Rozdział 14

901 32 22
                                    

Rozdział 14

 Wybrałem śmierć,

a jednak żyłem dalej,

z kawałkiem wiosła w dłoni,

gotów walczyć o życie.

Walczyć o to,

na czym już mi zupełnie nie zależało.

 

~ Gabriel García Márquez

Opowieść rozbitka

Już przebudzając się wiedziałam, że nie jestem w swoim łóżku. U mnie pościel pachniała wanilią, różą i pomarańczą[1], a tutaj wyczuwałam mięte, skórę                i jakże dobrze mi znany drzewny aromat[2]. Zrelaksowana przeciągnęłam się, jednak szybko uzmysłowiłam sobie, że nie powinnam być w łóżku Doriana,           a co dopiero tak dobrze się w nim czuć, tak bezpiecznie i na miejscu. Szybko otworzyłam oczy jednocześnie podnosząc się do pozycji siedzącej. Odszukałam wzrokiem chłopaka siedzącego na podłodze ze spuszczoną głową opartego o łóżko. Chyba usłyszał, że się obudziłam, bo podniósł na mnie spojrzenie, które spowodowało nawał przerażających obrazów przywołujących mnie do rzeczywistości. Przypomniałam sobie wydarzenia dzisiejszego dnia, mam nadzieję, że dzisiejszego, poranną rozmowę z Sofii, lunch, podczas którego nareszcie zobaczyłam Luce, to jak wybiegam za              Ian’ em, naszą rozmowę, a później wydarzenia na tarasie, tamte wizje…

Moje ciało zatrzęsło się spazmatycznie, a później słone łzy, wielkości groszku zaczęły spływać po moich policzkach. Zaczęłam się dusić, ledwo udawało mi się łapać powietrze, nos miałam zatkany, widziałam jak przez mgłę, a w moim gardle z każdą sekundą rosła coraz większa gula. Kiedy już myślałam, że po raz kolejny zemdleję poczułam jak materac łóżka się wgłębia i czyjeś ramiona ciasno mnie oplatają. Nie przejmując się niczym przyległam do twardej klatki piersiowej Doriana. Pewnie nie zdawał sobie sprawy jak wiele znaczyło dla mnie jego wsparcie, a prawda była taka, że gdyby nie on już dawno bym się poddała. Dawał mi nadzieję, poczucie bezpieczeństwa i… szczęście, oczywiście jeśli w zaistniałym czasie można to tak nazwać. Pomimo kiepskiego początku teraz był on tym komu ufałam i to bez żadnego „ale”         i nie wyobrażałam sobie, aby nie było go w moim życiu. Prawda była taka, że znaczył on dla mnie więcej, niż ktokolwiek inny wcześniej i byłam… byłam          w nim zakochana. Kiedy ta myśl na mnie spłynęła kolejna fala łez zalała moje oczy, a następnie szaroniebieską koszulkę Doriana. Nie potrzebowałam więcej komplikacji w swoim życiu, a to z pewnością się do nich zaliczało, bo nie dość, iż w przyszłości miał zostać moim przyszywanym bratem, to jeszcze mieliśmy obowiązek walki z Cruento Ultores, a każda bliższa relacja tylko by szkodziła. Zanim odsunęłam się na dobre od jego ciepłego ciała uścisnęłam go jeszcze mocniej, on pocałował czubek mojej głowy. Na chwilę moje ciało zamarło, lecz szybko się opamiętałam i uwolniłam się z jego ramion. Powoli podniosłam głowę do góry i zobaczyłam zmartwione spojrzenie Ian’ a, który właśnie wyciągał ku mnie zielone pudełko z chusteczkami. Wzięłam je, a kiedy już zużyłam z połowę opakowania otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, jednak   z gardła wydobył mi się jedynie jakich charchot. Widząc to Dorian schylił się pod łóżko wyciągając dużą butelkę wody, którą opróżniłam praktycznie całą. Wtedy ponowiłam próbę i nareszcie zdołałam z siebie wykrztusić słowa.

- Dziękuję. – zaczęłam, chciałam jeszcze choć o kilka sekund przeciągnąć czas – Ja… ty wiesz co ja wtedy powiedziałam ? – kiwnął głową, a po moich policzkach znów spłynęło kilka łez, które starł swoim kciukiem – J-jak on  mógł ?! – zaczęłam krzyczeć jak opętana, bo wiedziałam, że to jedyny sposób, bym znów się nie rozpłakała – I skąd on… przecież mówili, że on nic nie wie ! To niemożliwe, nie byłby do czegoś takiego zdolny ! Znam go od zawsze, nie skrzywdziłby mnie. – zakończyłam już cichutko głosem małego dziecka. Przypomniałam sobie nasze pożegnanie, to jak jako dzieci… NIE ! Popatrzyłam się tępo  przed siebie starając się, bezowocnie zresztą, przywołać jakieś wspomnienie z dzieciństwa. Nie pamiętałam już żadnych. Pustka.

Trujące WizjeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz