Rozdział X

2K 141 9
                                    

-Zoey... Poznaj, proszę, moją mamę.

W tamtym momencie nie wiedziałam, co było bardziej intensywne: róż na ścianach, czy czerwień na moich policzkach. Piękne pierwsze wrażenie, nie ma co.

Z duszą na ramieniu spojrzałam na Ashtona i zmarszczyłam czoło. Na jego twarzy rozlała się radość, czyste szczęście. Nie wiedziałam, z czego on się cieszy. Właśnie przyłapano nas na... Właśnie. Na czym?

Już zaczęłam układać w głowie plan - przeprosin, wyjaśnień? - kiedy Irwin poderwał się z łóżka i sprężystym krokiem podszedł do kobiety w drzwiach.

-Pani Hemmings! - odparł radośnie, rozkładając ramiona. - Martho!

Blondynka poprawiła okulary na nosie i uśmiechnęła się krzywo, oplatając Asha w barkach.

-Ashtonie Irwin, aleś ty wyrósł - stwierdziła ciepło, wypuszczając ciemnookiego z objęć.

Zaraz potem jej wzrok padł na mnie. A raczej na moją wciąż niezapiętą koszulę i prześwitujący stanik. Widziałam, jak mięśnie jej szczęki zaciskają się pod skórą, a usta tworzą jedną, prostą linię.

Napięcie rozładował Ashton, śmiejąc się w głos. Cała nasza trójka: Luke, jego mama i ja, utkwiliśmy wzrok w Irwinie.

-Przepraszam - wystękał, ocierając twarz wierzchem dłoni. - Ale dopiero co się zorientowałem, jak dwuznaczenie ta sytuacja wygląda z twojej perspektywy.

-Nie przeczę - oznajmiła chłodno pani Hemmings, zwracając swą uwagę z powrotem na mnie. - Zechciałbyś wyjaśnić mi, kim jest ta... młoda dama?

-Naturalnie. Ta oto niewiasta to wybranka mojego serca - oficjalny ton Ashtona wydawał mi się dziwny. - Zoey, to Martha Hemmings, mama naszego Lukiego i moja ciotka.

-Nie nazywaj mnie Luki - wymamrotał Lucas, wciąż będąc zdezorientowany pogodnym zachowaniem swojego przyjaciela.

Martha kiwnęła głową, krzyżując ręce na piersiach i najwyraźniej czekając na dalsze wyjaśnienia. Ash od razu to zauważył i ku mojemu zdziwieniu, wyciągnął zza pleców dwa kieliszki i w połowie opróżnioną butelkę wina.

Uderzyła we mnie fala gorąca. Przecież on jeszcze bardziej nas pogrąża!

-Chcieliśmy mieć trochę prywatności - zaczął Ash, przybierając niewinną minę. - Ale nie miałem serca niszczyć tego pięknego dnia dwudziestominutową jazdą samochodem, więc wybrałem najbardziej odpowiednie miejsce w całym tym domu. No, ale jak zwykle wszystko zepsułem... Wiesz, jaka ze mnie niezdara.

Zerknęłam ukradkiem na twarz pani Hemmings, która nie wyrażała w tamtym momencie żadnych emocji. Kiwnęła tylko głową, dając Irwinowi znak, aby kontynuował.

-Próbowałem się przysunąć, ale przez przypadek oblałem Zoey winem - musiałam zacisnąć usta, żeby z mojego gardła nie wyleciał okrzyk zdumienia.

Zdumienia, a może podziwu? Klamanie przychodziło Ashtonowi z taką łatwością i wiarygodnością, że aż zaczęłam się zastanawiać nad szczerością jego wyznań.

Wszyscy z napięciem czekaliśmy na reakcję Marthy, która po chwili ze świstem wypuściła powietrze i wybuchnęła śmiechem.

-Oj, Ash... Już się bałam... To znaczy myślałam... Ech, nieważne - wyciągnęła dłoń w moją stronę. - Chodź ze mną, dziecko, dam Ci coś do przebrania.

Rzuciłam okiem w stronę chłopaków, którzy wykorzystując  nieuwagę Marthy, przybili sobie piątkę. Luke wyglądał tak, jakby ktoś dał mu wór złotych monet. Ja czułam się podobnie, ale tylko przez chwilę. Dotarło do mnie, co mogłoby się stać, gdyby nie interwencja pani Hemmings.

Ja i Ashton.... Boże, w mej głowie zapanował mentlik.

Czy ufalam Ashtonowi na tyle, żeby przeżyć z nim takie chwile?

Czy byłam przekonana, że chłopak miał szczere intencje?

Czy... czy ja go kochałam?

*  *  *

Ashton odprowadził mnie pod same drzwi mojego domu. Przez niemal całą drogę rozmawialiśmy, głowie o powiązanych między nim i resztą chłopaków.

Na samym początku wyjaśnił mi, jak wygląda jego relacja z Lucasem, który, jak się okazuje,  wcale nie był jego kuzynem.

Rodziny Irwin i Hemmings znały się od zawsze, a dokładnie od ponad ćwierć wieku, kiedy to Hemmingsowie przeprowadzili się do Perth. Chłopcy tak się ze sobą zżyli, że śmiało można było ich nazwać braćmi, a niekiedy nawet obcy ludzie to stwierdzili. Ashton, dwa lata starszy, opiekował się Lukim i widziałam, że nikomu nie dał by go skrzywdzić. Aż łza zakręciła mi się w oku, kiedy Irwin opowiadał o pierwszym dniu przedszkola niebieskookiego: jak to stanął w jego obronie przed rosłymi sześciolatkami, próbującymi ukraść resoraki, które Lucas dostał od ojca.

Z Michaelem i Calumem poznali się w szkole. Ten pierwszy początkowo był w klasie niżej od Asha, ale z racji swoich słabych wyników został zatrzymany rok dłużej i tak wylądował w klasie mojej, Luka i Cala.

Już wyjaśniam. Mike nie był głupi, co to, to nie. Można nawet powiedzieć, że jego inteligencja wykraczała poza przeciętną zwykłego siedmiolatka. Problemem - jak z resztą zwykle - okazała się być ludzka istotka, zwana Meryl Simpson. Młody Clifford oszalał na jej punkcie i zrobiłby wszystko, aby znajdować się jak najbliżej miłości swojego życia. A przynajmniej tak mu się wtedy wydawało. Meryl wyjechała tuż po zakończeniu pierwszej klasy, a Michael utknął rok niżej.

Mimo wszystko właśnie dzięki temu nawiązała się więź pomiędzy nim i resztą chłopców.

Historia Cala również była ciekawa. We wczesnych latach szkolnych chłopiec był prześladowany ze względu na swoją ciemniejszą karnację i nawet ja to wiedziałam. Nie raz dochodziło do sytuacji, w których zabierano mu przybory szkolne, zamykano w ubikacji, a niekiedy nawet bito. Prześladowania skończyły się, gdy do akcji włączył się zaalarmowany przez Lucasa Ashton. Główni napastnicy Hooda skończyli powieszeni za gumki od majtek na hakach w szkolnej szatni, gdzie spędzili cały weekend, w żaden sposób nie mogąc się uwolnić.

-To jest nasza historia w jednym, telegraficznym skrócie - zakończył Irwin, zatrzymując się przed metalową furtką. - Od tamtego czasu trzymamy się razem. Jesteśmy jak bracia. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.

Kiedy usłyszałam to zdanie, od razu na myśl przyszła mi Jasmine. Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie przyjaciółki i obiecałam sobie w duchu, że jeszcze dziś do niej zadzwonię.

-Hej - z zamyślenia wyrwał mnie Ashton, zamykając moje dłonie w swoich. - Co powiesz na to, żebym jutro... przedstawił cię swoim rodzicom?

Wytrzeszczyłam oczy, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Rodzicom? Jutro? Rodzicom?!

-A-ale... - zająknęłam się.

-Jeśli nie chcesz, nie ma problemu - dodał od razu Ash, uśmiechając się pokrzepiająco. - Nic na siłę.

Spojrzałam prosto w jego orzechowe oczy, po raz kolejny przygryzając dolną wargę. Tym razem zrobiłam to tak mocno, że aż poczułam kropelki krwi na swoim języku. Skupiłam się bardziej na tym, niż na słowach, które wpłynęły z mojego gardła. Dopiero po chwili dotarło do mnie, co powiedziałam, a było to:

-Oczywiście. Z chęcią poznam twoich rodziców.

________________

Obudziłam się rano, a tutaj 38 powiadomień. No nie mogłam, po prostu nie mogłam czekać tygodnia (:

Jak Wam się podoba X rozdział? Ktoś z Was współczuje Zoey? Ja na pewno.

Happily ever after osiągnęło ponad 3, 2k wyświetleń! Jesteście cudowni <3

To co? Bijemy rekord gwiazdek i komentarzy?

Happily ever afterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz