłam na wskazanym przez ciemnookiego miejscu, kładąc stopy na podłodze. On jednak szybkim, silnym ruchem przekręcił mnie tak, że nogami oplatałam jego biodra i wstał.

-Co ty robisz? - szepnęłam, nie bardzo rozumiejąc sytuację.

-Przejmuję inicjatywę - mruknął prosto w moje usta, tuż przed złożeniem na nich gorącego pocałunku.

Zatopiłam dłonie w jego jasne loki, nawijając ich końcówki na palce. Chłopak wciąż przytrzymywał moje uda, więc nie miał zbytniego pola manewru, ale to nie przeszkadzało mu w łaskotaniu mej nagiej skóry.

-Znowu zaczynasz? - spytałam, między pocałunkami.

Ash tylko zaśmiał mi się w twarz, zjeżdżając pocałunkami w dół po mojej szyi. Posadził mnie z powrotem na łóżku i nie przerywając, zaczął delikatnie odpinać guziki mojej koszuli. Powstrzymałam go, chwytając za rękę.

-Zrobiłem coś nie tak? - posmutniał, marszcząc czoło.

-Nie - zaprzeczyłam od razu, przygryzając wargę. - Nie... Tylko... Znaczy ja nigdy...

Poczułam łzy napływające do oczu. Odwróciłam głowę, żeby Irwin tego nie widział, lecz on złapał mnie za brodę, zmuszając do utrzymaniu kontaktu wzrokowego.

-Hej - cmoknął mój nos. - To nic. Nie ma się czego wstydzić. Każdy czeka na tą wyjątkową osobę. Musisz tylko wiedzieć, kiedy powiedzieć tak.

Spojrzałam w jego ciemne oczy i poczulam, jak serce próbuje wyrwać się z piersi. Nie zastanawiając się długo, pocałowałam Ashtona, zatracając się w zapachu jego perfum i czułości dotyku dużych dłoni, błądzących po mych plecach.

Chłopak natychmiast oddał pocałunek, wracając do przerwanej czynności.

Kiedy uporał się już z koszulą, odsunął się lekko, oceniając to, co widzi. Gdy uzmysłowiłam sobie, że tym czymś jest sam koronkowy stanik, natychniast chciałam się zakryć, lecz Ash mnie powstrzymał.

-Jesteś piękna- mruknął, ujmując w dłoń mój policzek.

Kiwnęłam nieznacznie głową, pozwalając, aby chłopak zaznaczał swym językiem mokre ślady nad moimi obojczykami.

Ale co piękne, nie może być prawdziwe.

Nagle dobiegły mnie niezrozumiałe krzyki Lucasa, a następnie drzwi sypialni otworzyły się z impetem, a do środka wpadła wysoka kobieta, w marynarce i rozkloszowanej spódnicy. Za nią wbiegł zziajany Luke. W ułamku sekundy ścianęłam ze sobą poły koszuli, ,zakrywając ciało, chociaż nie było nawet takiej opcji, żeby kobieta tego nie zauważyła. Po jej minie mogłam wywnioskować, że doskonale wiedziała, co się tutaj działo.

A raczej co miało się dziać.

-Zoey... - ciszę przerwał Luke. -Poznaj, proszę, moją mamę.

____________________

Rozdział krótki, , wiem, ale jestem padnięta... serio, mam dosyć szkoły :< a jak u Was?

Proszę o komentarze i/lub gwiazdki <3

UWAGA

Happily ever after przekroczyło 2, 4k wyświetleń!

Dziękuję Wam!

Happily ever afterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz